Świat utracony i odzyskany Historia pewnego zranienia



DER

i Z oryginała rosyjskiego FIOTepSHHblH H BO3BpaiHeHHbifi MHp

(Hcropna oflHoro paHeHHJt) MOCKBB 1971, HaflaTCJibCTBO MocROBCKoro YHHeepCHTeTa \

Tlumeciyt

Przedmowa do pierwszego wydania polskiego

Artur Kowaliszyn

Okładkę projektowała

Katarzyna Rengwelska Redaktor

Danuta Sulewska Redaktor techuictDy

Ewa Sokolowska



.".'•V i

4'/

f © Copyright for tbe Polisli ediiioo by Państwowe Wydawnictwo Naukowe, 1981

ISBN 83-01

Wojewódzka Biblioteka Publiczna

„ Olsztynie

Państw o me "W Wsflłnlc trzecie I Arknsiy u>ŁidQii'n)c PipLer o«set) 1 Oddana do ipprodukcjl HJ aiucmfu [ » S ł T. Pudplsunn do druku Uf lulijre lt»4 r. Druk akortczonD m marcu I Ił** r. Zfini. liDJM, E-tO. Cena ił flO,-

Zeklad Graficzny Wgdaumicim Naukoiuach Łódź, ul. Żwirki 2

i

iśK

Wojna, którą przeżyliśmy 30 lat temu, pozostawiła po sobie ślad w postaci niezliczonych tragedii ludzkich: największa z nich to miliony poległych i setki tysięcy kalek. Los człowieka, o którym opowiada ta książka, jest jedną z licznych tragedii tej wojny. Uszkodzenia mózgu — narządu zawiadującego psychiką człowieka, odzwierciedlającego rzetzywistość i kierującego zachowaniem — są chyba najcięższymi urazami wojennymi. Człowiek nimi dotknięty nie traci życia, ale żyje z zaburzeniami świadomego działania, w sposób zniekształcony poznaje otoczenie i odczuwa trudności w kontaktach z ludźmi. Taki los spotkał lejtnanta Zasieckiego, który jako młody mężczyzna został ranny w głowę podczas walki z hitlerowcami w 1943 r. Kula uszkodziła część mózgu, uczyniła go kaleką, ale nie złamała jego woli — przez całe trzydziestolecie, które dzieli nas od wojny, z tytanicznym wręcz wysiłkiem walczył o powrót do czynnego życia w społeczeństwie. Jego historię przedstawia ta książka.

den przykład praktycznego zastosowania swojej dyscypliny. " Autor wyraża serdeczną wdzięczność swojemu przyjacielowi Docentowi dr hab. Marcelemu Klimkowskiemu, który podjął inicjatywę udostępnienia tej książki Czytelnikowi polskiemu, oraz Państwowemu Wydawnictwu Naukowemu za jej wydanie. Aleksander Łuria w maju 1975 r.

Autor pamiętnika L. Zasieckj z A. Łurią

Stoiat utracony i odzyskany nie jest książką łatwą ani tym bardziej książką sensacyjną. Ukazuje ona nieprawdopodobną 'wręcz siłę woli człowieka, którego walory moralne nie pozwoliły mu spocząć i przerwać walki. Jest to także książka mówiąca o tym, jak współczesna nauka może pomóc choremu i ukierunkować jego wysiłki zmierzające do tego, by powrócić do zdrowia. Książka Stoiat utracony i odzyskany ukazała się po raz pierwszy w języku rosyjskim w roku 1971; od tego czasu wydano ją w wielu językach, między innymi w angielskim, włoskim, hiszpańskim oraz w kilku językach krajów socjalistycznych. Wiele tysięcy osób poznało los Zasieckiego — z różnych krańców świata otrzymuje on tysiące listów zawierających słowa serdeczności. Obecnie książka ta trafia do rąk Czytelnika polskiego; psychologowie dostrzegą w niej jeszcze je-

0 książce 1 jej autorze

Jest 10 opowieść o wyaarzemu, niore zourzyio caie zy-

cie. Opowieść o tym, jak kula, która przebiła czaszkę i naruszyła mózg człowieka, rozbiła jego obraz świata na tysiące części, których nie mógł później złożyć w całość. To książka o człowieku, który poświęcił wszystkie swoje siły, aby odzyskać utraconą przeszłość i aby kształtować swoją przyszłość. Książka o walce, w której niełatwo było o zwycięstwo, i o zwycięstwie, które nie przerwało walki. Autor tych słów nie jest właściwie autorem tej książki: prawdziwym autorem jest jej bohater. Leży przede mną stos pożółkłych zeszytów, zeszytów wykonanych własnoręcznie w czasie wojny oraz grubych zeszytów w ceratowych okładkach z okresu późniejszego. Obejmują one prawie trzy tysiące stron. Na ich zapisanie bohater książki poświęcił prawie ćwierć wieku — z dnia na dzień, z godziny na godzinę — starając się opisać historię swego życia, następstwa strasznego zranienia. Swoje wspomnienia budo-

9

wal z drobnych, pojawiających się przypadkowo fragmentów, które usiłował logicznie powiązać. Z ogromnym wysiłkiem przypominał sobie pojedyncze słowa, składał oddzielne zdania, starał się uchwycić ich wątek, ich myśl przewodnią. Bywało, że w ciągu dnia, który uważał za wyjątkowo udany, potrafił zapisać całą stronę zeszytu, a nawet dwie, ale wówczas czuł się krańcowo wyczerpany. Pisał dlatego, że była to jedyna dostępna mu forma więzi z życiem, jedyny sposób na to, aby nie poddać się nieszczęściu, aby utrzymać się na powierzchni. Była to jedyna szansa na odzyskanie czegokolwiek z przeszłości. Pisał z mistrzostwem, którego mógłby mu pozazdrościć niejeden psycholog. Walczył o swoje życie. Książka ta mówi o męczącej walce z chorobą, o bohaterskiej walce o własne życie — jest to dziennik cichego bohatera, którego zrodziła wojna. Kolejne strony dziennika, zatytułowanego początkowo: Historia strasznego zranienia, a później Znowu walczą..., zostały napisane w różnych okresach. Jego autor rozpoczął pisanie w drugim roku po zranieniu i pisał w ciągu 25 lat, wciąż na nowo powracając do wybranych fragmentów. Zdecydowałem się na dokonanie możliwie precyzyjnej analizy tego unikalnego materiału. Kolejne strony dziennika zostały ułożone w porządku chronologicznym, retrospektywnie odtwarzając historię zranienia; następnie dokonałem charakterystyki tych poważnych zmian w świadomości, które nastąpiły w wyniku naruszenia przez kule ważnych dla normalnego funkcjonowania okolic mózgu. Wykorzystałem tu własne doświadczenie oraz bezpośrednią obserwację, której obiektem był bohater książki, prowadzoną przez ofcres prawie 25 lat — początkowo w szpitalu wojskowym, a później w warunkach kliniki. Zaprzyjaźniłem się ze 10

swoim pacjentem; zrozumiałem, jak ciekawie zapowiadające się życie zostało zburzone w wyniku urazu spowodowanego zranieniem i zapragnąłem podzielić się z innymi ludźmi swoimi przemyśleniami, na które złożyły się lata pracy. I tak powstała ta niewielka książeczka. Książeczka stworzona w znacznej części przez człowieka, który dla napisania jednej linijki musiał się zdobyć na tytaniczny wysiłek i któremu udało się z rozbitych na tysiące cząstek złożyć obraz własnego świata! Nic w niej nie zostało wymyślone. Czytelnik będzie miał możność ocenić tę książkę — książkę o prawdziwym człowieku, który z takim uporem walczył o swój umysł, napotykając na każdym kroku piętrzące się trudności, i który w ostatecznym wyniku wyszedł zwycięsko z tego .nierównego pojedynku.

Przeszłość

Początkowo wszystko było proste: normalna jak u innych przeszłość, życie niełatwe, ale zwykle, przyszłość wydawała się czymś niewiadomym. Mój bohater lubi o tym wspominać i stronice jego dziennika ciągle przypominają to, teraz utracone, życie. „W roku 1941 tuż przed samym wybuchem wojny ukończyłem trzeci rok Instytutu Mechaniki (politechniki) i sądziłem, że niebawem rozpocznę praktyką w jakimś specjalistycznym przedsiębiorstwie. W wyobraźni widziałem już fabrykę i moją w niej praktykę! Interesujące projekty! Ukończenie Instytutu z wyróżnieniem... asystentura i praca dla przyszłości! Od wczesnego dzieciństwa ciągnęło mnie do nauki i wiedzy, z zapałem więc chłonąłem to wszystko, z czym zdołałem się zetknąć czy to w szkole, czy w kółkach zainteresowań, czy też w codziennym życiu. Pragnąłem stać się wszechstronnie rozwiniętym człowiekiem radziec13

kim, przydatnym dla społeczeństwa w dziedzinie nauki i techniki. Wcześnie straciłem ojca — nie miałem wówczas jeszcze nawet dwu lat — zmarł nagle w kopalni węgla, gdzie pełnił funkcją inżyniera górnika. Matce niełatwo było wychować po śmierci ojca czwórkę małych dzieci. A trzeba wiedzieć, że matka moja była niepiśmienna; nie udało jej się też uzyskać renty dla dńeci. Była jednak niezwykle pracowita; nie przestraszyła się ciężkich warunków i jakoś potrafiła ubrać, obuć i nakarmić dzieci. Kiedy nadszedł czas, aby rozpocząć naukę w szkole, zacząłem się uczyć. Z wynikiem celującym ukończyłem szkołę podstawową, w sześć lat później również celująco dziesięciolatkę. Wkrótce miałem ukończyć Instytut — zostało mi jeszcze około dwu lat — drobiazg, nic już mi nie przeszkodzi go ukończyć! A jak tylko skończą Instytut, zacznę pomagać matce, żeby wreszcie trochę odetchnęła od zmartwień".

Czasem wracał do wspomnień z dzieciństwa, które początkowo były niewyraźne, a potem jawiły się z taką wyrazistością. „Pamiętam swoje dzieciństwo, pamiętam wczesny okres szkolny, kiedy uczęszczałem do I - I I klasy szkoły podstawowej. Pamiętam nauczycielkę, która uczyła mnie w I klasie, pamiętam jej nazwisko: Maria Gawriłowna Łapszina; pamiętam swoich najlepszych kolegów — Sańkę Mironowa, Wołodkę Salomatina, Tanie Razinę, Adę Protopową, Marusię Łuczikową. Pamiętam zabawy dziecięce, melodie piosenek, wiersze, jakie pisaliśmy o złych uczniach w II klasie. Pamiętam, jak wysłano mnie na zlot pionierów do Moskwy. Pamiętam obóz pionierski, ognisko, pamiętam swoje rodzinne mia14

sto Epifan, jego dzielnice; pamiętam, co to jest ziemia, słońce, księżyc, gwiazdy, wszechświat (tak jak to może pamiętać i wyobrażać sobie dziecko — uczeń)".

I znów dzieciństwo i młodość: „Miasteczko Epifan było kiedyś starym kupieckim miastem. W centrum wielka cerkiew z wymalowanymi obrazami Bogurodzicy z dzieciątkiem, na wierzchołku złoty krzyż; wokół cerkwi rozchodziły się promieniście ulice zabudowane dwu-, trzypiętrowymi domami, dalej jednopiętrowe drewniane domy kupieckie. Na krańcach jeszcze trzy lub cztery cerkwie. Kilometr dalej — rzeka płynąca z północy na południe. Zejść do niej można ulicą opadającą w dół z lewej strony lub tamtędy, gdzie stoi cerkiew «Zwiastowania», po krętej stromej ścieżce. Moja rodzina mieszka przy mewielkiej ulicy Parkowej w^domu na JI piętrze. Trzy domy dalej park... wszędzie cicho i spokojnie". Wrtjna

I nagle — wszystko się urwało. „Szedłem rano ulicą w stronę Instytutu myśląc o swojej przyszłości, gdy nagle usłyszałem (aż drgnąłem!) straszną wiadomość: wojna z Niemcami! Zawieszono praktyki. W Instytucie musieliśmy przejść bez przerwy semestralnej na kolejny rok nauki. Mój kurs stal się teraz czwartym, Ale faszystowscy barbarzyńcy wkroczyli na nasze terytorium. Należało spieszyć z pomocą ojczyźnie. Po mobilizacji komsomolcy z mojego roku w Instytucie zgłosili się na front, przerywając studia do końca wojny... 15

I oto walczę gdzieś na froncie zachodnim, a potem rana w skroń! Po miesiącu znowu na froncie, walczę z wrogiem... Czasy, kiedy cofaliśmy się, już dawno minęły. Nasze wojska nacierają. Ciągle posuwamy się do przodu. Zbliża się rok 1943. Zachodnia część frontu — Smoleńszczyzna. Gdzieś tam pod Wiaźmą na rzece Worii zajął miejsce pluton przenośnych miotaczy ognia, który ma za zadanie połączyć się z kompanią strzelców w momencie przewidywanego ataku na Niemców. Pluton miotaczy ognia, współdziałając z kompanią strzelców, miał przerwać obronę niemiecką na tym brzegu Worii. Już drugą dobę oczekiwano na rozkaz do ataku. Był początek marca. Pogoda ładna, słoneczna, ale dość mokro i wilgotno. Wszystkim przemokły walonki i bardzo chcieliśmy jak najszybciej ruszyć do ataku. Oby jak najprędzej przyszedł rozkaz ruszenia do ataku! Jeszcze raz obszedłem żołnierzy, byłem bowiem wówczas dowódcą plutonu przenośnych miotaczy ognia. Z każdym porozmawiałem. Oczekując na rozkazy, rozmieściłem pluton równomiernie wśród kompanii strzeleckiej. Spojrzałem na zachód, na ten brzeg Worii, gdzie znajdowali się Niemcy. Brzeg był dość wysoki i stromy, ale trudności trzeba pokonywać i my je pokonamy! Myślałem tylko o tym, żeby wreszcie nadszedł rozkaz. Wszystko wokoło ruszyło się. Zagrała nasza artyleria, minęła minuta — jedna, druga, trzecia — wszystko ucichło i nagle wszyscy poderwali się szybko i popędzili przez pokrytą lodem rzekę. Słońce wydawało się rozżarzone, świeciło jasno, chociaż miało się już ku zachodowi. Dwóch lub trzech Niemców zniknęło w pobliskich zagłębieniach. Ani wystrzału, ani żadnego innego dźwięku! Nagle zagwizdały wokół niemieckie Itule, zatrzeszczały z boku karabiny maszynowe. Zaświ16

stały kule nad moją głową, padłem na ziemię, ale długo nie można przecież czekać, zwłaszcza że nasze orły znalazły się już na górze! Zeskoczyłem z lodu, pod obstrzałem kul zrobiłem krok naprzód, na zachód i..." Po zranieniu „Powoli przychodziłem do siebie; znalazłem się w jasno oświetlonym pokoju, gdzieś niedaleko pierwszej linii frontu. Nic nie mogłem sobie przypomnieć, nic powiedzieć... Głowę miałem dosłownie pustą — próżnia, w której nie było żadnych obrazów, żadnych myśli, wspomnień, po prostu tępy ból, szum, zawroty i nic więcej. Tylko z rzadka pojawiał się mętny obraz człowieka z nalaną szeroką twarzą, w okularach, zza których spoglądały rozdrażnione, a nawet surowe oczy dające znaki lekarzom i sanitariuszom, co ze mną ror bić, leżałem bowiem na stole operacyjnym. Nade mną pochylało się kilku ludzi w białych fartuchach, w białych czapeczkach na głowach, z białymi przepaskami osłaniającymi część twarzy, aż do oczu. Dość niewyraźnie uświadomiłem sobie, że leżę na stole operacyjnym, a kilku ludzi trzyma mnie mocno za ręce i nogi oraz za głowę, tak że nie mogę się poruszyć. Pamiętam, że trzymali mnie i sanitariusze, i lekarze. Pamiętam, że z jakiegoś powodu tak bardzo krzyczałem, że dostawałem zadyszki. Pamiętam, że czułem, jak po moich uszach i szyi spływała ciągle ciepła, lepka krew, a w ustach czułem słony smak. Pamiętam, że w mojej czaszce trzeszczało i huczało, że czułem silny, wyrazisty ból, ale już nie miałem sił, żeby krzyczeć. Krztusiłem się, aż przestawałem oddychać — powoli uchodziło ze mnie życie, W tym czasie o niczym nie my1:— Łuria — Świat utracony i odzyskany

17

siałem, zasypiałem, budziłem się; nie byłem w stanie 0 czymkolwiek myśleć, rozmyślać, wspominać cokolwiek. Pamięć i życie ledwo się we mnie kołatały! Nie orientowałem się, co się ze mną dzieje, i długo nie mogłem zrozumieć (przez wiele dni i nocy), gdzie znajduje się rana... Po prostu zamieniłem się w jakieś dziwne dziecko. Słyszę głos lekarza, który z kimś rozmawia. Nie widząc lekarza, nie zwracam na niego uwagi. Nagle lekarz podchodzi do mnie, dotyka mnie czymś i pyta: *Jak tam zdrowie, towarzyszu Zasiecki?». Milczę, ale zaczynam myśleć. Co też on do mnie mówi? 1 kiedy kilkakrotnie powtarza moje nazwisko, w końcu przypominam sobie, że «Zasiecki» to moje nazwiskc, i dopiero wtedy odpowiadam: «... w porządku..<». Czułem się jak noworodek, który patrzy, słyszy, dostrzega, obserwuje, naśladuje, odbiera bodźce, ale sam jeszcze niczego nie rozumie. Taki też byłem rzeczywiście po zranieniu. Z czasem, po wielokrotnych powtórzeniach, w mojej pamięci (w mowie i myśli) gromadzą się i narastają różne zbitki i «supełki», dzięki którym przypominam sobie. Zaczynam odbierać płynące życie, zapamiętywać słowa (myśli) i ich znaczenie. W końcu drugiego miesiąca od zranienia przypominam już sobie, kto to był Lenin, co to jest słońce, księżyc, deszcz i chmury, przypominam sobie swoje imię i nazwisko oraz imię ojca. Nawet zaczynam sobie przypominać, że mam gdzieś matkę, dwie siostry, że przed wojną był i brat, który na początku wojny (służył w armii na Litwie) zaginął bez wieści. Mój współtowarzysz z sąsiedniego łóżka zainteresował się mną i obiecał napisać list do mojej rodziny, jeżeli uda mi się przypomnieć sobie adres domowy... Ale jak sobie przypomnieć adres?... To bardzo trudne zadanie. Chyba nigdy go sobie nie przypomnę, skoro nie pamiętam nawet imion matki i sióstr". 18

„Co dzieje się ze mną?" Zdawał sobie ze wszystkiego sprawę, widział wszystko, co go otaczało, wiedział, że jest w szpitalu, że wokół niego są koledzy, że siostry i salowe zajmują się nim, że jest ranny i że stało się z nim coś strasznego, a przy tym czuł, że żyje jakby we mgle — świat stał się jakiś inny niż był dawniej, a on sam stał się kimś innym i wszystko teraz jest inne. Co to jest? Co się z nim dzieje? „W rezultacie zranienia zapomniałem wszystko, czego się kiedyś uczyłem i co kiedyś umiałem. Wszystko zapomniałem — po zranieniu zacząłem od nowa rozwijać się do pewnego momentu, potem nagle mój rozwój zatrzymał się. I teraz znajduję się w dziwnym stanie niedorozwoju. Największy kłopot sprawiała mi pamięć: zapomniałem o wszystkim na świecie i teraz od nowa uczę się poznawać, zapamiętywać, rozumieć i to w taki sposób jak w dzieciństwie. W wyniku zranienia stałem się człowiekiem nienormalnym w pełnym tęgo słowa znaczeniu, chociaż nie w sensie człowieka chorego psychicznie, ale zupełnie inaczej. Stałem się nienormalnym w wyniku ogromnych ubytków pamięci i długotrwałego braku możliwości odtworzenia jej resztek... W moim mózgu galimatias, luki i słabości. Znajduję się jakby we mgle, w ciężkim półśnie, w pamięci pustka, nie mogę sobie przypomnieć ani jednego słowa, tylko przemykają się jakieś obrazy, niewyraźne przywidzenia, które szybko pojawiają się i równie szybko znikają, ustępując miejsca nowemu widzeniu; ani jednego obrazu nie jestem w stanie zrozumieć, ani zapamiętać,.. Wszystko to, co pozostało w pamięci, rozpłynęło 19

„Dawniej wszystko wyglądało tak (a), a teraz wygląda tak (b)"

się, rozbiło na wiele drobnych części bez jakiegokolwiek związku i porządku. I taka to już teraz moja głowa: kłopot z każdym słowem i z każdą myślą, z każdym pojęciem". Rozumiał to nie tylko on jeden. Wydawało mu się — nie, on byl tego pewien — że i inni to widzą, że dla wszystkich jest jasne, iż stał się jakimś innym, do niczego nieprzydatnym odbiciem człowieka, że w rzeczywistości umarł i tylko pozornie przedłuża się jego życie, a naprawdę to został zabity. „Oni teraz doskonale zrozumieli, co oznacza głębokie zranienie głowy; pamiętają, jakim byłem do czasu wojny, do momentu zranienia, i jakim stałem się później, po zranieniu, choćby jak teraz — nieprzydatnym, nieprzystosowanym ani do żadnej pracy, ani do niczego. Wszystkim mówiłem, że po zranieniu przemieniłem się w innego człowieka, że zostałem zabity 2 marca 1943 roku, lecz dzięki wyjątkowej sile fizycznej organizmu po prostu cudem utrzymałem się przy życiu. Ale chociaż pozostałem żywy, ciężkość zranienia wyniszcza mnie, nie daje spokoju i czuję się tak, jakbym żył nie na jawie, ale we śnie — strasznym, okrutnym śnie! Po prostu stałem się nie człowiekiem, ale cieniem człowieka, nieprzydatną do niczego jednostką". 20

Został „zabity" 2 marca i teraz żyje niezrozumiałym życiem, żyje w półśnie i trudno mu uwierzyć, iż naprawdę żyje... „Po zranieniu ciągle — jak dawniej, tak i teraz — żyje jakimś niepojętym podwójnym życiem. Z jednej strony śni mi się, że stałem się człowiekiem nienormalnym, prawie analfabetą, półślepym, chorym. I w żaden sposób nie mogę uwierzyć w to nieszczęście, które wydarzyło się po zranieniu mnie w głowę... Zaczynam myśleć inaczej, a konkretnie, że przecież człowiek nie może bez przerwy znajdować się we śnie, zwłaszcza gdy czuje, że mija rok za rokiem... Zaczynałem wierzyć, że to po prostu sen, straszny sen! Ale myślałem też inaczej: a może to nie sen, a wynik zranienia w głowę? I wobec tego muszę od nowa nauczyć się wszystkich liter, żeby móc przeczytać książkę... Trudno mi było uwierzyć w rzeczywistość, ale też nie chciałem oczekiwać, aż ocknę się z tego snu (czy to w ogóle sen?). Na dodatek moja nowa nauczycielka utwierdzała mnie w przekonaniu, że żyję nie we śnie, a na jawie, że mija już trzeci rok wojny i że od czasu ciężkiego zranienia w głowę stałem się chory i niepiśmienny... A zatem to nie sen? Sen nie może trwać tak długo i zawsze ten sam. Wygląda na to, że nie śniłem przez te lata, a żyłem na jawie. Cóż to za okrutna choroba? Do dziś jeszcze nie mogę przyjść do siebie, do dziś nie rozumiem siebie, nie uświadamiam sobie, jaki byłem i kim jestem. Ciągle jeszcze zadaję sobie pytania: ja to jestem czy też nie ja? Żyję we śnie czy na jawie? Już przecież zbyt długo trwa ten sen, w życiu tak się nie zdarza, przecież mijają lata. A jeżeli to nie sen, a jawa? Dlaczego ciągle jestem chory, dlaczego ciągle boli mnie głowa, szumi w uszach i kręci 21

się w głowie? I marzę o tym, aby stanąć w szeregu, za nic nie chcę uchodzić za zabitego. Staram SIĘ urzeczywistniać swoje marzenia chociaż po trochę, po kropelce, zgodnie z możliwościami, jakie mi pozostały. Przeżywam pewne rozdwojenie: ja to czy nie ja? Żyję we śnie czy na jawie? Rozmyślam przez długie godziny, a głowa mnie boli: co mam robić, co robić?" Czas mijał, a męczące samopoczucie nie opuszczało człowieka, którego świadomość była rozbita na cząsteczki. Front był już daleko. Przewinęła się cała sieć szpitali, początkowo w Moskwie — wtedy jeszcze przyfrontowym mieście, potem w małych prowincjonalnych miasteczkach. Budynek byłej szkoły, czyste duże sale, dawne klasy. „Jak się czujecie, Zasiecki?". Potem znowu pociągi, autobusy.. Potem długa droga koleją. Migają stacje, ciągle nowi sąsiedzi w przedziałach sanitarnego pociągu. A potem Ural — szpital rewalidacyjny! Szpital rewalidacyjny Znalazł się w cichym, czarującym miejscu — oaza w zawierusze wojennej, szpital, do którego napływały setki żołnierzy z ranami podobnymi do jego. Dobrze pamiętał to miejsce — opisał je bardzo obrazowo. „Wokoło rozciąga się piękny krajobraz: ogromne jezioro otoczone wysokimi drzewami, dalej inne jezioro, znacznie większe, wreszcie trzecie, a wokoło, gdzie nie spojrzysz, ogromne masywy iglastych lasów; niebo 22

wydaje się ciemne, świecące dziwnym światłem, na nim słońce jasne, bardzo jasne. Hałas ciężarówki denerwuje mnie. Głowa boli i coś wewnątrz niej. Wydaje mi się, nie wiem dlaczego, że ciężarówka jeździ ciągle w jednym miejscu. Ale oto pojawia się jeszcze jedno jezioro, a potem nagie widzę wysoki, trzypiętrowy dom, następnie jeszcze jeden, wszystkie rozrzucone po lesie. Samochód zatrzymuje się i jesteśmy na miejscu". Wokoło otaczało go zadziwiające piękno, lecz wewnątrz niego była jakaś dziwna pustka. Wszystko to takie straszne! Bandaż na głowie już nie był potrzebny, zewnętrznie rana była wyleczona, zabliźniła się, ale jak bardzo kontrastuje z tym otaczającym go światem jego stan wewnętrzny! „Nadal mogłem czytać tylko sylabizując jak dziecko, nadal brakowało mi słów, nie znałem ich znaczenia, tak jak uprzednio trzymała mnie mocno w swoich rękach «afazja mózgu». Nie wracała pamięć, wiedza, wykształcenie. W głowie snują się dwie myśli: jedna —• że moje życie przepadło, że nie jest już nikomu potrzebne, że pozostanę już taki aż do śmierci, która zresztą jest blisko, i druga myśl — że jeszcze nie wszystko stracone, że trzeba żyć, że z czasem wyleczę się, że medycyna mi jeszcze pomoże — czas i medycyna — i odzyskam utracone bogactwo pamięci. Stałem się człowiekiem, który nie potrafi rozmawiać z ludźmi, który nie może zrozumieć wielu rzeczy i pojęć, nie umie dobrze czytać. Męczą mnie zawroty głowy, ciągłe ataki bólu i coraz częściej zastanawiam się nad swoim życiem, nad tym, czy warto żyć? I te ciągłe wątpliwości. Żyję we śnie czy na jawie? Ciągle jeszcze nie wierzyłem, że jestem poważnie ranny 23

w głowę. Wydawało mi się, że to wszystko sen. A czas szybko mijał jakby rzeczywiście we śnie, mijały miesiące, lata, dziesięciolecia. Chyba nie śpię, a to wszystko nie jest snem, lecz najprawdziwszą rzeczywistością, która po zranieniu zmieniła się w coś stokroć gorszego niż przedtem. Wydaje mi się, nie wiem dlaczego, że brodzę jak we śnie po jakimś dziwnym, zaczarowanym, zamkniętym kręgu, z którego nie ma wyjścia. Spoglądam nie rozumiejącymi oczyma na otaczający mnie świat, przypominam sobie niedawne wydarzenie, kiedy zostaiem ranny w głowę, wspominam następstwa tego strasznego zranienia. T włosy stają mi dęba, gdy myślą, że to wszystko wydarzyło się na jawie, nie zaś we śnie, że naprawdę tak będzie do końca mojego smutnego życia".

Nasze spotkanie

Spotkałem swojego bohatera w końcu maja 1943 roku, prawie w trzy miesiące po jego zranieniu. Spotkałem go, aby nie przerywając kontaktów, uważnie śledzić jego życie przez całe 26 lat — z roku na rok, z krótkimi przerwami, niekiedy z tygodnia na tydzień. Tak zaczęła się nasza przyjaźń; stałem się świadkiem jego wieloletniej uporczywej, twardej walki o to, aby będąc żywym powrócić do życia.

Jak barwnie odbiera przyrodę, jak pełnym wrażeń jest dla niego otaczający świat! Ale jakie zmienił się ten świat, z jakim trudem wszystko do niego dociera! „Rozumiem, że wszystko, co widzę, słyszę, odczuwam i uświadamiam sobie, to otaczający mnie świat. Po zranieniu trudno mi jednak zrozumieć ten otaczający mnie świat, bowiem do tej pory się zdarza, że nie mogę przypomnieć sobie potrzebnego mi słowa, kiedy chcę określić to, co widzę, albo gdy wyobrażam sobie przedmioty, zdarzenia, rośliny, zwierzęta czy człowieka, lub też, odwrotnie, gdy słyszę dźwięk, słowo, mowę, nie od razu mogę to sobie przypomnieć czy zrozumieć".

Do mojego gabinetu w szpitalu wszedł miody człowiek, prawie chłopiec, z roztargnionym uśmiechem na ustach; spoglądał na mnie z lekko przechyloną głową, aby mnie lepiej widzieć; później dowiedziałem się, że utracił zdolność widzenia w prawej części pola i żeby cokolwiek zobaczyć, musiał przechylać głowę w lewą stronę. Zapytałem go, jak żyje? Milczą! chwilę, potem nieśmiało powiedział: ,,iv porządku". Zapytałem go, kiedy był

Co to za zjawisko? Dlaczego wszystko stało się takie obce? Dlaczego nagle znalazł się w świecie rozbitym na tysiące części? Dlaczego myśli jego nie mogą złączyć się w jedną całość? 24

25 •

ranny? To pytanie, co było wyraźnie widać, wprawiło go w zakłopotanie, „No... hm... tak... jakby to powiedzieć... no, kiedy to było... pewnie dwa... albo trzy..." A skąd pochodzi? „No, tak... dom... chciałbym tam napisać... ale niestety w żaden sposób..." Kogo ma w domu? „Tak... mama... i jeszcze... jakby ich nazwać?". Widać było wyraźnie, że w pierwszej chwili nie rozumiał sensu moich pytań i słowa odpowiedzi nie przychodziły mu łatwo. Każda odpowiedź wymagała męczących prób. „Proszę spróbować przeczytać ten wiersz". „Nie... „Co to jest?" „Nie wiem... nie wiem, co to jest... nie... jak to?" Próbował oglądać kartkę ustawiając ją bokiem, na wprost lewego oka. Obracając ją na wszystkie strony, ze zdziwieniem oglądał słowa i litery. „Nie... nie mogą..." „W takim razie niech pan napisze swoje imię i skąd pan pochodzi?" I znowu męczące próby, ręka jakoś nieprecyzyjnie, niezręcznie bierze ołówek, początkowo nie tym końcem, którym należy, potem ołówek zaczyna szukać papieru, znowu próby bez powodzenia, a litery jakoś nie wychodzą. Niczego nie może napisać, rozprasza się. Rzeczywiście stał się niepiśmienny. „Niech pan spróbuje policzyć cokolwiek, na przykład dodać 6 + 7". „6, jak to... 7... nie, nie mogą... nie wiem... w ogóle nie mant pojęcia...". „A teraz niech pan podniesie prawą rękę". „Prawa, prawa... lewa... nie, nie wiem, która jest prawa ręka? Co to znaczy prawa, lewa... Nie, nie, nic z tego nie wyjdzie." Jakżeż męczące próby 26

działania wywołuje każde pytanie! Jakie poczucie bezsilności! „No, to niech pan opowie w takim razie, jak pan poszedł na front". „No... cóż, było to... było u nas... składa sią tak niedobrze, cofamy siano, i wszystko. Tak też myślałem, że skoro już tak wszystko... no, tak, no tak... Uczyli mnie długo... 5 lat... potem mnie wypuścili... Potem front. Pamiętam, ranili mnie, to wszystko". Męczące próby opowiedzenia o tym, co jeszcze jest świeże w pamięci. Bez powodzenia próbuje odnaleźć odpowiednie słowa. „Niech pan powie, jaki teraz mamy miesiąc?" „Teraz, jak to, teraz maj!" I na twarzy uśmiech: udało się znaleźć odpowiednie słowo. „Niech pan wymienia: styczeń, luty, marzec"... „Tak, tak, marzec, kwiecień, maj, czerwiec, o ..." I znowu zadowolony. „A na odwrót, przed wrześniem", „Jak to przed wrześniem? Wrzesień, październik, jak to październik, nie, nie, nie tak, nie potrafię. Jaki miesiąc przed wrześniem? Jak to wrzesień, październik... nie, nie wychodzi mi to". „A co jest przed zimą?" Przed zimą czy po zimie przychodzi lato... coś takiego... nie, nie wychodzi mi to." „A przed wiosną?" „Przed wiosną... teraz wiosna... No... do tego potem... czy przed... nie, gubię się już... nie wyjdzie mi to, nie potrafię..." I znowu męczące, bez powodzenia próby. Cóż to jest? Mój pacjent tak jak dawniej wyraźnie odbiera bodźce płynące z otaczającej go przyrody. Przeżywa ciszę, która go otacza. Ze wzruszeniem wsłuchuje się w szum lasu i spogląda na gładką 27

taflę jeziora. Uparcie podejmuje próby rozwiązania zadania, udzielenia odpowiedzi na pytanie, odnalezienia właściwego słowa. Jak bardzo przeżywa każdą trudność, każde niepowodzenie! Z jaką łatwością przedstawia typowy porządek: „styczeń, luty, marzec, kwiecień" — jakie to proste! Ale dlaczego nie potrafi powiedzieć, jaki miesiąc jest przed wrześniem? Dlaczego nie wie, która jego ręka jest prawa, a która lewa? Dlaczego nie może dodać dwóch prostych liczb? Dlaczego przestał rozpoznawać litery? Dlaczego nie potrafi pisać? Dlaczego każda próba nazwania przedmiotu i odpowiedzenia lub streszczenia czegoś wydaje się zadaniem ponad jego siły. Co się z nim stało? Cóż to za rana mózgu, która pozostawiła nienaruszoną zdolność bezpośredniego odbierania wrażeń, oszczędziła pragnienia, pozostawiła możliwość przeżywania emocji i umiejętność jasnego oceniania każdego swojego nieudanego przedsięwzięcia, a spowodowała takie straszne, męczące trudności przy każdej próbie znalezienia słowa, wyrażenia myśli, przeczytania słowa napisanego, przy każdej próbie liczenia, dodania dwóch liczb, które z łatwością dodaje uczeń szkoły podstawowej? Co mu się przydarzyło? Cóż to takiego? Wyciąg z historii choroby nr 3712 „Młodszy lejtnant Zasiecki, lat 23, został zraniony 2 marca 1943 roku. Kula przeszła przez lewą ciemieniowo-potyliczną 28

część czaszki. Zranieniu towarzyszyła długotrwała utrata świadomości i mimo natychmiastowej hospitalizacji oraz opatrzenia rany w odpowiednim czasie przypadek skomplikował się. w wyniku procesu zapalnego, który z kolei wywołał zrosty w oponach mózgowych i wyraźne zmiany zapalne w przylegającej tkance mózgowej".

Odłamek utkwił w tkance okolicy ciemieniowo-potylicznej mózgu powodując jej uszkodzenie. Zranienie skomplikowało się dodatkowo wskutek procesu zapalnego w tych okolicach mózgu, które przylegały bezpośrednio do miejsca zranienia. Ciemieniowo-potyliczne płaty lewej półkuli mózgu — okolica tak ważna dla analizy przestrzennej — zostały uszkodzone bezpowrotnie. Proces zabliźnienia nieuchronnie pociągnął za sobą częściową atrofię położonych w pobliżu zranienia części tkanki mózgowej. Po dziesięciu latach od chwili zranienia jeszcze jeden wyciąg z historii choroby, tym razem zrobiony na podstawie zdjęcia rentgenologicznego. Do kanału mózgowo-rdzeniowego wprowadzono powietrze; przechodząc ku górze wypełniło ono przestrzeń komór mózgowych i te puste części, które powstały w rezultacie zaniku tkanki okolic mózgu bezpośrednio przylegających do miejsca zranienia. „Proces tworzenia się blizn wywołał zmiany atroficzne w lewej bocznej komorze. Ściany jej wydęły się w kierunku powierzchni mózgu, przestrzeń podoponowa mocno się rozszerzyła. Typowy lokalny proces atroficzny".

29

Zranienie wywołało częściową atrofię tkanki mózgowej w lewej części okolicy ciemieniowo-potylićznej. Jakimi następstwami to grozi? Jak wyjaśnić obraz tych głębokich zmian, które opisaliśmy wyżej i które tak dobrze zna sam chory? Przejdźmy do wybranych informacji z zakresu nauki o funkcjach mózgu jako całości oraz funkcjach jego części.

Kilka informacji o mózgu

— dygresja pierwsza

Na szklanym stoliku przed nami leży mózg wyjęty z jamy czaszki. Widzimy szarą substancję, całą pofałdowaną w głębokie bruzdy i wypukłe zwoje. Dwie półkule — lewa i prawa — ściśle połączone z sobą spoidłem (ciało modzelowate). Na powierzchni znajduje się warstwa substancji w jednostajnym szarym kolorze: to kora większych półkul; jej grubość osiąga zaledwie 4—5 mm, a składa się na nią ogromna liczba komórek nerwowych, które stanowią materialne podłoże wszelkich złożonych procesów psychicznych. Kora, która pokrywa zewnętrzne części półkul mózgowych, jest młodsza od kory pokrywającej zwrócone do wewnątrz części. Pod cienką warstwą kory znajduje się biała substancja. Składa się ona z ogromnej liczby ściśle przylegających do siebie włókien, które łączą różne ośrodki w korze móz31

gowej oraz przewodzą do niej pobudzenie powstające na obwodzie i kierują na obwód programy działania sformułowane w korze. Jeszcze głębiej napotykamy znowu części tkanki szarej — to jądra wzgórza, najstarsze i najgłębiej położone twory, do których docierają impulsy idące z obwodu i w których są poddawane wstępnej obróbce. Jak nieciekawie i nieatrakcyjnie wygląda mózg — najwyższy wytwór ewolucji, narząd, który odbiera, przetwarza i przechowuje informacje, tworzy programy działania i reguluje ich wykonanie! Nie-

Mózg człowieka

wiele wiedzieliśmy o nim do niedawna, o jego budowie i funkcjach; podręczniki były wypełnione niejasnymi hipotezami, z których można było wyłowić zaledwie strzępki rzetelnej wiedzy, przewijającej się wśród fantastycznych domysłów, co powodowało, że mapa mózgu niewiele różniła się od średniowiecznych geograficznych map świata. Obecnie dzięki pracom wybitnych uczonych z całego świata wiemy o mózgu ludzkim znacznie

więcej i chociaż wiedza ta ciągle jeszcze znajduje się na pierwszym szczeblu prawdziwej nauki, to jednak jest znacznie bogatsza niż te niejasne przypuszczenia, którymi dysponowali nasi dziadkowie. Informacje te pozwalają nam lepiej zorientować się w tym, jakie skutki u naszego bohatera wywołało uszkodzenie mózgu. Można stwierdzić z całą pewnością, iż wrażenie jednolitości i małego zróżnicowania szarej masy, jakie narzuca się nam przy pierwszym zetknięciu z mózgiem, jest w absolutnej sprzeczności z rzeczywistą niezwykle złożoną i wielowymiarową jego funkcją. Substancja szara — główna część mózgu — nie «^ylko charakteryzuje się niewiarygodną liczbą ko^••jnÓTek nerwowych, podstawowych jednostek dziai Palności mózgu (niektórzy uczeni określają tę liczQ b ę na 14 miliardów, inni wymieniają liczby jesz7'cze większe), ale również tym ważnym faktem, że £* te elementarne komórki nerwowe są rozmieszczone ? w ściśle ustalonym porządku, a odrębne części albo też ,,bloki" mózgu pełnią ściśle określone i zasadniczo różne funkcje. Świadomie przyjmując szereg uproszczeń, koniecznych przy omówieniu tak skomplikowanych problemów, wyróżniamy w mózgu człowieka trzy ważniejsze części składowe — trzy podstawowe bloki tego zadziwiającego narządu. — Pierwszy z nich możemy określić mianem bloku energetycznego albo bloku tonusu. Mieści się on w głębi mózgu, w obrębie górnych części pnia

32

3 — t.uria — Świat utracony 1 odzyskany

irt

: . *



33

człowieka ze świata zewnętrznego. Do człowieka dociera niezliczona liczba sygnałów ze świata otaczającego; oko dostrzega tysiące przedmiotów zarówno znanych, jak i nie znanych. Ich odbicie powoduje podrażnienie siatkówki oka; następnie po cienkim włókienku nerwowym pobudzenie dociera do płatów potylicznych kory mózgowej — do jej okolicy wzrokowej. Tu obraz wzrokowy rozkłada się na miliony specyficznych dla niego jakości: w płacie potylicznym znajdują się komórki nerwowe wyspecjalizowane w spostrzeganiu najsubtelniejszych odcieni barw, reagujące wyłącznie na linie albo płynne, albo zygzakowate, tylko na ruchy od brzegów ku środkowi lub od środka na zewnątrz. Jest to tzw. pierwotna kora wzrokowa — w istocie niezwykłe laboratorium, przetwarzające bodźce świata zewnętrznego, integrujące miliony części składowych. Ta część kory — końcowa część płata potylicznego — pozostała nie uszkodzona u naszego pacjenta. Do niej przylega część płata potylicznego — specjaliści nazywają ją „wtórną korą wzrokową". Składa się ona z małych komórek nerwowych z krótkimi wypustkami, podobnych do małych gwiazdek, wskutek czego nazwano je „komórkami gwiaździstymi". Rozmieszczone w górnych warstwach kory mózgowej odbierają one impulsy z komórek pierwotnej kory wzrokowej. Następnie łączą je w złożone całości — „układy dynamiczne" — pojedyncze drobne impulsy przetwarzają w całe złożone struktury. 36

Przyłóżmy elektrodę do pierwotnej kory wzrokowej. Łatwo to uczynić w czasie • operacji mózgu (jest to zabieg bezbolesny): przed oczyma pacjenta pojawiają się rozsypane, świecące kule, języki płomieni. Dotknijmy elektrodą jakiegokolwiek miejsca wtórnej kory wzrokowej i człowiek zobaczy skomplikowane wzory, czasem całe przedmioty: oto kołyszą się drzewa, skaczą wiewiórki, przyjaciel macha ręką z oddali. Elektryczne podrażnienie „wtórnych" części kory wzrokowej okazuje się wystarczające do przywołania z pamięci obrazów przedmiotów — pobudza pamięć wzrokową. Jest to struktura odpowiedzialna za przetwarzanie i magazynowanie informacji. Warto tu wspomnieć o pracach takich uczonych, jak O. Foerster z Niemiec, O. Poetzl z Austrii, W. Penfield z Kanady, gdyż oni to odkryli nowy, tak interesujący świat pracującego mózgu. Możemy zatem wyobrazić sobie, jakie ciężkie następstwa pociąga za sobą uszkodzenie tej części mózgu! Zranienie, powodujące uszkodzenie pierwotnej kory wzrokowej jednej półkuli mózgowej lub też wiązki włókien nerwowych dochodzących do kory a przewodzących bodźce wzrokowe, powoduje, że część pola widzenia zaciera się, staje się niewidoczna; uszkodzenie pierwotnej kory wzrokowej lub jej włókien w lewej półkuli powoduje niedowidzenie w prawej stronie pola widzenia, a uszkodzenie tej samej części kory prawej półkuli — niedowidzenie w lewej stronie pola widzenia. 37

Lekarze nazywają to zjawisko skomplikowanym i niewygodnym terminem „hemianopsji" (niedowidzenia połowicznego). Jeszcze bardziej niezwykły obraz przedstawia uszkodzenie wtórnej kory wzrokowej. Człowiek, który został zraniony, widzi nadal przedmioty tak wyraźnie jak przedtem, ale jego maleńkie komórki „gwieździste", syntetyzujące oddzielne drobne impulsy wzrokowe w całe układy, przestają funkcjonować, a proces widzenia przechodzi dziwną metamorfozę: człowiek jak dawniej widzi dobrze oddzielne części, lecz nie może połączyć ich w obrazy całych przedmiotów i jest zmuszony domyślać się znaczenia pojedynczych widzianych elementów — podobnie jak uczony analizujący asyryjskie pismo klinowe domyśla się kolejno znaczenia oddzielnych znaków. Obraz pokazany choremu przedstawia okulary. Co to jest? „Kółko... jeszcze jedno kółko... przekładnia... coś w rodzaju laski... jeszcze jedna laska... prawdopodobnie rower?" Nie, chory z takim uszkodzeniem mózgu nie może widzieć przedmiotów, chociaż widzi ich oddzielne części. Pojawii się u niego specyficzny stan, który lekarze nazwali łacińsko-greckim terminem „agnozji optycznej" (rozpad rozpoznania wzrokowego). Ale droga mózgowej organizacji poznania świata jeszcze nie zakończona. Trzeba pamiętać, że uzyskujemy informacje nie tylko o pojedynczych przedmiotach; odbieramy całe zjawiska, dostrzegamy przedmioty 38

w ich złożonych związkach, zależnościach, rozmieszczamy je w przestrzeni: zeszyt leży na stole po prawej stronie, kałamarz stoi po lewej, aby przejść z korytarza do pokoju, musimy skręcić na lewo, a następnie na prawo. Rzeczy są rozmieszczone w systemie przestrzennych współrzędnych i dzięki temu od razu ujmujemy ich położenie w przestrzeni. Recepcja całych sytuacji i przestrzennego rozmieszczenia przedmiotów jest procesem znacznie bardziej złożonym niż proste widzenie figury geometrycznej czy nawet przedmiotu! Uczestniczy w niej nie tylko wzrok, ale i doświadczenie ruchowe: zeszyt można wziąć prawą ręką, do kałamarza trzeba sięgnąć lewą; bierze w tym udział specjalny narząd znajdujący się w uchu środkowym — błędnik — zapewniający stan równowagi organizmu, niezbędny do oceny przestrzeni trójwymiarowej, którą postrzegamy dzięki ruchom oczu przemierzających przestrzeń od jednego przedmiotu do drugiego i ustalających ich rozmieszczenie. Tylko zorganizowana równoczesna praca tych różnych narządów może zapewnić skoordynowanie odrębnych, następujących po sobie wrażeń w cały, równocześnie (albo jak wolą mówić uczeni: „symultanicznie") zorganizowany system. Oczywiście, takie „symultaniczne" przestrzenne spostrzeganie wymaga udziału innych, jeszcze bardziej skomplikowanych części kory mózgowej. I takie części istnieją. Są one rozlo39 •

kowane na granicy płatów: potylicznego, ciemieniowego i skroniowego, tworzą aparat poznawczy (możemy już cliyba powiedzieć: „gnostyczny") kory trzeciorzędowej. W nich jednoczy się działanie okolic wzrokowych (potylicznych), czuciowo-ruchowych (ciemieniowych) i słuchowo-przedsionkowych (skroniowych). Są to najbardziej rozwinięte i skomplikowane twory drugiego bloku mózgu ludzkiego. W procesie ewolucji pojawiły się one najpóźniej (wyłącznie u człowieka) i znacznie się rozrosły. Nie są jeszcze w pełni zdolne do pracy u noworodka, dojrzewają u dziecka między 4 a 7 rokiem życia. W całości składają się z bardziej złożonych komórek okolic kojarzeniowych; wielu uczonych nazywa je „strefą przenikania" wzrokowych, czuciowo-ruchowych i słuchowo-przedsionkowych okolic mózgu. Właśnie te płaty kory trzeciorzędowej uszkodził odłamek u naszego bohatera. Co się dzieje wówczas, gdy okolice te zostaną uszkodzone odłamkiem, kulą, wskutek wylewu krwi czy guza mózgu? Wrażenia wzrokowe mogą pozostać względnie nie zmienione, chyba że odłamek uszkodzi wiązkę włókien wzrokowych, wówczas wystąpią zaburzenia w polu widzenia. Człowiek w dalszym ciągu dostrzega oddzielne przedmioty (jak wiemy, wtórne części kory wzrokowej nie zostały uszkodzone). Może rozpoznać przedmioty niewyraźnie, „po omacku", słyszeć dźwięki, rozumieć mowę... A jed40

nak okazuje się, że coś bardzo ważnego zostało silnie uszkodzone: człowiek nie jest w stanie połączyć wszystkich wrażeń w jedną całość; zaczyna żyć w rozbitym świecie. Odbiera bodźce płynące z wewnątrz ciała: ręka, znowu ręka, noga i druga noga. Ale która ręka jest prawa? A gdzie jest lewa? Nie, nie jest w stanie rozwiązać tego problemu. W tym celu bowiem należałoby rozmieścić ręce w systemie przestrzennych współrzędnych, odróżnić prawą stronę od lewej. Ścieląc łóżko natrafia na problem, jak rozłożyć kołdrę — wzdłuż czy w poprzek? A jak założyć szlafrok, który rękaw jest prawy, a który lewy? Jak tu określić godzinę, kiedy 3 i 9 rozmieszczone są w jednakowych punktach zegara, tylko jedna z lewej, a druga z prawej strony? A jak odróżnić prawą stronę od lewej? Niestety, każdy krok w tym świecie staje się coraz bardziej skomplikowany. Nie sądźmy, że na tym kończą się trudności, na jakie natrafia człowiek, który nagle znalazł się w tym dziwnym rozdrobnionym świecie. Trzeciorzędowe obszary ciemieniowo-potyliczno-skroniowe kory lewej półkuli mają ścisły związek z organizacją kolejnej, szczególnie ważnej czynności psychicznej — mowy. Przeszło sto lat temu francuski anatom Paul Broca odkrył, że uszkodzenie tylnych części dolnego zwoju czołowego lewej półkuli wywołuje u człowieka rozpad „motorycznych obrazów słowa" i pozbawia go możliwości 4]

mówienia, a w niewiele lat później niemiecki psychiatra K. Wernicke stwierdził, że uszkodzenie tylnej części górnego zwoju skroniowego lewej półkuli (u praworęcznych) pozbawia człowieka zdolności spostrzegania różnicy w dźwiękach mowy, wskutek czego nie rozumie on mowy słyszanej. Człowiek pracuje prawą ręką: pisze nią, odgrywa ona główną, wiodącą rolę. Ale zawiaduje nią przeciwległa, lewa półkula mózgu, w niej też jest zlokalizowana inna najbardziej złożona funkcja — mowa. Chodzi nie tylko o słowa, jakimi operujemy w trakcie rozmowy z sąsiadem. Uczestniczy ona we wszystkich procesach poznawczych człowieka. Przedmioty, które dostrzegamy, nazywamy słowem; słowem oznaczamy kierunek i położenie: „na prawo", „na lewo", „z tyłu", „z przodu", „pod", „nad", za pomocą form gramatycznych i składni określamy dowolne stosunki, dowolne myśli, za pomocą mowy przenikamy w głąb poznawanego świata, wydzielamy sprawy ważne, odrywamy się od rzeczy nieistotnych, syntetyzujemy poszczególne wrażenia w całe kategorie, myślimy... Nie, mowa służy nie tylko do porozumiewania się z innymi ludźmi, przenika głęboko nasze spostrzeganie i pamięć, myślenie i zachowanie; organizuje ona nasz świat wewnętrzny i, być może, rozmawiamy (po cichu, wewnętrznie, sami z sobą) nawet wtedy, gdy milczymy. Staje się zatem oczywiste, że uszkodzenie trzeciorzędowych obszarów kory lewej półkuli prowadzi do jeszcze poważniejszych 42

~-.

następstw, niż te, które zostały omówione wcześniej! Świat wewnętrzny człowieka z takimi uszkodzeniami mózgu jest rozbity: nie może on znaleźć w danej chwili odpowiedniego słowa, nie jest w stanie przekazać słowami swoich myśli, odczuwa niezmierne trudności, gdy próbuje zrozumieć złożone formy gramatyczne; nie potrafi liczyć — wszystko, czego nauczył się w szkole, cały system wiedzy, jaki posiadał, rozpadł się na pojedyncze nie powiązane z sobą cząstki. Wydawałoby się, że jego świat pozostaje taki sam, a w istocie jakże jest zmieniony! Sytuacja człowieka muszącego żyć w tak rozbitym świecie da się porównać 2 tragicznym błądzeniem po labiryncie. Jak ciężkie następstwa pociągnęło za sobą to pozornie niewielkie uszkodzenie mózgu! Wydawałoby się, że uszkodzenie choćby niewielkiej części tego ważnego bloku mózgu może doprowadzić do wyłączenia człowieka z życia: pozbawić go najważniejszej cechy jego osobowości, uczynić z niego bezsilnego inwalidę z rozbitą teraźniejszością i bez przyszłości. Pozostał nam jednak jeszcze do omówienia trzeci podstawowy blok mózgu, który, jak się okazało, był u naszego bohatera nietknięty. — Blok ten leży w przedniej części mózgu; w jego skład wchodzą płaty czołowe; nie zabezpiecza on tonusu kory, nie odbiera informacji ze świata zewnętrznego, nie przetwarza ich ani też nie przechowuje. Jest związany ze światem zewnę.-

43

trznym za pośrednictwem struktur bloku drugiego i może efektywnie pracować wówczas, gdy blok pierwszy zapewnia niezbędny stopień aktywności kory. Pełni on jednak niezwykle ważną funkcję: jest potężną strukturą pozwalającą kształtować i realizować zamierzenia,, programować działanie, regulować jego przebieg i kontrolować efekty. Jest to blok programowania, regulacji i kontroli czynności ludzkich, ludzkiego działania. Nie będę go tutaj omawiać szczegółowo, poświęciłem mu bo-

wiem szereg oddzielnych publikacji. Jedno jest bezsprzecznie ważne: uszkodzenie przednich części mózgu, a szczególnie płatów czołowych, powoduje sytuację zdecydowanie różną od opisanej uprzednio. Człowiek zachowuje swoje spostrzeżenia i pamięć, system poznawczy pozostaje nienaruszony. Nadal żyje w otaczającym go świecie, ale jakie to życie! Traci bowiem wszelką możność planowania swoich działań, nie może tworzyć ich programów 44

oraz kontrolować ich wykonania; może jedynie odpowiadać na docierające do niego sygnały, jednakże nie jest w stanie ich przetwarzać w skomplikowany system kodów kierujących zachowaniem. Traci również możliwość oceniania swoich błędów, a co za tym idzie — nie może pracować nad ich naprawieniem,-tak jak nie może zaplanować tego, co będzie robił za minutę, godzinę, dzień. Zachowując swoją przeszłość nie ma możliwości kształtowania swojej przyszłości, a wraz z tym traci to, co w istocie czyni człowieka człowiekiem. Struktury bloku trzeciego w pełni zachowały się u naszego bohatera, pozostała mu zdolność do przeżywania własnych błędów, dążenia do ich przezwyciężenia, silna potrzeba stania się człowiekiem normalnym, a co za tym idzie — potrafił on włożyć wielki wysiłek w pokonanie zaistniałych trudności. Bardzo wiele stracił, jego świat uległ rozbiciu, ale nadal pozostał w pełni człowiekiem, który potrafił walczyć o to, aby odzyskać to, co utracił, aby odtworzyć swój dawny świat, „Było mi ciężko, wprost nie do zniesienia cierpiałem z powodu smutnej, tragicznej sytuacji, w jakiej się znalazłem. Przecież stałem się niepiśmiennym, pozbawionym pamięci i chorym. Ale ponownie w duszy mojej odżywa nadzieja, że wyleczą mnie z tej strasznej choroby mózgu. W mojej głowie rodzą się fantastyczne marzenia o tym, że przejdzie ból i zawroty głowy, poprawi się wzrok, słuch, powróci uprzednia pamięć i znowu będę umiał czytać i pisać... Ludzie, którzy mnie otaczają, nie zdają sobie spra45

wy z rzeczywistości, w jakiej się znalazłem, nie dostrzegają, jak wielkiego wysiłku wymaga ode mnie moja aktualna sytuacja. Po zranieniu cały świat przewrócił się w moich oczach jak gdyby na nice, tak jakbym żył w dziwnym i zaczarowanym świecie, a zarazem strasznym śnie. Ciągle jednak miałem nadzieję, że uda mi się pokazać ludziom, że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze nie całkiem przepadłem — wystarczy tylko ponownie nauczyć się zapamiętywać i mówić, myśleć i rozumieć to wszystko, co kiedyś, przed zranieniem, całkiem dobrze trzymało się mojej głowy. Przyznać trzeba, że bywało i tak, iż upadałem na duchu i bałem się, że nigdy nie przezwyciężę, tej strasznej choroby pamięci. Ale marzę, że jak dawniej wszystko ułoży się dobrze. Staram się mimo wszystko urzeczywistniać swoje marzenia, krok po tooku, stosownie do możliwości, jakie mi pozostały... Ciągle nie tracę nadziei, że uda mi się przystosować do wykonywania jakiegoś zajęcia. Mam też nadzieję, że przydam się jeszcze swojej ojczyźnie, i to dodaje mi sił".

Pierwsze kroki w rozbitym świecie

Przerzućmy kartki jego pamiętnika. Powróćmy do pierwszych dni i tygodni jego choroby, do pierwszych skreślonych przez niego stron. Co nam one powiedzą? Może o początkach choroby? O tym, jak powoli i stopniowo scalał się ten rozbity na części świat, scalał się, aby i tak pozostać rozbitym? Oto przebywa w szpitalu. Wokół niego pochylone postacie, jakieś twarze, to jedna, to druga. „No, jak się czujecie, towarzyszu Zasiecki?" Przeglądamy kolejne strony jego zeszytu, na których odtworzył swoją przeszłość, opisał przeżycia pierwszych tygodni po zranieniu. Wzrok

Coś mu się przydarzyło, coś, czego nie było mu dane nigdy przedtem doświadczyć. Spogląda wkoło i — cóż to? Początkowo nie może zobaczyć ani jed47

nej rzeczy. Świat rozpadł się na kawałki, a te nie łączą się w cale obrazy, w całe przedmioty. A prawej strony tego, na co stara się patrzeć, wcale nie ma. Zamiast niej widzi szarą płaszczyznę. Rzeczy przestały być całe, musi domyślać się, co przedstawiają. „Po zranieniu nie widzę w całości żadnego przedmiotu, ani jednej rzeczy, i jestem zmuszony teraz cały czas domyślać się ich — tych przedmiotów, zjawisk, wszystkiego, co żyje, to znaczy wobrażać je sobie, łączyć w pamięci w całości, odbierać nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem wyobraźni. Nawet niewielkiego kałamarza nie widzę w całości. Wprawdzie niektóre przedmioty i zjawiska wyobrażam sobie tak, jak je pamiętam z okresu przed zranieniem, lecz zapomniałem wyglądu większości z nich. Poznaję je teraz jak gdyby od nowa i wyobrażam je sobie nie tak, jak wyobraziłbym je sobie przed zranieniem. I teraz już ani jednego przedmiotu, ani jednej rzeczy nie widzę w całości, tak jak to było przed zranieniem, lecz widzę tylko części. Kiedy patrzę na łyżkę, to ze zdziwieniem stwierdzam, że widzę tylko jej lewy brzeg, i nie mogę zrozumieć, dlaczego widzę tylko jeden brzeg łyżki, nie zaś całą łyżkę; wydaje mi się ona równocześnie jakimś dziwnym fragmentem przestrzeni, co mnie przeraża, i dlatego gubię łyżkę w zupie". Ukazuje na rysunku swoje uszkodzone pole widzenia. Oto jak widział dawniej, oto jak widzi teraz. Ale i tego mało. To, co widzi, utraciło swoją wyrazistość. Przedmioty migają, poruszają się, wszystko staje się pofałdowane. 48

„Widzę dostrzegane przedmioty poprzez niezliczoną liczbę, po prostu miliardy, poruszających się, migających punktów, co przeszkadza mi w patrzeniu na nie. Spoza tego rojowiska nie widzę normalnie czytając' pierwszej litery (od centrum widzenia), Jęcz widzę ją zamazaną, powyginaną, zmieszaną w tym rojowisku z migającymi punkcikami, nićmi, igłami. Wszystko to 4 — Łuria — Świat utracony i odzyskany

49

widzę teraz przez okno, tę wysepkę widzenia, wewnątrz której i na krańcach której wszystko porusza się i pędzi". Czasem dochodzą do tego halucynacje; w uszkodzonej części mózgu następuje proces bliznowacenia, co podrażnia komórki nerwowe przechowujące wrażenia wzrokowe. I znowu zaczynają się męki — męki człowieka żyjącego w rozbitym na kawałki świecie, męki z zaburzonym widzeniem. „Przez dwie doby nie zamykałem oczu, a w tym czasie halucynacje jak gdyby przywiązały się do mnie! Ot, przykrość! Zamykam oczy i natychmiast otwieram je ponownie, bo w oczach pojawia się coś dziwnego — twarz człowieka z olbrzymimi uszami (tak mi się wydaje) i z olbrzymimi oczyma albo po prostu pokazują mi się różne twarze, przedmioty, różne widziadła, ze strachu więc szybko otwieram oczy". Jak trudno jest mu żyć w tym rozbitym świecie, z którego zniknęła połowa tego, co go otacza, gdzie trzeba od nowa orientować się we wszystkim! „Wyszedłem na korytarz, ale po przejściu kilku kroków nagle uderzyłem się prawym ramieniem i prawą skronią o ścianę i nabiłem sobie guza. Ogarnęła ranie złość i zdziwienie: jak mogłem s?.ę tak uderzyć? Jak to się stało, że natknąłem się na ścianę korytarza, przecież powinienem zobaczyć ścianę, a nie wpadać na nią. Przypadkowo spojrzałem jeszcze raz dookoła —na sufit, na nogi. I nagle drgnąłem oraz pobladłem: nie widziałem prawej strony ciała — ręki, nogi... Gdzież, u licha, mogły one zniknąć?" 50

Defekty widzenia pozostają; mijają miesiące i lata, a one jak były, tak są, widzenie jest ciągle rozbite na kawałki, zaburzone. Z dużym wysiłkiem próbuje zrozumieć, co się z nim stało, opisuje każdy swój defekt, dokonuje eksperymentów ze swoim uszkodzonym wzrokiem. „Po zranieniu przestałem widzieć w połowie, to znaczy z prawej strony, zarówno lewym, jak i prawym okiem. Oczywiście na zewnątrz oczy wydają się takie same jak u wszystkich normalnych ludzi i patrząc na nie nie można określić, czy widzę, czy też nie. Gdy patrzę którymkolwiek okiem {nieważne którym) w określony punkt, to w prawo od tego punktu po linii poziomej nie widzę nic, to znaczy nie widzę; prawej strony pola widzenia, na lewo zaś widzę, ale tam również jest dużo miejsc pustych. Kiedy zaczynam czytać jakieś słowa, chociażby takie jak «zawrót głowy», to patrzę na literę t, na jej górny prawy koniuszek i widzę tylko litery z lewej strony: r, ó, t, po prawej stronie od litery t i ze wszystkich innych stron niczego nie widzę; na lewo od litery t widzę dwie litery: r, 6, a jeszcze dalej w lewo absolutnie nic nie widzę. Ale jeżeli poprowadzić ołówek dalej w lewo, to znowu zaczynam widzieć ruch ołówka, ale liter nie widzę; mało tego, że nie widzę niczego z prawej strony pola widzenia lewego i prawego oka, nie widzę również niektórych części otaczającego mnie świata znajdujących się po lewej stronie pola widzenia"! Ciało Uszkodzony wzrok i rozbite widzenie to tylko początek jego nowego, niepojętego i trudnego życia.

«•

51

•.r_

-





. . ^

••.

.

.

.



*



y

.

Gdyby tylko widzenie... Ale również swoje własne ciało odczuwa jako coś nowego, zachowuje się ono bowiem nie tak jak dawniej. „Często wpadam w stan oszołomienia i nie rozumiem ruchu, jaki się wokół mnie odbywa, nie rozpoznaję przedmiotów, znajduję się w jakimś stanie izolacji, rozmyślam o czymś minutę, dwie, a potem nagle przychodzę do siebie, spoglądam na prawo i ze strachem dostrzegam brak połowy swojego dala. Przestraszony zastanawiam się, gdzie podziała się moja prawa ręka i noga i w ogóle prawa połowa ciała. Poruszam ręką, a następnie palcami ręki lewej, czuję ją, a prawej ręki wraz z pakami nie widzę, a nawet z jakiegoś powodu nie odczuwam jej, aż strach ściska mnie za gardło... Staram się coś sobie przypomnieć, ale nic z tego nie wychodzi... Nagle znowu tracę prawą połowę ciała i ciągle zapominam o tym, że po prawej stronie oślepłem, i w żaden sposób nie mogę przywyknąć do tego stanu, a często przeraża mnie nagłe zniknięcie mojego ciała". Ale to nie wszystko! Nie tylko bowiem gubi prawą połowę ciała (zranienie płatów ciemieniowych lewej półkuli mózgu z reguły prowadzi do takiego stanu), lecz czasami wydaje mu się, że proporcje jego ciała zmieniły się, że głowa stała się olbrzymia, a tułów malutki, że nogi znajdują się gdzieś nie na swoim miejscu, że rozpadł się nie tylko świat widzialny, ale także na jakieś cudaczne kawałki rozpadło się jego ciało. „Siedzę pewnego razu i nagle czuję, że głowa moja powiększa się coraz bardziej, a ręce, nogi i tułów stają się malutkie. Gdy pomyślę o tym, odczuwam zdziwie52

nie, a sytuacja wydaje mi się humorystyczna. Zjawisko to nazywam «,zawstydzemem» ciała. A gdy zamknę oczy, nie wiem nawet, gdzie znajduje się moja prawa noga; z jakiegoś niezrozumiałego powodu wydaje mi się, że znajduje się gdzieś powyżej pleców, a nawet wyżej niż głowa. I jeszcze zdarza mi się doznawać (choć wtedy mogę zapanować nad sobą) takich przykrych stanów, jak na przykład: siedzę na krześle i nagle staję się straszliwie wysoki, tułów krótki, a głowa mała, malusieńka jak u kurczaka; trudno to sobie wyobrazić". I tak nie może odnaleźć części swojego ciała — rozpadło się ono na kawałki, których nie udaje mu się od razu odszukać: gdzie jest jego ręka? Gdzie noga? Gdzie plecy? Musi długo i uporczywie ich szukać. Jakże to niepodobne do czasów sprzed zranienia, kiedy każda część jego ciała znajdowała się na właściwym miejscu i kiedy o żadnych „poszukiwaniach ich" nie mogło być mowy! „Często zapominam, w jakim miejscu mego ciaJa znajduje się przedramię czy pośladek. Często zapominam znaczenia tych dwu słów i ponownie usiłuję je zrozumieć. Wiem, co to ramię, i wiem ponadto, że blisko niego jest przedramię, ale znowu zapomniałem, gdzie się ono znajduje: czy w pobliżu szyi, czy też ręki? To samo odnosi się do słowa «pośladki». Też zapomniałem, gdzie one się mieszczą: czy w mięśniach nogi powyżej kolan, czy też w okolicach miednicy? Podobnych zagadek w moim ciele kryje się więcej, a nadto nie mogę przypomnieć sobie nazw części ciała. «A teraz proszę mi pokazać swoje plecy» — mówi profesor. Dziwna sprawa, ale w żaden sposób nie mogę tego zrobić. Wiedziałem już, że słowo «plecy» dotyczy 53

mojego ciała, ale gdzie znajduje się ta część ciała, w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć, tak jakby od czasu zranienia w ogóle przestała istnieć. Takich sytuacji, że zapomniałem nazw części ciała, było niemało. To samo powtarza się, gdy profesor prosi: «Pokaż, gdzie masz oko». Znowu długo zastanawiam się, co oznacza słowo «oko», i w końcu przypomina mi się jego znaczenie. To samo zdarza się przy słowie «nos». Pytania padają coraz częściej, coraz bardziej kategorycznie brzmią polecenia: «Pokaż szybko swój nos? Gdzie masz oko? Gdzie ucho?». Ale wówczas słowa zaczynają mi się plątać: nos, ucho, oko — chociaż bezustannie je sobie powtarzam. Z jakichś powodów nie mogę jednak szybko przypomnieć sobie tego lub innego znanego mi słowa. Zwraca się do mnie lekarz: «Prosze., ręce w bok!» A ja stoję i zastanawiam się, czego on chce? Albo mówi mi: «Ręce w dół». I znowu zastanawiam się, a nawet szepczę po cichu: «Ręce w dół ... ręce w dół ... ręce w dół» ... Co to oznacza?" Niekiedy pojawiają się wręcz zaskakujące symptomy: nie tylko utracił orientację w rozmieszczeniu części swojego ciała, ale nawet zapomniał, jak się nimi posługiwać. Oto jedno z wcześniejszych wspomnień, z pierwszych tygodni po zranieniu, z okresu pobytu w jednym ze szpitali gdzieś w okolicach Moskwy. Zjawisko dość niezwykłe. „Obudziłem się nagle w środku nocy czując dziwny ucisk w brzuchu. Tak, w moim brzuchu coś się działo, nie odczuwałem potrzeby oddania moczu, ale jakaś inna niewyraźna potrzeba nie dawała mi spokoju, ale o co chodziło? 54

W żaden sposób nie mogłem uświadomić sobie, w czym rzecz, a ucisk w brzuchu ciągle wzrastał. I nagle zrozumiałem, że muszę wyjść «na stronę*, długo zastanawiałem się jednak, jak to zrobić. Już wied2iałem, że posiadam odpowiednie miejsce służące do wydalania moczu z organizmu, ale tu chodziło o coś innego, w innym miejscu brzucha czułem ucisk". Dziwna sytuacja na tym się nie kończyła. Bardzo szybko zauważył, że musi uczyć się od nowa tego, co wcześniej było tak oczywiste, tak proste: znak ręką, pożegnalny ruch ręki... Jak to wykonać? „Leżę w łóżku, potrzebna mi jest salowa. Jak ją zawołać?... Nagle przypominam sobie: człowieka można wezwać gestem, próbuję więc ruchem ręki przywołać salową do siebie; tak to wygląda: wolno poruszam lewą ręką — raz w prawo, raz w lewo. Salowa przeszła jednak nie zwracając zupełnie uwagi na moją mimikę i gestykulację. Zrozumiałem wówczas, że całkiem zapomniałem, jakim gestem można wezwać człowieka... Jak okazało się, zupełnie zapomniałem, jakie ruchy wykonywać i jak posługiwać się mimką, aby inni zrozumieli, o co mi chodzi i zdecydowali się podejść do mnie". Przestrzeń Do dziwactw ciała szybko przywykł; dokuczały mu jednak ataki. Pojawiły się także inne niezwykłe stany, które nazwał dziwactwami przestrzennymi, i od nich, niestety, nigdy już nie mógł się uwolnić. Na przykład zbliża się lekarz, wyciąga 55

rękę, a on nie wie, którą rękę należy podać; chce usiąść na krześle i pada, krzesło bowiem stoi bardziej na lewo, niż mu się wydawało; zaczyna jeść — nie może trafić widelcem w potrawę, uderza nim obok kawałka mięsa. A łyżka? Z łyżką dzieją się rzeczy niewiarygodne: nie chce zachowywać się tak jak u innych ludzi — ustawia się zawsze na „sztorc", a zupa się z niej wylewa ... Zaczęło się to dawno, jeszcze w szpitalu, trwa nadal i ciągnie się przez długie, długie lata...

śługiwaćj siada do obiadu i pojawia się problem, jak wziąć nóż, widelec, jak trzymać łyżkę? Niestety, zapomniał najprostszych czynności nawykowych.

,,Poznawszy moje imię, lekarz mówi: «Jak się masz, Lowa!» — i wyciąga rękę. A ja w żaden sposób nie mogę trafić swoją ręką do jego dłoni. Wtedy znowu mówi do mnie: «Cześć, Lowa!» — i^podaje ponownie rękę. A ja podaję mu lewą rękę... Zorientowałem się, zaczynam wyciągać rękę prawą, ale z niewiadomych przyczyn nie mogę tego zrobić, w końcu trafiam jako tako — łapię za jeden palec. Wtedy on znowu uwalnia swoją rękę i mówi: «Cześć, spróbuj jeszcze raz, Lowa!». Podaje ponownie rękę, próbuję znowu bez widocznych efektów; Wówczas bierze moją rękę i pokazuje mi, jak należy się witać ... Po wypadku: staram się siadać na krześle bardzo wolno, najpierw oglądam miejsce, na i którym chcę usiąść, a kiedy już siadam, nagle z przestrachem próbuje złapać krzesło rękoma, boję się, że upadnę na podłogę. Czasami bywa tak, że w trakcie siadania padam, a to dlatego, że — jak się okazuje — krzesło stoi za daleko ode mnie",

„Trzymam w ręku ołówek, ale zupełnie nie wiem, co z nim zrobić. Utraciłem umiejętność posługiwania się ołówkiem... Próbuję jeść łyżką «pierwsze danie*, ale ani ręka, ani łyżka, ani nawet usta nie chcą !nie słuchać, ciągle się mylę. Wolno poruszam ręką, łyżką, talerzem, oblewam się, brudzę... podsuwam rękę trzymającą łyżkę to do brody, to do nosa, a do ust w żaden sposób nie mogę trafić! Zauważam też, że łyżka w mojej ręce zachowuje się jak zaczarowana, w żaden sposób nie mogę prawidłowo jeść, obracam łyżkę na wszystkie strony chcąc poznać prawidła posługiwania się nią. Niestety, nie mogę z nią dojść do ładu w momencie, kiedy zabieram się do jedzenia — w trakcie posiłku przestaje mnie słuchać! Czynność jedzenia, prowadzenie łyżki od talerza do ust i z powrotem w sytuacji, gdy widzę tylko fragment powierzchni talerza lub łyżki, jest niezwykle męczące. Wydawało mi się to dziwne, że choć minęło tyle czasu, nie mogłem przyzwyczaić się do łyżki, talerza czy widelca. Nie mogę utrzymać równowagi w przypadku wychylenia pod kątem od 45 stopni. A gdy zamknę oczy, w żaden sposób nie mogę uprzytomnić sobie, w jakim położeniu znajduje się talerz, łyżka; to już nie wina wzroku, a czegoś innego, co nastąpiło po zranieniu".

Wyjątkowo dokuczliwe były następstwa „dziwactw przestrzennych" w momencie siadania przy stole. Oto siada przy stole i chce pisać, a ołówek nie chce go słuchać — nie wie, jak się nim po-

To samo występowało w warsztatach szpitalnych, do których uczęszczał na „terapię zajęciową", chcąc ponownie włączyć się do jakiejkolwiek pożytecznej pracy, przekonać się, że może być

56

57

człowiekiem pożytecznym, że ciągle jest coś wart. Tam napotykał te same trudności, przeżywał te same męczące stany. „Majster wręcza mi igłę, kłębek nici, kawałek materiału z wyszytym deseniem, poleca wyszyć podobny wzór, a następnie odchodzi do innych chorych, którzy po wypadkach nie mają nóg, rąk czy też są połowicznie sparaliżowani. A ja?... Trzymam w ręku kłębek, igłę, wyszyty wzór i nie mogę zrozumieć, po co mi dali to wszystko? Długo siedzę bez ruchu. Nagle podchodzi do mnie majster i mówi: «Dlaczego siedzicie i nic nie robicie? Weźcie nitkę i nawleczcie igłę». Wziąłem w palce jednej ręki igłę, w drugiej trzymam nitkę, ale w żaden sposób nie mogę zrozumieć, co mam z tym zrobić, w jaki sposób nawlec igłę. Obracam ją na wszystkie strony i nie mogę pojąć, jak się z nią obchodzić... Póki nie brałem tych przedmiotów do ręki, a tylko spoglądałem na nie, wydawały mi się znajome, ale kiedy teraz znalazły się w moich rękach, nie mogłem zrozumieć, do czego one służą. Wpadłem w stan jakiegoś otępienia: nie mogę sobie wyobrazić, jak połączyć te dwie dostarczone mi rzeczy, krótko mówiąc, zapomniałem, do czego one służą. Kłopot jeszcze z czym innym! Wiedziałem już co to igła, co nitka, co naparstek, co skrawek materiału, co nieco wiedziałem o tym, jak sobie z nimi radzić, ale w żaden sposób nie mogłe/m sobie przypomnieć ich nazw (nitka, igła, kłębek, szmatka, naparstek). Siedzę i wbijam igłę w gałganek, lecz nie mogę przypomnieć sobie nazw tych rzeczy, nie wiem, jak nazwać to, co robię. Kiedy spoglądam na pracownię, stół, deski, hebel, maszynę, ludzi, na pierwszy rzut oka wydaje mi się 58

to wszystko znajome i uważam, że jestem całkiem normalny. Kiedy jednak dostałem hebel i deski, długo zastanawiałem się, jak należy heblować, aż pokazali mi to inni chorzy (po raz drugi). Zacząłem heblować,, ale robić tego poprawnie i tak się nie nauczyłem; nie potrafię, nie wiadomo dlaczego. Zaczynam heblować i widzę, że robię to źle: krzywo, z wypukłościami i wklęśnięciami, a na dokładkę szybko się męczę... A kiedy tak hebluję i patrzę na narzędzia, na warsztat, na kawałki drewna, to znowu czuję, że nie mogę sobie przypomnieć nazwy żadnej z widzianych rzeczy. Szewc pouczył mnie dokładnie i przekonał się w końcu, że nie będzie miał ze mnie żadnego pożytku. Jedyna rzecz, jakiej się nauczyłem, to wbijanie drewnianych kołeczków do podeszwy i ich ponowne wyciąganie. Ale i to sprawiało mi sporo trudności, a to dlatego, że nie umiałem dokładnie określić miejsc, w które należało wbić kołki, ciągle myliłem się, przebijałem szydłem palce do krwi, a efekty były marne. W rezultacie nie otrzymywałem żadnej pracy z wyjątkiem wbijania gwoździ w deskę". A zatem i do tego się nie nadaje? A więc to nie tylko to, co często określał mianem „dziwactw łyżki"? Nie może pracować. I taki stan pozostanie na zawsze? Trwało to, kiedy powrócił do domu, gdzie musiał wykonywać najprostsze prace. Oto matka mówi do niego: „Lowa, narąb drewna!", „Lowa, napraw parkan!", „Lowa, przynieś z piwnicy mleko!", a on nie wie, jak to zrobić, i każde zadanie wprawia go w zaniepokojenie, wywołuje nieprzyjemne uczucia. 59

„Kładę pieniek, biorę siekierkę, przymierzam się, nabieram rozmachu i trafiam siekierą w ziemię. Od czasu zranienia ciągle się to powtarza: albo uderzam siekierą w ziemię, albo w bok szczapy, że ta odskakuje, spada często raniąc mnie boleśnie. Rzadko udaje mi się trafić w środek szczapy, częściej trafiam w lewy lub prawy brzeg, tak jakby nieznana siła odchylała kąt uderzenia. W takiej sytuacji źle rąbię drewno... Na przykład siostry proszą mnie o umocowanie drzwi w komórce, bo ledwie trzymają się na jednym gwoździu. Chcę je przybić, kręcę się po szopie i zastanawiam się, gdzie, skąd i co trzeba wziąć, aby naprawić drzwi. Me mogę domyślić się, skąd wziąć młotek, gwoździe, chociaż w szopie są gwoździe i młotek... Z jakichś nie znanych mi powodów boję się dotykać przedmiotów, rzeczy, wszystkiego, co mnie otacza. To samo odczuwam również w mieszkaniu. Nie wiem i nie mam pojęcia, gdzie się znajdują te czy inne przedmioty. Ale rodzina spostrzega, że mam trudności z odnalezieniem w szopie potrzebnych mi rzeczy i przynosi mi gwoździe, młotek. Biorę młotek, gwoździe i zaczynam długie rozmyślam jak powinienem wziąć się do naprawy drzwi. Na koniec po dłuższej przerwie zaczynam uderzać młotkiem w gwóźdź. Młotek uderza nie prosto, ale tak jakoś ukośnie, z boku, i gwóźdź również wchodzi nie prosto, lecz krzywo. Prostuję go, krzywi się, zgina. Zastanawiam się głęboko, w jaki sposób naprawić gwóźdź, i nie mogę znaleźć sposobu, aby go wyprostować. A tu matka zaczyna narzekać... bierze młotek z mojej ręki... i sama przybija gwóźdź do drzwi... Próbuję wstawić szybki w oknie: biorę szkło, młotek i gwoździe. Szybki niezbyt dobrze pasują, gwoździe okazują się zbyt wielkie, nie wchodzą w drewno, szkło trzaska, a i młotkiem uderzam nie tak, jak należy — zapom60

niałem, jak się nim posługiwać. Długo rozmyślam, obracam szybki na różne strony. I znów podchodzi matka, zabiera mi wszystko z rąk, wykonuje za mnie wszystkie czynności i nie pozwala mi dalej zajmować się szkleniem. Idę z wiadrami po wodę, nalewam, niosę i nagle na prostej drodze — bęc! — padam na wznak. Szczęście, że nie uderzyłem głową o coś twardego, ale potłukłem sobie plecy, a jedno z wiadeT zepsuło się Bardzo często, nosząc wiadra, uderzam o niewidoczne przeszkody albo o ścianę (z prawej strony) lub też potykam się o niewielkie wzniesienie terenu. Zawsze gdy tylko zaczynam nieść wodę, staję się niespokojny i coraz bardziej się denerwuję. Nogi i ręce mi drżą, jestem zły i rozdrażniony, chociaż droga po wodę nie przekracza stu metrów, bo tyle tylko dzieli mnie od studni".

Wszystko to nie dotyczy wyłącznie pracy, kłopoty z rozbitą przestrzenią i ciałem pojawiają się również wtedy, gdy zaczyna się gimnastykować, bawić czy po prostu prowadzić normalne życie rodzinne. Odczuwa je zawsze, w każdej chwili, i jakże męczące staje się dla niego zwykłe codzienne życie! „Wychodzę na środek pokoju i próbuję wykonać najprostsze ćwiczenia gimnastyczne. Przed zranieniem znałem cztery rodzaje ćwiczeń, których nauczyłem się w dzieciństwie na obozie pionierskim. Teraz jednak nie mogę sobie ich przypomnieć, zapomniałem całkowicie wszystkie figury gimnastyczne. Zaczynam wykonywać różne ruchy: podnosić i opuszczać ręce, siadać i wstawać. Ale nie sprawia mi to żadnej przyjemności, bardzo szybko odczuwam znużenie całego orgaI nizmu, popadam w jakąś apatię... Próbuję grać w co61

kolwiek, przeszkadza mi to, że źle widzę, przeszkadza brak wyobraźni. Rzucam kulę, a ona zmierza w zupełnie innym, niż zamierzałem, kierunku, wszędzie, tylko nie do celu. To samo dzieje się w przypadku innych gier, które poznawałem. Mój świat został podzielony na drobne części, wszystkie przedmioty stały się obce, całe życie — złożonym paradoksem poszukiwań i męczarni. Chcę włożyć czystą koszulę, ale nie wiem, gdzie jej szukać. Przewracam wszystko w całym pokoju i nie mogę jej odnaleźć. Zaprzestaję poszukiwań w przekonaniu, że i tak nie znajdę niczego ani teraz, ani później. Doszło do tego, że boję się podchodzić do komody czy innych rzeczy znajdujących się w pokoju. Nie wiem nawet, co leży w bieHźniaree, co w komodzie, a co pod łóżkiem. Wszystkie rzeczy stały się dla mnie obce, a jeżeli nie widzę ich przed oczyma, przestają po prostu dla mnie istnieć. Kiedy matka stawia przede mną posiłek, nie wiem, co to jest, jak się nazywa, chociaż tak w ogóle to wiem, co to za danie". Co leży u podstaw tych wszystkich trudności? Z jakich powodów nie trafia w polano rąbiąc drewno, źle trzyma łyżkę, nie może znaleźć we własnym pokoju potrzebnych mu rzeczy i jest zmuszony błąkać się po omacku jak człowiek z zawiązanymi oczyma, który musi orientować się w otaczającej go przestrzeni? Co leży u podstaw tych „dziwactw przestrzennych", o których sam tak często opowiada? Nie mamy wątpliwości, że dostrzega otaczające go przedmioty. Poznaje je, wie do czego służą, co z nimi robić. To jasne. Lecz gdy jest zmuszony orientować się w przestrzeni, 62

odróżnić stronę prawą od lewej, uchwycić położenie przedmiotów — wszystko się zmienia i w tym momencie staje się bezsilny, pojawiają się zadania nierozwiązywalne. Zbliżyliśmy się w ten sposób do defektu centralnego, o którym i on wie, i do którego wytrwale powraca. „Dziwactwa przestrzeni" pojawiły się wcześnie, prawdopodobnie odczuwał je już w szpitalu. Wychodził z 'sali szpitalnej i nie mógł znaleźć drogi powrotnej. Długi korytarz. Gdzie iść: w prawo czy w lewo? Co to znaczy „na prawo" i „na lewo"? Kiedyś było to bardzo proste, ale teraz, po zranieniu, wszystko zostało zburzone. Trzeba nad tym zastanowić się, spróbować rozwiązać jak złożone zadanie matematyczne, do którego rozwiązania brak podstawowych danych; trzeba je dopiero odnaleźć. Do spraw tych powraca na wielu kartach swego dziennika. „Wyszedłem z toalety i zapomniałem, dokąd mam iść, gdzie mój pokój. Ruszyłem, kulejąc, wzdłuż korytarza i nagle uderzyłem prawą stroną ciała o drzwi; nic takiego nie wydarzyło mi się nigdy! Trochę mnie to rozzłościło, ale przede wszystkim byłem zdziwiony, jak to się mogło stać?! Pozostał jednak problem ważniejszy: dokąd mam iść, gdzie jest moja sala i łóżko? Gdzie jestem w tej chwili i gdzie są drzwi do mojego pokoju? Oglądam się dookoła, patrzę na wszystkie strony, ale nie mogę ustalić, gdzie jestem, dokąd mam iść. Odwróciłem się do drzwi i upadłem, zapominając znowu, gdzie mam iść, jak trafić do swego pokoju. 63

.

A po głowie krążą mi słowa: «na prawo», «na lewo», «do przodu*, «na wprost*, «w górę»f «w dół» — nie mogę się zupełnie połapać w tym wszystkim, uchwycić ich sensu praktycznego. Równocześnie przypomniały mi się słowa: «południe», «północ», «wschód», «zachód», i jeszcze trudniej mi zrozumieć, jak te słowa są z sobą powiązane, to znaczy czy wschód i zachód to kierunki równoległe czy też może przeciwne, i jeszcze zapomniałem, z której strony znajduje się wschód lub zachód itp. Ktoś głośno powiedział moje nazwisko', w pierwszej jednak chwili nie zareagowałem. Przy powtórnym głośnym wymienieniu mego nazwiska zacząłem oglądać się na wszystkie strony: kto mnie woła? I tak oglądając się dookoła zauważyłem chorego, który zmierzał w moim kierunku dając mi znaki ręką... Wyszedłem na spacer i znowu to samo. Zapomniałem, gdzie budynek szpitalny... Dokąd mam teraz iść? Spoglądam na słońce, ale nie mogę przypomnieć sobie, gdzie powinno się ono teraz znajdować i w jakim kierunku przesuwać się: w lewo czy w prawo? Dawno zapomniałem dokąd i skąd idę, chociaż odszedłem całkiem niedaleko qd szpitala. Budynek otoczony jest gęstym lasem, w oddali jeziora, a dookoła drzewa. Co mam robić, jak sobie poradzić?"

Podobna sytuacja powtarza się w gabinecie u lekarza okulisty. „... Lekarz zadaje mi pytania, wskazując przy tym pałeczką na planszę przedstawiającą nie zamknięty pierścień: «W którą stronę zerka to nie zamknięte kółeczko?* Patrzę na okulistę i nie mogę zrozumieć pytania, milczę więc nadal. Okulista spogląda na mnie z wyraźnym niezadowoleniem: «Dlaczego pan milczy? 64

I W którą stronę spogląda ten otwarty pierścień — w lewo czy w prawo?». Oglądam pierścień, w końcu dociera do mnie sens pytania, ale nie mogę rozwiązać zadaLińa, nie wiem, co może oznaczać «na lewo* czy «na prawo». Widocznie po zranieniu przestałem odróżniać r te pojęcia i już nie wiem, co znaczy
Nie wynika to z wady wzroku. Podobnych trudności doświadcza przy zetknięciu się ze światem dźwięków. Zawołano go. Lecz skąd? Skąd dobiega głos? Tego nie wie — jego orientacja w tym, gdzie znajduje się źródło dźwięku, uległa zaburzeniu, podobnie jak orientacja wzrokowa. Sprawa jest bardziej poważna i głębsza niż problemy ze wzrokiem. „W czasie spacerów jeszcze bardziej tracę orientacje przestrzenną: gdzie się teraz zajduję? I często błądzę dwa kroki od domu. Po zranieniu zniknęła 5 — Łuria — Świat utracony I odzyskany

65

orientacja w położeniu źródeł dźwięków; i tak już pozostało... Często muszę obracać się dookoła, dopóki nie zorientuję się, skąd płyną dźwięki ... Dostrzegam jeszcze jeden słaby punkt — przestałem orientować się w'kierunku dźwięku, a prościej mówiąc w przestrzeni dźwiękowej. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale tak jest — mogę domyślać się jedynie, skąd płynie dźwięk, widząc ruch ust czy też inne zewnętrzne jego objawy..." , Wychodzi ze szpitala na spacer. Naokoło — ulice, sady... Już dość, pora wracać. Ale jak odnaleźć drogę? I ponownie męczące próby. „Wracam do domu, ale nie mogę go odnaleźć. Sto razy chodzę tam i z powrotem... Wszystko się pokręciło, nie wiem, gdzie go szukać, nawet nie pamiętam ulicy, którą powinienem wracać do domu. Zapomniałem numeru sanatorium, a dokumentów przy sobie nie mam... I tak chodziłem do wieczora... Naraz przypomniałem sobie o «książeczce», ach tak, jest w kieszeni. Pokazałem ją komuś i odprowadzono mnie do domu. Patrzę na budynek — coś w rodzaju.,, trochę jakby znajomy, nie, nie... Poznałem swój pokój i znajome twarze; wszystko skończyło się dobrze. Jedynie lekarz zabronił mi wychodzić z domu. A ja tak chciałem znaleźć się w lesie, zbierać grzyby czy jagody, czy po prostu spacerować po sadzie". Jakże mu trudno orientować się w otaczającym go świecie, jakie nierozwiązywalne problemy pojawiają się przed nim na każdym kroku! Problemy te pojawiły się już w szpitalu, a liczba ich znacznie wzrosła, kiedy wypisano go do domu. Przewróćmy jeszcze kilka stron dziennika. Oto •

żegna się ze szpitalem. Wyjeżdża do domu. Pielęgniarka odprowadza go na dworzec. Powinien jechać do Tuły. Ale jak to zrobić? Gdzie się zwrócić? „Jak tylko odprowadzająca mnie pielęgniarka odeszła, zacząłem niespokojnie oglądać się dookoła, aby dowiedzieć się, gdzie peron, gdzie mam się przesiąść, w którą stronę jechać. Siedzę na Kurskim Dworcu w sali dla rannych. Nie przydzielono mi osoby, która miała odprowadzić mnie do domu, no, bo właściwie po co? Potrafię trochę chodzić, mówić, widzę, a poza tym miałem nadzieję, że podróż będzie prosta — wszak nieraz jeździłem koleją. Gdy jednak zobaczyłem przyjeżdżających i odjeżdżających pasażerów i pomyślałem, że zamiast jechać ciągle siedzę na dworcu, zerwałem się z ławki i z niewielką walizką w ręku zacząłem chodzić tam i z powrotem. Zastanawiałem się, dokąd mam iść i jak dowiedzieć się, do jakiego pociągu mam wsiąść. Zgłupiałem doszczętnie. Ogarnął mnie dziwny niepokój, przestałem rozumieć to, co działo się wokół mnie. W końcu domyśliłem się, że trzeba podejść do kobiety w mundurze kolejarskim, z czerwoną opaską na ręce. Prójauję wyjaśnić jej, że muszę jechać do Tuły, ale bardzo się jąkam, z trudem odnajduję potrzebne mi słowa, zagryzam ze zdenerwowania wargi. Dostrzega moje wzburzenie, orientuje się po sposobie mówienia i pyta: «Jesteś ranny?». «Tak ... w to... no, jak tam... w głowę» — kończę. Nie pyta o nic więcej, zrozumiała mnie... zaprowadziła do innej kobiety i zleciła jej wsadzenie mnie do tulskiego pociągu, jak tylko wjedzie na stację". Wreszcie siedzi w pociągu; pociąg dojedzie do jego miasta rodzinnego, w którym chodził do 67

szkoły, w którym każda ulica była mu dobrze znana... Znowu jednak dzieją się dziwne rzeczy, ponownie pojawia się dziwny, obcy świat... „W Tulę wysiadłem z pociągu, aby się przesiąść. W tym celu należało dostać się na inny dworzec położony na drugim krańcu miasta. W tym czasie z jakichś względów nie kursowały tramwaje, zdecydowałem zatem, że pójdę pieszo — odległość nie była wielka, dwa lub trzy kilometry. Ale dziwna rzecz, zupełnie nie poznawałem Tuły, ani ulic, ani wiaduktów, nie pamiętałem też przystanków tramwajowych, ani w jakich kierunkach odjeżdżały tramwaje, A przecież zupełnie niedawno, tuż przed wybuchem wojny, przez trzy lata studiowałem na politechnice, aż tu nagle nie poznaję Tuły i jej ulic, nie pamiętam, jak dotrzeć do drugiego dworca. Aż śmieszne, a jednocześnie jakoś ciężko mi na duszy. Czy po zranieniu zapomniałem wszystko o Tulę... dziwne, ale tak jest, do diabła! Chcę sobie przypomnieć nazwę lub położenie którejś ze znanych mT ulic Tuły, ale nic z tego nie wychodzi, zapomniałem wszystko! Idę i bez przerwy pytam, jak dojść na Dworzec Ryski, jak go znaleźć, przypadkowo spotkani przechodnie tłumaczą mi, wskazują kierunek. Wydawało mi się to zupełnie niezwykłe, zapomniałem Tułę, która przecież nie jest tak wielkim miastem. Zapomniałem też nazwę stacji końcowej. Na szczęście pielęgniarka wypisała mi kolejność stacji przesiadkowych oraz stację docelową. Przeczekałem całą dobę na stacji w Tulę.'Potem usłyszałem, że pociąg przejedzie przez stację węzłową, i poradzono mi, abym nim pojechał. Kiedy wsiadłem, okazało się, że nie dojadę do miejsca przeznaczenia i muszę po drodze dwukrotnie się przesiadać. Tak mi radzili ludzie — bez przerwy pytałem ich, aby nie pojechać za daleko". 68

Wysiada z pociągu. Do domu już blisko. Ale droga, ta droga, którą przemierzał tysiące razy, wydaje mu się obca, nie znana. Nie wie, gdzie „Próbuję, patrząc na słońce, określić, gdzie wschód, a gdzie zachód, gdzie południe, a gdzie północ. Nie mogę jednak nawet ustalić, w którą stronę powinno przesuwać się słońce — w lewo czy w prawo? Trafia się przechodzień i pytam go: «Jak dostać się do Kazanowki?». Przechodzień patrzy ze zdziwieniem i nie odpowiada, a to dlatego, że Kazanowka jest tuż pod nosem, widoczna w dali spoza krzaków. Następny zapytany mówi: «Obejrzyj się za siebie, oto ona!». I rzeczywiście oglądam się za siebie i widzę domy Kazanowki. Dziwna sprawa, nie mogę zorientować się w miejscu i w przestrzeni". W końcu dociera do domu, do rodzinnej Kazanowki — teraz zmieniła nazwę na Kimowsk. Maleńka osada — wszystko tu rodzinne, znajome, tu wychowywał się, wyrósł. I ponownie pojawiają się te „dziwactwa przestrzeni": wszystko stało się obce, nie znane. Jak znaleźć swoje miejsce, jak orientować się w tym dawniej swoim, a dziś utraconym miasteczku? „Przez pierwsze dni i miesiące w żaden sposób nie mogłem przywyknąć do swojego osiedla, nie poznawałem swojego domu; kiedy oddalałem się, wszystkie domy wydawały mi się identyczne i zaczynałem obawiać się, że nie trafie, do swojego domu". 69

Płynął czas, mijały lata, a „dziwactwa przestrzenne" pozostały jak dawniej — nie potrafił orientować się we własnym miasteczku! „Tak więc mijają już dwa lata, jak wróciłem do miasteczka, a dalej nie mogę zapamiętać ulic, środków lokomocji, nawet najbliższych miejsc, które często przemierzam, spacerując. Chociaż miasteczko jest tak małe, że w ciągu godziny można przejść z jednego końca na drugi, ale zbudowane jakoś dziwnie, nieskładnie, niezrozumiale, niezbyt planowo architektonicznie. Dlatego nie chodziłem nigdy dalej niż dwie lub trzy ulice i zawsze dookoła ulicy Parkowej. Do tego jeszcze szybko się męczę, wszystko zapominam i żyję w ciągłej obawie nagłych ataków, po których ciężko choruję i muszę leżeć kilka dni w łóżku. Nie odchodzę wtedy nigdy daleko od domu. Do dziś nie mogę zapamiętać najbliższych ulic, skrzyżowań, chociaż codziennie nimi spaceruję. Nie mówię już o innych ulicach, których w Kimowsku jest sporo — nic nie trzyma się -v pamięci od czasu zranienia"! A po kilku latach nowe kłopoty. Rodzina przeniosła się w inne miejsce. Dwupiętrowy domek, w oddali las: wygodnie i pięknie. Jak zorientować się w nowym miejscu? Nowe trudności i ponowny wysiłek. „Patrzę na słońce, niebo, wierzchołki drzew, widzę na własne oczy, jak kołyszą się, jakby płynęły po falach, i jeszcze bardziej się gubię, nie mogąc określić, dokąd mam iść; często błądzę i idę jeszcze dalej od osady, aż dostrzegam koniec zagajnika i rozumiem, że trzeba iść z powrotem. Przez pierwsze dni i tygodnie po przeprowadzce nie mogłem zupełnie przyzwyczaić 70

się i zorientować, gdzie jestem. W tym czasie nie wychodziłem na krok z domu. Gdy tylko wyszedłem z domu, chociażby do Klubu Górnika, który mieścił się w pobliżu mego miejsca zamieszkania (około trzy domy dalej), i idąc do niego powinienem przejść przez jedną z ulic (Październikową), nie mogłem znaleźć drogi powrotnej do domu. Gubiłem się, zapominałem, gdzie jestem, jak nazywa się ulica, na której mieszkam. Taka już jest ta moja głowa po zranieniu! Zmuszony jestem bez przerwy nosić z sobą notes, w którym zapisałem nazwę ulicy oraz numer domu, w którym mieszkam". Uszkodzony mózg podzielił świat, rozbił go na kawałki, których nie da się już nigdy pozbierać... Jak więc teraz wykonywać prace, które przedtem były tak proste i zrozumiałe?... Jak orientować się na mapie, którą uprzednio jako dowódca posługiwał się bez problemów?... Nie wie, jak odczytać najprostszy rysunek techniczny, on, były student politechniki, który z rysunkiem miał do czynienia codziennie... Nikt nie może mu w tym pomóc i każde najprostsze zadanie zapędza go w ślepy zaułek. Co robić? „Niedawno kupiono do mojego domu piecyk naftowy z piekarnikiem. Była do niego dołączona książeczka zawierająca instrukcję obsługi oraz schemat ogólny i rysunki części. Przez kilka tygodni usiłowałem poznać zasady budowy i działania piecyka, ale wciąż nie mogłem połączyć w całość oddzielnych elementów. Już nawet sądziłem, że piecyk jest wybrakowany i nie będzie funkcjonował, jak należy. 71

-



Kiedy próbuję zorientować się w czymkolwiek, .zaczynam długo rozmyślać, a myślenie powoduje, że pojawia się we mnie dziwny stan napięcia, coś niejasnego, niezrozumiałego kłębi się w głowie i boją się, że znowu może nastąpić atak, staram się więc nie czytać i jak najmniej rozmyślać".

„Wyszedłem na korytarz w poszukiwaniu toalety, o której mówiono mi, że znajduje się obok pokoju. Podszedłem do najbliższych drzwi i spojrzałem na tabliczkę. Ale bez względu na to, jak długo patrzyłem, nic nie mogłem przeczytać. Jakieś dziwne, obce litery... a co najdziwniejsze, alfabet nie był rosyjski. A kiedy zapytałem innego chorego, wskazując na wywieszkę: «Co to?» — odpowiedział mi: «To męska toaleta, a ty co, nie potrafisz czytać?» — i poszedł. A ja dosłownie przykleiłem się do tej tabliczki i nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie mogę jej przeczytać, widzę ją przecież, nie jestem ślepy. Ale dlaczego litery są mi obce? Nie zakpił sobie ze mnie ten chory,?... Próbuję połapać się w tym — i ... znowu to samo. Podchodzę do jednych drzwi i patrzę na tabliczkę. Jest na niej jakiś napis, ale znowu w obcym języku. Wydaje mi się, że to na pewno jest ubikacja. Podchodzę jednak do następnych drzwi i znowu patrzę na tabliczkę. I tu znowu wrażenie, że jest napisana w obcym, nie znanym mi języku. Długo oglądam obie tabliczki oznaczające dwie ubikacje — męską i damską — jak mi mówiono. Ale jak zorientować się, która jest męska, a która damska".

A oto rozwiązanie: odłamek dostał się do mózgu i rozbił jego świat. Zburzył przestrzeń, naruszył związki między rzeczami. Żyje on zatem w rozłupanym na" tysiące części, rozdrobnionym świecie, nie rozumie przestrzeni, boi się jej, utracił na zawsze zdolność określania rzeczywistości. „Po zranieniu nie .mam wyobrażenia istoty przestrzeni, nie rozumiem przestrzeni i boje. się jej... I nawet kiedy tak siedzę przy stole obserwując otaczające mnie przedmioty, ogarnia mnie lęk na myśl o zbliżeń" niu się do nich..." Czytanie Utracił zdolność „określania świata" — świat, w jakim się znalazł, został rozbity na kawałki. Ale to jeszcze nie wszystko. Już dawno, w pierwszych miesiącach po zranieniu, dokonał oszałamiającego odkrycia: stracił całą wiedzę, jaką uprzednio posiadał, on, student IV roku politechniki, stał się analfabetą. Tego nagłego odkrycia dokonał dość dawno — już wówczas, gdy dopiero wstawał z łóżka i stawiał pierwsze kroki. Co za niezwykła złośliwość losu? 72

Idzie więc do okulisty. Pragnie sprawdzić ostrość widzenia... i nagle znowu to samo, znowu to zadziwiające odkrycie: nie zna liter, został analfabetą.

••i;'.'

„Okulista posadził mnie na krześle, włączył lampkę elektryczną, a następnie poprosił, abym patrzył na planszę, na której były narysowane litery różnych rozmiarów. Lekarz wziął pałeczką i wskazywał kolejno litery; zaczął od liter średnich wielkości. A ja widzę 73

jakieś tam litery, ale absolutnie nie wiem, jakie, więc milczę. I tak przy kolejnych literach. Lekarz — kobieta — zaczyna się denerwować: «Dlaczego milczycie?». W końcu coś mi się przypomniało i mówię: «Nie wiem». Lekarka zdenerwowana, ale też zdziwiona, pyta: «Czy to możliwe, żebyście byli do tego czasu analfabetą?*... Każda z liter wydaje mi się obca, nieznana, kiedy tak na nią patrzę; podobnie jest z innymi. Ale gdy zaczynam wytężać pamięć i zatrzymuję się przy jednej literze, a następnie powtarzam na glos cały alfabet, przypominam sobie, jak wymawia się daną literę". Czytają mu gazetę. Słucha z zainteresowaniem, włącza się ponownie do życia. Bierze gazetę do ręki i sam chce rzucić okiem. „Ale co to takiego? Litery wydały mi się obce i pomyślałem, że ta gazeta jest wydrukowana w obcym języku. Rzuciłem, okiem na tytuł. Składał się z dużych liter i wydawało mi się, że to jakaś znana mi gazeta, ale dlaczego w takim razie wydrukowana nie po rosyjsku? Może jest to gazeta w języku jednej z republik ZSRR... Ale dowódca czyta ją na głos i po rosyjsku. Dziwne. Przerywam mu i pytam: «A... ta, jak tam... gazeta, to nasza... po rosyjsku?*. Towarzysz roześmiał się niezbyt głośno, a to dlatego, że widział moją zabandażowaną głowę, i odpowiedział: «AIeż oczywiście, to nasza gazeta Prawda, czy nie widzisz, że napisana jest wyłącznie po rosyjsku?*. Jeszcze raz spojrzałem na tytuł, ale nic nie mogłem odczytać, chociaż wydawało mi się, że litery te rzeczywiście przypominają słowo «Prawda», ale dlaczego nie mogę odczytać nazwy, skoro jest wydrukowana dużymi literami?... Pomyślałem:

«Prawdopodobnie ciągłe jeszcze śpię i wszystko to dzieje się we śnie» — tak zdecydowałem, aby się uspokoić. A może naprawdę nie umiem teraz czytać? Nie, to niemożliwe. Pochyliłem się, zajrzałem do gazety i zobaczyłem w niej portret Lenina, poznałem go i ucieszyłem się widząc znajomą twarz. Ale liter, nawet największych, nawet słowa «Prawda», nie mogłem ani rozpoznać, ani przeczytać. Dziwne. Nie wyobrażałem sobie, że po zranieniu w głowę mogę okazać się analfabetą i głupcem. Czy naprawdę nie umiem teraz rachować, nie mogę przeczytać znajomych rosyjskich słów, chociażby takich jak «Lenin» czy «Prawda»? Nieprawdopodobne i śmieszne". Zaskoczony, zakłopotany. Co się z nim dzieje? Przecież to niewiarygodne. Przecież jeszcze niedawno był studentem, zdawał egzaminy, dużo czytał, był dowódcą, sam prowadził żołnierzy. Cóż to takiego? „I nagłe, będąc dorosłym, zapomniałem wszystkich liter i nie mogę nauczyć się ich ponownie. Patrzyłem na nową nauczycielkę L bez przerwy uśmiechałem się głupio. Sam sobie nie mogłem uwierzyć — wszystko zapomniałem, stałem się analfabetą! Przecież tak się w życiu nie zdarza. Przecież uczyłem się, miałem sporo wiadomości i nagle nic nie wiem! Zaczynałem powoli wierzyć, że to wszystko sen, zły sen! A jak trudno jest żyć po utracie umiejętności czytania — przecież dzięki tej umiejętności każdy z nas poznaje tak wiele, a otaczający go świat jawi mu się bardziej prosty i oczywisty i wie to, czego nigdy nie mógł zobaczyć, dotknąć, zrozumieć... Zdobyć umiejętność czytania i posługiwać się nią — oznacza władanie czarodziejskim

:

74

75

darem, a tego daru zostałem pozbawiony... I jest to wielki uszczerbek dla mojej świadomości... Tak, zostałem pozbawiony cudownej umiejętności czytania — wielka to dla mnie tragedia!".

tr

Do nauki!'

Nie, tak trwać nie może. Powinien ponownie rozpocząć naukę. Jakie to dziwne, trzeba znowu uczyć się czytać i pisać! Ponownie więc rozpoczyna naukę.

Dostał nauczyciela logopedę, specjalnie przygotowanego do przywracania umiejętności mowy chorym takim jak on, u których zranienie zburzyło poprzednią wiedzę. Będzie się uczył! „Niewiarygodne, ale uczę się teraz liter, Których uczyłem się już w dzieciństwie. Nie, to sen, przykry sen, który zniknie po przebudzeniu! Tylko dziwne, że trwa już tak długo. Czyżby prawdą było to, że jestem ranny, a rana spowodowała mój analfabetyzm? Następnego dnia siedziałem spokojnie w ławce obok nauczycielki. Przed nami leżał rosyjski elementarz, a nauczycielka pokazywała mi litery, patrzyłem na nie z głupim uśmiechem na twarzy... Co to jest: widzę tę czy inną literę, ale nie wiem, co to za litera. Uczyłem się już tego, znałem alfabet nie tylko rosyjski, ale umiałem też czytać po niemiecku i angielsku, a tu nagle nie poznaję żadnej rosyjskiej litery, nie mówiąc o obcych. To niemożliwe, to musi być sen! Uśmiecham się niezbyt mądrze i ten głupi półuśmiech nie schodzi 77

z moich ust przez długie lata! Ale pojawiają się niepokojące myśli: a jeżeli to nie sen, a rzeczywistość, to co wówczas? Muszą szybko nauczyć się mówić, czytać, pisać i być takim samym jak do wybuchu wojny, do momentu zranienia". I oto zaczynają się lekcje. Są bardzo trudne, przecież musi się uczyć wszystkiego od samego początku. Jakiż to piekielny wysiłek! \ „Wskazując w elementarzu na literę m, O. P. pyta: «Lowa, jak się nazywa ta litera?*. Półuśmiech prawie znika z mojej twarzy, muszę przecież odpowiedzieć. Zapamiętałem już po trzech lekcjach litery m i a, ale Jakoś nie potrafię od razu przypomnieć sobie litery m i wymówić jej nazwy. Wysilam pamięć, ale w głowie zupełna pustka, tak jakby w niej nic nie było..." Uczy się bardzo wolno, każdy krok wymaga nowych wysiłków. Zaczyna poszukiwać coraz to nowych sposobów, aby rozpoznać i zapamiętać litery. „Na przykład litera z jest związana z moim .nazwiskiem — Zasiecki; litera i — Żenią — tak nazywa się moja siostra; litera sz — Szura — tak nazywa się mój brat. Wszystko to robię za zgodą nauczycielki, która zauważyła, że dzięki temu nauka ruszyła z miejsca. Ale są pewne litery, których w żaden sposób nie mogę zapamiętać, brak mi odpowiednich słów. Wynajduję słowo, ale po minucie, zabij mnie, nie pamiętam! Szczególnie długo nie mogłem zapamiętać trzech liter; g, k, m. Ale później przypomniało mi się słowo «brew>, które często wspominam i nie mogę go zapomnieć. Wykorzystałem ten fakt i szybko literka k związała 78

się z tym słowem i zaczęła regularnie pojawiać się w mojej pamięci. W ślad za tym zapamiętałem słowo «sen», które powtarzałem codziennie kładąc się spać, i oto literkę s, z którą miałem tyle kłopotów, zacząłem sobie regularnie przypominać. Następnie zacząłem przypominać sobie coś na literę t — nagle przypomniałem sobie słowo «Tamara», to znaczy imię mojej rodzonej siostry... Tak posuwałem się naprzód, opierając się na utrwalonym słowie, aby zapamiętać literę. Ale pamiętałem ją minutę, dwie i potem koniec — znowu zapominałem. Powoli jednak liczba zapamiętywanych liter rosła coraz bardziej i bardziej. Oto pamiętam już literę I, od słowa «Lemn», literę ż od słowa *Żenia», literę sz od słowa «Szura»: Nauczycielka poleciła mi, abym zapamiętał literę k od słowa «kot», literę s od słowa «stół» i literę t od słowa «tom». Szybko zrobił jeszcze jedno odkrycie, tym razem pozytywne, ułatwiające mu naukę. Okazało się, że mógł zapamiętywać litery inną metodą: wystarczyło tylko, aby w tym celu powtarzał je w kolejności alfabetycznej, tak jak nauczył się w szkole; działo się to na podstawie jakiegoś nawyku ruchowego ust. Raz odkryta metoda ułatwiła mu rozpoznawanie liter — możliwości odtwórcze pamięci pozostały nienaruszone! Odłamek uszkodził bowiem wzrokowo-przestrzenne okolice kory, ominął natomiast okolice słowno-ruchowe. I dalej już posługiwał się nową metodą. „Liter pojawiało się coraz więcej, zapamiętywałem je kojarząc je z różnymi słowami, ale kiedy trzeba było sobie przypomnieć kształt litery lub połączyć ją z inną, to musiało upłynąć trochę czasu; długo na przy79

kład nie mogłem opanować litery k. Pragnąc ją sobie przypomnieć zaczynam kolejno wymieniać na głos: c, b, w, g, d, e, ż, z, I, k, ... k! — wykrzykują pokazując

na tę literę. Po kilku miesiącach pamiętałem litery od a do .s, ale przypomnieć sobie od razu tej lub innej litery nie mogłem. Kiedy nauczycielka prosi: «Pokaż literę fc», najpierw zastanawiam się, a potem zaczynam głośno recytować kolejno alfabet: a, b, w, g, dŁ e, ż, z, i... k! — mówię i wskazuję na literę k. Kolejność liter w alfabecie z jakiegoś powodu dobrze znałem i mogłem recytować go bez zająknięcia."

Niedługo potem zaczął czytać. Ale jak przedtem tak i teraz nie widział całego słowa, musiał składać je z poszczególnych liter; z wysiłkiem rozpoznając każdą, przypominał sobie Jej brzmienie i starał się go nie zapomnieć, kiedy przechodził do litery następnej. „Gdy próbuję czytać książkę, wówczas widzę nie więcej jak trzy drukowane litery: na początku wiersza widzę jedną literę, przy czym staram, się kierować spojrzenie tak, by centralny punkt widzenia był nieco w prawo powyżej litery i wtedy ją widzę. W czasie czytania w ten właśnie sposób widzę litery, ale nie mogę ich od razu rozpoznać, nie wiem, jak się nazywają, jak się je wymawia. W głowie działa jakaś blokada, jakieś zahamowanie pamięci. - Podstawowe trudności w czytaniu wiążą się z trzema czynnikami, a oto one: 1) widzę litery, ale długo nie mogę ich sobie przypomnieć lub wymówić; 2) gdy czytam w sposób przeze mnie opisany kolejne litery, to często, zwłaszcza jeżeli słowo jest długie, zapominam litery początkowej i muszę wracać nie poznawsźy jeszcze znaczenia danego słowa; 3) widzę litery zarówno 80

lewym, jak i prawym okiem w lewej części pola widzenia, w centrum pola widzenia obu oczu widzę tylko od trzech do czterech liter. Zaczynam czytać od pierwszej stronicy i początkowo widzę tylko jedną literę, staram się przy tym patrzeć nie wprost na nią (inaczej zobaczyłbym tylko jej część), a nieco wyżej i w prawo, tylko bowiem w ten sposób widzę całą liteTę... Pismo drukowane czytam literka po literce. Początkowo, czytając, musiałem powtarzać kolejno alfabet: a, b, te, g, d ,.,, ale później powracałem coraz rzadziej do alfabetu, a po prostu starałem się przypominać sobie litery bez powtarzania alfabetu, odczekując chwilę, aż mi się litera przypomni. Często zdarzało się, że zanim przeczytałem wszystkie litery, zapominałem samego słowa i musiałem od nowa czytać kolejno litery, aby zrozumieć znaczenie słowa. Często czytałem i czytam tekst bez zrozumienia jego znaczenia, tylko po to, aby go przeczytać. A kiedy chcę zrozumieć znaczenie słowa, to muszę czekać, zanim dotrze do. mnie jego treść. Gdy uda mi się przeczytać dane słowo i zrozumieć jego sens, posuwam się dalej, czytam drugie słowo, gdy zrozumiem jego sens, czytam trzecie i rozumiem jego znaczenie, lecz znaczenie pierwszego i drugiego słowa jlatniło się już z pamięci i nie ma żadnej siły, która skłonikby mnie do przypomnienia sobie poprzednio przeczytanych słów... Czytam drugą, trzecią, czwartą literę — staram się przypomnieć sobie kolejno ich znaczenie i zrozumieć jedno słowo, następnie drugie i tak dalej. Zatrzymuję się na czwartej literze, widzę ją i pamiętam, jak się ją wymawia, a tymczasem zapomniałem brzmienia pierwszej, drugiej i trzeciej litery, chociaż drugą i trzecią jeszcze widzę, a pierwszej, niestety, już nie". S — Łuria — Swlat utracony i odzyskany

81

Tak też zaczął czytać, litera za literą, słowo po słowie, w ciągłej obawie, że zapomni literę, którą dopiero co odczytał.

mogą jej przeczytać, a to dlatego, że wydawała mi się tak mała (dwa lub trzy razy mniejsza niż litera, widziana lewym okiem)".

„Zaczynam czytać rozdział z polecanej mi książki, śledzę wzrokiem kolejne litery, zgłoski, słowa. Niezwykła powolność szalenie mnie drażni, a tu jeszcze oczy przeszkadzają sobie wzajemnie, szczególnie prawe oko, i rozchodzą się gdzieś w bek, unosząc w górę literę, na którą właśnie chciałem popatrzeć! Znowu śpieszę znaleźć tę właśnie literę lub słowo w tekście książki... czas płynie, a ja zapomniałem już, na czym się zatrzymałem, na jakim słowie, na której literze. A w ostatnich miesiącach było mi jeszcze trudniej czytać tekst z gazety lub książki, doznawałem jeszcze większych zahamowań w czytaniu. Oto czytam i czytam jeden rozdział... i nie jestem w stanie, nie mogę się zmusić, przeczytać chociaż do połowy słowa. Łatwiej by mi było, gdybym mógł chociaż na krótko pamiętać pewne słowa, choćby takie jak: zaćmienie słońca, zaćmienie księżyca..."

Jak fantastyczny wysiłek musiał włożyć w naukę, aby opanować sztukę czytania! A co z pismem?

Dzień decydującego odkrycia Początkowo z pismem miał podobne kłopoty jak z czytaniem, a nawet było jeszcze gorzej. Odzwyczaił się posługiwać ołówkiem, nie wiedział, jak go trzymać, którą stroną. Zapomniał, jakie należy wykonywać ruchy, aby napisać literę. Stał się całkowicie bezradny.

„W ostatnim okresie, w tych latach, w toku mojego czytania zaczęły pojawiać się dłuższe przerwy, to znaczy czytałem w jeszcze wolniejszym tempie, a na dokładkę jeszcze częściej litery zaczęły md znikać z pola widzenia. Pewnego razu (było to 2 maja 1967 r.) zauważyłem nagle, patrząc na literę początkowo lewym, a później prawym okiem, że prawym okiem nie

„Oduczyłem się posługiwać ołówkiem: obracam go na wszystkie strony i w żaden sposób nie mogę zacząć pisać. Pokazują mi, jak należy trzymać ołówek, a następnie proszą, abym coś napisał. Wówczas biorę ołówek i rysuję na kartce jakąś nieregularną linię i nic więcej... Długo rozmyślam, spoglądam to na papier, to na ołówek i w końcu zdecydowanym ruchem przesuwam ołówkiem po papierze. Widzę, że pozostaje na nim jakiś ślad, bardzo nieokreślony, który przy bliższym przyjrzeniu się, da się porównać z bazgrołami małego dziecka nie znającego jeszcze alfabetu! Patrzę ąa to, na te bazgroły i czuję, że ogarnia mnie śmiech, ale'też i coś w rodzaju lęku; zdumiewające, przecież kiedyś świetnie umiałem pisać i szybko czytać, a tu masz... iznówu uczucie, że to wszystko sen, zaczynam więc bezmyślnie uśmiechać się do swojej nauczycielki".

82

6*

I tak mijały lata. Czytał uparcie, próbując poznać litery, złożyć je w słowa, nie zapomnieć przeczytanych stów. Z upływem czasu nie było to łatwiejsze niż uprzednio. A później pojawiły się nowe zahamowania, nowe kłopoty.

83

A potem nadszedł dzień, po którym wszystko się zmieniło. Był to dzień wielkiego odkrycia! Wszystko zdarzyło się dość nieoczekiwanie. Początkowo, próbując pisać, starał się przypomnieć sobie obraz każdej litery, próbował znaleźć odpowiednie ruchy niezbędne do jej napisania. Tak właśnie postępują małe dzieci w początkowym okresie nauki pisania. Lecz nasz bohater pisał przez co najmniej 20 lat! Czy człowiek dorosły pisze tak jak małe dziecko, czy musi. zatrzymywać się przy każdej literze, rozpoznawać jej kształt, szukać niezbędnych do jej napisania ruchów? Piszemy w sposób automatyczny, dzięki serii nawyków ruchowych, jakie wytworzyły się- po latach ćwiczeń; nawyki te można określić mianem „melodii kinetycznych". Nie zastanawiamy się przecież nad tym, jakie ruchy należy wykonać w trakcie pisania! Czy zastanawiamy się nad tym, jakie kształty nadać każdej literze? Dlaczego zatem nasz chory nie miałby skorzystać z tej drogi, która powinna być dla niego dostępna? Przecież zranienie uszkodziło przestrzenno-wzrokowe struktury mózgu nie naruszając jego struktur ruchowych. Słuchowe okolice mózgu oraz wszystkie nawyki ruchowe pozostały nienaruszone. Dlaczego zatem nie wykorzystać tego i nie spróbować oprzeć sztuki pisania na tej nowej podstawie? Fragment dziennika chorego

84

Doskonale pamięta ten dzień, często do niego powraca na stronicach swojego dziennika, przeet

cięż był to dzień, który miał taki wpływ na dalszego jego losy. „Z pisaniem początkowo działo się tak samo jak z czytaniem, to znaczy długo nie mogłem przypomnieć sobie liter; kiedy już wydawało mi się, że je poznałem, musiałem dokonywać całej procedury z powtarzaniem ich w porządku alfabetycznym. Któregoś dnia w czasie zajęć podszedł do mnie profesor, którego lubiłem za naturalny i bezpośredni sposób bycia, i polecił mi, abym nie pisał litera po literze, ale od razu cały wyraz nie odrywając od papieru ręki trzymającej ołówek. Najpierw powtarzałem kilka razy słowo «krew», w końcu wziąłem ołówek i starałem się szybko je napisać; jak się okazało, napisałem słowo «krew» sam o tym nie wiedząc, a to dlatego, że tego, co napisałem, w żaden sposób nie mogłem odczytać." I zaczął pisać. Teraz okazało się zbyteczne i męczące odtwarzanie kształtów kolejnych liter. Pisał po prostu automatycznie, bez zastanowienia. Pisał! „Okazuje się, że automatycznie mogę napisać tylko niektóre słowa, przede wszystkim krótkie, a dłuższych, jak na przykład «rozpruwanie» czy *krokodyl», oraz im podobnych nie potrafię napisać. Tak czy inaczej od czasu, kiedy profesor polecił mi pisać szybko i automatycznie całe słowa, bez składania liter, zacząłem je pisać, nie zaś litery, ale tylko wówczas, gdy nie były one tak długie, jak słowo «rozpruwanie», albo jeszcze dłuższe. Ale i tak było to wielkie osiągnięcie, związane z rozwojem mojej pamięci, za co byłem niezmiernie wdzięczny zarówno profesorowi, jak i mojej nauczy86

cielce O. P. I tak po trzech miesiącach od chwili, kiedy przyjechałem do K., potrafiłem już pisać, ale odczytać tego, co napisałem, w żaden sposób nie mogłem". Mijały kolejne lata, a raz uczynione odkrycie przynosiło oczekiwane efekty: teraz mógł już pisać, co prawda z trudnością, robiąc błędy, ale pisał, chociaż nie mógł przeczytać ani jednej linijki z tego, co napisał! „W rezultacie długotrwałego leczenia nauczyłem się w pół roku pisać i czytać, przy czym pisać nauczyłem się znacznie szybciej (i piszę już tak prawie jak kiedyś), a czytać jak dawniej nie mogę się nauczyć! Czytam składając kolejno litery i nie jestem w stanie nic już więcej osiągnąć w tym względzie... Nauczyłem się pisać automatycznie: przypominam sobie słowo i od razu je piszę — szybko i łatwo! Prawda, że często prawą literę słowa, zwłaszcza pierwszego, muszą dość długo przypominać sobie, ale potem leci jak z płatka! Często zauważam, że pisząc litery w danym słowie połykam niektóre lub też mylę, zwłaszcza te, które brzmią podobnie (np. k-h, z-s), albo też je zamieniam, na przykład «złoto — złozo*. Często zapominam o znakach przystankowych, bowiem zasady ich stawiania wyleciały mi z pamięci. Kropkę stawiam głównie po to, aby oddzielić jedną myśl od drugiej, przy czym zdania buduję bardzo krótkie, składające się z reguły z kilku słów połączonych spójnikiem «ale», «lub», «i». Chociaż sam piszą słowa, kiedy staram się je przeczytać, nie mogę nic z tego zrozumieć". Tak też pozostało: czytanie sprawiało mu dużą trudność; czytał wolno, litera po literze, napotyka87

„Doszło'do tego, że mogłem teraz pisać automatycznie, używając krótkich słów, nie zastanawiając się nad tym, co wychodzi spod ołówka, bez możliwości przeczytania tego, co przed chwilą napisałem. Niestety, mój «automat» do czytania nie mógł się włączyć. Patrzę na słowo « zaświadczenie », widzę litery, z których się składa, i na razie niczego nie rozumiem, po prostu patrzę na niezrozumiałe litery, tak jak robi to- dziecko nie umiejące czytać. Ale oto powoli coś mi się zaczyna przypominać; patrzę na pierwszą literę z, trwa to jakiś czas, i w rezultacie przypominam ją sobie, następnie przenoszę szybko wzrok na literę a, mija jakiś czas i mówię po cichu za, potem szybko, spoglądam na prawo, na literę ś, czekam... odnajduję właściwą nazwę, patrzę na literę w, po chwili mówię cicho do siebie zaśiv, następnie patrzę na literę i, czekam jakiś czas... potem szybko patrzę na literę a... Tymczasem, kiedy patrzyłem na literę a, wypadły z mojego pola widzenia dwie litery, to znaczy w polu widzenia była litera a i z lewej strony jeszcze dwie lub trzy litery, a te trzy pierwsze były już niewidoczne. A dokładniej mówiąc, zamiast nich widzę szarą mgłę z jakimiś migającymi, błyszczącymi kropkami, pasmami i gwiazdkami,.. I tak litera po literze czytam każde słowo, pomału, sylabizując. Czytanie automatyczne w moim przypadku, niestety, nie jest możliwe". Fragment dziennika chorego

jąc w każdej chwili poważne trudności (przecież wzrokowo-przestrzenne struktury kory mózgowej zostały uszkodzone!), pisać jednak mógł, chociaż męcząc się, z trudem dobierając słowa i myśli. Ale mógł pisać! 88

I wówczas postanowił pisać swój dziennik, chciał opisać historię swojego zranienia, tę beznadziejną sytuację, w jakiej nagle się znalazł, tę ciężką i upartą walkę o zachowanie siebie, o odzyskanie tego, co utracił, walkę, którą już miał częściowo za sobą. Dziennik swój zatytułował: Znowu walczę! 89

Historia okrutnej rany

Pisał ten dziennik, będący historią jego choroby, przez dwadzieścia pięć lat, z dnia na dzień, z trudem odnajdując potrzebne mu słowa, tracąc czasem dzień lub więcej na napisanie kilku linijek tekstu. Pierwotnie zatytułował go: Historia okrutnej rany, ale później zmienił na: Znowu walczę! Była to ciężka i męcząca praca, pełna wyczerpujących prób i trudnych chwil zwątpienia, podtrzymywana ciągłą nadzieją, pochłaniająca wszystkie jego siły, praca, której oddawał się bez reszty. Prawdą jest, że nauczył się szybko i automatycznie pisać słowa, ale jak daleko od tego do przenoszenia swoich myśli na papier! Formułować myśli i czynić to sensownie — to całkiem coś innego! W tym celu należy przełożyć myśl na słowa, a czasem trudno je odnaleźć, trzeba je wyławiać z wielkim trudem z pamięci, łączyć w zdania, które 90

powinny również wzbogacać i uzupełniać myśli. Nie, to zupełnie coś innego niż pisanie szybko, bez odrywania ołówka od papieru,, jednego czy dwu słów. Utracił umiejętność pisania listów, nawet zaczynania ich, łączenia zdań! I teraz nad każdym listem musi się napracować, szukać, pytać, wybierać, a to pochłania wiele czasu, wiele dni i tygodni! „Nieraz przez kilka tygodni rozmyślam, jak i co mam napisać, lecz właściwych, potrzebnych mi słów nie mogą znaleźć, a to dlatego, że nic nie chce mi się przypomnieć w tej mojej rozbitej głowie! Długo rozmyślam, jak pisać list, a zwłaszcza jak go zacząć. Pytałem ludzi, jak należy zaczynać pisanie listu, aby wypadło dobrze, szukałem gotowych przykładów w książkach. Długo rozmyślałem — nie wiadomo dlaczego — a zdecydować się na zaczęcie listu nie mogłem, i tak mija dzień za dniem, aż głowa pęka! «Pozdrowienia z Kazanowki!»... Chociaż piszę z Kisiegaczy. Rodzina pewnie od razu domyśliła się, że z moją głową coś jest nie w porządku i martwią się teraz, rozmyślają, jaki będę, kiedy wrócę do domu? W liście napisałem niewiele słów, a to dlatego, że nie bardzo wiedziałem, co w nim ma być. Korzystając z przyzwyczajenia, starałem się pisać automatycznie, lecz pisałem tak, że ani rusz nie mogłem tego odczytać, nie rozumiałem swego listu i tych słów, które się w nim znalazły. A w liście często myliłem różne pojęcia, terminy. Nad każdym listem rozmyślałem długo, co pochłaniało mi bardzo dużo czasu. Jakaś siła tajemnicza nie zezwalała mi na szybkie pisanie listu, nawet 91

do matki, a co było tego przyczyną, nie mogłem zrozumieć. A i tak pociesza mnie fakt, że teraz już mogę sam napisać list! Trzeba pamiętać, że pragnąc napisać list, muszę nieraz czekać dzień, a czasem nawet tydzień, aż «mózg mój zrozumie», co mam pisać. I zaczynam rozmyślać, przypominać sobie, jak należy napisać taki, a nie inny list. A od tego w głowie pojawia się jeszcze większa pustka: im dłużej rozmyślam, tym mniej wiem... Nie kończący się wysiłek, praca nad przypomnieniem sobie potrzebnych słów! Bywa tak, że czasami biorę się za pisanie listów do znajomych lekarzy, nauczycieli i piszę o swojej pamięci i mowie, o pobycie w szpitalu i sanatorium. Po zranieniu pisanie listów sprawiało mi olbrzymią trudność, ciągle bowiem stał przede mną dylemat wynikający z mej choroby: co pisać, jak napisać? Zdarzało się, że minął tydzień lub dwa, a ja myślę i myślę, jak napisać list* Rozmyślam, porównuję różne listy, aby ułatwić sobie pracę, a pytanie, jak mam poprawnie napisać list, ciągle pozostaje nie rozstrzygnięte. Jak dawniej wysilam pamięć, aby wydobyć z niej potrzebne mi siowOi a przy tym robię to z pośpiechem —•w obawie, że zapomnę całej myśli. I nadal słowa przypominają się najtrudniej wówczas, gdy są potrzebne. Jest mi trudno sformułować swój sąd we właściwym momencie. Wytworzyła się taka sytuacja, że gdy pragnę napisać list, muszę mieć do dyspozycji minimum dzień lub dwa". A gdyby spróbował napisać opowiadanie, a nie list? Czytają mu fragmenty bajki przeznaczonej dla drugoklasistów. Oczywiście, że tak jest łatwiej: tu już wszystko zostało powiedziane, nie 92

trzeba szukać myśli, zastanawiać się, od czego zacząć. Ale i tak jest to rzecz bardzo trudna! Pomysł jest nam znany, myśl przewodnia wyraźnie zarysowana, ale jak z tego ułożyć zdanie! Jak wyrazić myśl w mowie wiązanej, zwłaszcza kiedy słowa są rozbite, a zdania buduje się zawile, używając trudnych, niedostępnych form gramatycznych? I słowa kłębią się jak rój pszczół, przeplatają się różnorodne zdania, z których niezbędne trzeba wybrać i połączyć z sobą. A co by wyszło z tego, gdyby zamiast opowiadania o tym, o czym słyszał przed chwilą, spróbować napisać o tym, co mu się kiedyś przydarzyło i co dzieje się z nim dziś? Ma zatem opisać swoją historię, „historię okrutnego zranienia"? Opisać symptomy choroby, porównać, jakim był kiedyś, a czym stał się teraz, określić i przedstawić swoje trudności, opisać swoją rozbitą na tysiące części świadomość? Tak, byłby to wysiłek nieporównywalnie większy. Należało przypomnieć sobie wszystko od początku, najpierw detale, następnie zebrać to w całość, umiejscowić w systemie określonych następstw czasowych, a potem — i to oczywiście jest najtrudniejsze — przekształcić te fragmenty w całe zdania, a z tych z kolei zbudować powiązaną opowieść.., A to wydawało się rzeczą zgoła nieosiągalną... A nuż się jednak uda?! 93

Zabrał się z uporem do tej, zdawało by się przekraczającej jego siły, tytanicznej pracy. „I oto zabieram się do pisania. Zdecydowałem się na to, aby pisać fragmentami, według dat oznaczających kolejne miejsca pobytu w różnych szpitalach i miastach. Wydawało mi się, że są to dla mnie jedyne punkty zaczepienia. Zaczynam odtwarzać to wszystko, co udało mi się wydobyć z mojej rozbitej pamięci, a następnie zapisuję to. Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że uda mi się napisać o sobie prawdziwe opowiadanie, tak jak to robią literaci, kiedy jednak już zacząłem pisać tę swoją «historię», zrozumiałem, że nie uda mi się tak napisać, jak to robią pisarze, brakowało mi słów, brakowało też myśli. Na przykład mam pomysł,' chcę napisać o początkach swojej choroby, ale w żaden sposób nie mogę znaleźć odpowiednich słów, aby to wyrazić. Długo zastanawiam się, szukam w głowie potrzebnych mi określeń, a im dłużej szukam, tym trudniej coś znaleźć. Trzeba jednak coś sobie przypomnieć, choćby słowa podobne, zbliżone znaczeniem do potrzebnych mi, choć nieprecyzjne. I odnajduję te słowa, które pozwalają mi wyrazić myśl. Muszę jeszcze, przed napisaniem, ułożyć z nich zdanie. Zaczynam je budować, wielokrotnie zmieniam, przestawiam słowa tak długo, aż wydaje mi się, że zdanie jest podobne do tych.^ które napotykałem w prawdziwych, normalnych książkach. A jak ciężko jest pisać! Przychodzi mi do głowy jakaś myśl, chcę choćby opisać ten czy inny moment z okresu po zranieniu, jego następstwa i początki. Udało się, mam myśl. Zaczynam szukać słów, aby ją wyrazić, jest jedno, jest i drugie^ ale trzeciego, które jest mi potrzebne, w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć... Szukam... Chwileczkę! Znalazłem! Znalazłem! 94

Ale gdzie moja cala myśl?... Uleciała z pamięci! A gdzie są te dwa słowa, które z takim trudem odnalazłem? Też ich zapomniałem. I znowu zaczynam szukać w pamięci, szukam pomysłu, szukam odpowiednich słów (tych, które uprzednio już miałem), zapisuję wszystko na różnych kawałkach papieru, a później próbuję połączyć w jedną myśl, która jest wytworem uszkodzonego umysłu. A jakie to trudne... Bezustannie zapominam, o czym myślę, co piszę, gdzie się zatrzymałem, nie pamiętam niczego przez okres kilku minut... Z tego powodu przed przystąpieniem do pisania swojej książki musiałem początkowo robić masę notatek, wypisywałem różne oddzielne słowa, nazwy przedmiotów, rzeczy, zjawisk, pojęcia i pomysły, zapisywałem to wszystko, gdzie popadło i w momencie, kiedy tylko sobie je przypominałem. Z zebranych w ten sposób słów, pojęć, myśli, notowanych na gazetach, kawałkach papieru, zaczynałem tworzyć swoją historię przegrupowując słowa, łącząc je w zdania, porównując je z tymi, które znajdują się w książkach, a dopiero potem zapisywałem w zeszycie swą opowieść o historii choroby, w zgodzie z moimi myślami i zamierzeniami... Kiedy już wydaje mi się, że prawie mam potrzebne mi zdanie, zapisuję je (początkowo na karteczkach, gazecie czy brulionie), a utwierdziwszy się w przeświadczeniu, że zdanie to da się przeczytać, wpisuję je do zeszytu. Potem buduję następne, wielokrotnie odczytując to, co napisałem, chociaż czytanie sprawia mi olbrzymią trudność. Trudno jest mi czytać własne pismo, a to dlatego, że jestem zmuszony czytać każdą literę oddzielnie, chociaż uprzednio automatycznie i szybko sam je napisałem. W ten sposób udało mi się napisać kilka zdań, ale dalej nie mogę pisać dopóty, dopóki nie przeczytam 95

. .

.



.

-











.





Fragment dziennika chorego

kilkakrotnie zdań już napisanych. Zwłaszcza muszę przypomnieć sobie ostatnie dwa lub trzy zdania, inaczej bowiem nie mogę zrozumieć sensu całości, którą chcę dalej kontynuować. Wyłącznie tak mogę pisać obecnie, tak słabą mam bowiem aktualnie pamięć Wielokrotnie zdarzało mi się w mojej opowieści powtarzać te same fragmenty i możliwe, że teraz znowu 96

zaczynam pisać o tym samym, a to dlatego, że bezustannie zapominam, co już napisałem, a co trzeba jeszcze napisać. Z moją głową, z rozbitą pamięcią, dzieje się często tak, że powtarzam jedno i to samo, a opuszczam coś innego, potrzebnego i ważnego w mojej opowieści. Jeżeli nie przypomnę sobie tego w czasie pisania, to gubię to, co bard-zo chciałem napisać. Nie jestem w stanie na długo zatrzymać czegoś w swojej pamięci, podobnie trudno jest mi objąć nią kilka rzeczy na raz; mogę coś niecoś sobie przypomnieć, ale muszę od razu to zapisać. Ciągle próbuję jakoś «skleić» fragmenty rozbitej na części pamięci, połączyć je w całość w swoim uszkodzonym mózgu... Piszę Historię swego zranienia od samego rana do godziny 17, do czasu aż matka z siostrą nie wrócą z pracy, później nie mogę już pisać: każdy hałas, każdy szmer, rozmowy rozstrajają mnie tak, że nie mogę ani pisać, ani myśleć... I tak przesiedzę nieraz tydzień lub dwa rozmyślając nad jedną stroną tekstu. Myślę wolno, kombinuję porównując różne notatki i nie wiem, jak napisać prawidłowo to, co jest mi potrzebne. Pracowałem szalenie dużo nad tym nie kończącym się pisaniem. Czułem się ciężko chory i z powodu zranienia i od tej nie kończącej się walki «z własną głową»! Był to i jest nadal zwariowany wysiłek, tytaniczna praca przypominająca swym charakterem pracę opętanego jedną tylko myślą człowieka". I tak płynęły lata męczącej, tytanicznej pracy: najpierw rok, potem drugi i trzeci. A praca i wysiłek, jaki w to wkładał, nie stawały się lżejszymi. Już przywykł do siadania rano za stołem, wolno i z uporem szukając słów, starając się ułożyć nieT — Łurta — Swlat utracony 1 odzyskany

97



sforne słowa w całe zdania — a wszystko po to, aby w ciągu dnia napisać dziesięć linijek tekstu, rzadziej całą stronę! Nic też nie zapowiadało zmiany. „Już tak trzeci rok obmyślam, rozwijam i ciągle piszę tę swoją opowieść. Zauważam przy tym, że myślę coraz wolniej, że coraz trudniej przekształcić mi myśli w słowa i nie udaje mi się napisać więcej niż pól strony na dzień. Bywa też i tak, że tracę cały dzień na rozmyślania i nie mogę nic wymyślić, co mógłbym napisać, i tak ciągle, bez efektów — brak mi nie tylko pomysłów, ale i sił mam coraz mniej. Pojęcia uciekają mi z głowy i giną gdzieś w bezdennej otchłani... To moje ostatnie pisanie jakoś bardzo się przeciąga, rozciąga się na długie miesiące i nie mogę doprowadzić go do końca. Już mija trzeci rok, jak staram się zakończyć to, co zacząłem pisać. A tymczasem z roku na rok coraz trudniej idzie mi pisanie, coraz trudniej sobie przypomnieć to, co się wydarzyło, i z roku na rok tępieje moja głowa, zapominam wielu rzeczy, a w tym i szczegółów dotyczących mojej choroby,, zarówno tych z przeszłości, jak i tych aktualnych... Poddać się jednak nie chciałem. Postanowiłem doprowadzić zaczętą pracę do końca. I tak siedzę cały dzień przy stole i bezustannie męczę się nad poszczególnymi słowami. Nic więcej nie mogę wymyślić dla poprawienia swojej sytuacji, to znaczy doprowadzenia do tego, aby pamiętać i mówić wtedy, kiedy zechcę. Cały dzień siedzę przy stole, jestem już bardzo zmęczony i osłabiony. Często gdy chcę wstać od stołu, jestem zmuszony znowu usiąść, chwytając się rękami za stół lub krze98

sło, odczuwam bowiem silny zawrót głowy, tak jakby wszystko obracało się i wirowało dookoła mnie («wstrząsy wirowania*). Nie zawsze mogłem siedzieć i pisać swą opowieść; kiedy przesiedzę jeden dzień nad swoim zeszytem, to następnego dnia (a nawet przez dwa lub trzy dni) odczuwam bardzo silne bóle głowy, co zmusza mnie do leżenia w łóżku". I tak płynęły lata. Na stole rosła sterta zeszytów — początkowo cienkich zeszytów z pożółkłego papieru, które sam robił i wysyłał do piszącego te słowa; potem pojawiły się grube szare zeszyty, a jeszcze później zastąpiły je grube bruliony w twardych okładkach. Oto już zapisał tysiąc stron, a potem drugi tysiąc. Pisze od nowa, chce opisać wszystko dokładniej, lepiej. I tak dochodzi do trzech'tysięcy stron napisanych drobnym maczkiem. Stron, które sam zapisał, ale z których ani jednej nie może odczytać! Zaczął swą opowieść, kiedy trwała jeszcze wojna. Kontynuował ją przez dziesięć, dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat. Trudno powiedzieć, czy w historii ludzkości znalazłby się jeszcze inny dokument tak potwornego wysiłku autora! Co skłoniło go do podjęcia tej pracy? Dlaczego to robił? Co skłoniło go do pisania? Sam wielokrotnie pytał siebie, dlaczego pisze? Dlaczego kontynuuje swoją męczącą, wyczerpującą pracę? Czy to jest potrzebne? I podjął twardą de?•

• •

99

cyzję: tak trzeba! Nie był przecież pożytecznym dla innych, nie mógł pomagać w domu, błądził wychodząc na ulicę, nie mógł słuchać i rozumieć radia, nie mógł czytać książek... wszystko to było dla niego raz na zawsze stracone! Ale pisać, po kawałeczku zbierać jak ziarenka swą przeszłość, łączyć jedno z drugim, umieszczać w kolejnych epizodach, opisywać obrazy z przeszłości, formułować swoje nadzieje, wyrażać swoje przeżycia — to jeszcze było mu dane. Pisanie dziennika, opowieści o swoim życiu stało się jego podstawową potrzebą. To właśnie było mu potrzebne, stanowiło jedyną nić łączącą go z życiem, jedyne, co mógł robić naprawdę, jedyną nadzieję na to, że kiedyś będzie taki, jakim był dawniej, że może być pożytecznym i jeszcze znajdzie swoje miejsce w życiu. Poprzez wskrzeszenie przeszłości dążył do kształtowania swojej przyszłości! Oto dlaczego to robił, oto dlaczego podjął się tej męczącej pracy, spędzając godziny, dni i lata na poszukiwaniu utraconej pamięci! A może będzie to miało wartość dla innych ludzi? A nuż pomoże im lepiej zrozumieć, czym dysponują i co mogą utracić wskutek zetknięcia z niewielkim odłamkiem pocisku, który dostawszy się do mózgu rozbija przeszłość, zmienia teraźniejszość w mozaikę drobnych części i pozbawia przyszłości. Pisanie — to ciężka, męcząca praca, to tytaniczny wysiłek, w którym jednak znajduje potwierdzenie własnego człowieczeństwa! 100

„Celem mojego pisania jest pokazanie, jak walczyłem' i walczę o odzyskanie swojej uszkodzonej w wyniku zranienia pamięci... To nadzwyczaj trudna walka!... Nie miałem innego wyjścia, jak tylko zbieranie słów zasłyszanych w radiu, przeczytanych w książce, podsłuchanych w rozmowach, a potem składanie słów, zdań, myśli i w końcu pisanie opowieści tej właśnie, którą zacząłem pisać jeszcze w 1944 roku. Robić cokolwiek innego — chociażby jak dawniej czytać podręcznik gramatyki lub fizyki — nie potrafiłem po tym dziwnym i strasznym zranieniu w głową... Oto sięgam po pióro z zamiarem opisania wspomnień z okresu przed zranieniem, kiedy szedłem do ataku. W głowie pojawia się niewyraźny obraz — początek ataku na froncie zachodnim, na niewielkim odcinku frontu. Ale jak tu opisać ten moment ataku, kiedy w żaden sposób nie można odnaleźć słów odpowiednich do tego opisu? Jestem cierpliwy i długo czekam, aż przypomni mi się jakieś słowo potrzebne do opisania momentu natarcia przed mym ciężkim zranieniem, po czym od razu zapisuję je na kawałku papieru. Potem nasuwają się kolejne słowa. A kiedy nic mi się nie przypomina, to słucham radia i zapisuję zasłyszane potrzebne mi lub zbliżone do nich słowa. Następnie z tych zebranych słów zaczynam budować zdanie, porównuję je z podobnym zdaniem (lub wyrażeniem), które spotykam w książce lub też słyszę w radiu. Opracowane we właściwy sposób wyrażenie czy zdanie zapisuję do zeszytu. Aby zacząć następne zdanie, muszę uprzednio przeczytać to, co przed chwilą napisałem, a to dlatego, że zdążyłem już zapomnieć, co napisałem w poprzednim zdaniu... Tak piszę teraz o tamtym okresie, zbierając w pamięci do ostatecznego sformułowania różne słowa, my101



śli, pojęcia, łącząc pojęcie z pojęciem, zdanie ze zdanienij czytając poprzednio napisane dwa, trzy potrzebne mi słowa, porównując je! Pasjonuję się tym chorobliwym pisaniem, nie wychodzę nigdzie z pokoju, nie chodzę na spacery ani do kina, nie wychodzę z domu, a tylko staram się pisać, opisywać swoją historię, przypominać sobie przeszłość, która zniknęła, zajmować się przypominaniem słów i myśli, które mnie jak dawniej pociągają z nie malejącą siłą... I oto z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, regularnie zbierałem i zbieram słowa ze swojej rozbitej pamięci, zbieram myśli, gromadzę je i zapisuję — trwa to długo, do tej pory..." Praca ta Wypełniała całe jego życie! A u jej podstaw leżała ukryta myśl, będęca celem jego egzystencji: a nuż pisanie swojej opowieści pomoże mu w przezwyciężaniu choroby, przywróci go życiu, zrobi z niego takiego samego człowieka jak wszyscy inni ludzie? „Chciałem to osiągnąć przez prawie codzienne pisanie swego jedynego opowiadania o wydarzeniach związanych ze zranieniem głowy, o jego następstwach, chorobie i o tym, jak chciałem ją pokonać za pomocą opowiadania, aby wszyscy o tym wiedzieli... Już trzeci rok męczę się nad opowiadaniem o swoim nieszczęściu i o tej chorobie. Są to swego rodzaju rozmyślania, zajęcia, pisanina o sobie i praca nad sobą. Wysiłek ten działa na mnie uspokajająco; ciągły wysiłek związany z pisaniem opowiadania poprawia moją mowę: lepiej wymawiam słowa, łatwiej przypominam sobie te, które zostały rozbite wskutek zranienia i choroby, rozsypane bez ładu gdzieś tam w głowie, a które w wyniku tre102

ningu (myślenie, pisanie) trochę łatwiej przychodzą mi do głowy w codziennych kontaktach z ludźmi! Pisanie jest środkiem, dzięki któremu myślę. Wystarczyłoby tylko rzucić je, zamknąć zeszyt i znowu znajdę się w mroku niewiedzy, samotności i pustki, w świecie zapomnienia i absolutnego analfabetyzmu, w świecie całkowitej niewiedzy..." A może pisze nie tylko dla siebie, może przyda się to lekarzom, którzy go leczyli, pomoże zorientować się w tej okrutnej chorobie, lepiej zrozumieć jej następstwa i wyjaśnić, jak pracuje chory mózg? Tak, to powinna być walka nie tylko o siebie samego, o swoje życie i związek ze światem, ale praca pożyteczna również dla innych. „Zdecydowałem się napisać opowiadanie o chorobie, jaka przydarzyła mi się po zranieniu głowy. Myśl ta przyszła mi do głowy wówczas, gdy zastanawiałem się nad napisaniem do jakichś lekarzy o tym, że głowa moja źle pracuje i nic się nie trzyma mojej głowy i pamięci. Zdecydowałem się opisać swoją chorobę również i dlatego, że łatwo mi to przychodziło, a niczego więcej ze swojej pamięci nie mogłem wydobyć. Odczuwałem ciągły ból głowy, a ponadto chciałem przedstawić swój stan lekarzom, miałem bowiem nadzieję, że oni, być może, mnie wyleczą. Sądziłem również, że jeśli nawet lekarzom nie uda się mnie wyleczyć, to przynajmniej ja sam swoim pisaniem poprawię stan zapamiętywania słów, częściej przypominając sobie te czy inne słowa zgodnie z tokiem swych myśli. Być może, myślałem, lekarze zrozumieją mnie, kiedy dokładnie opi103

czało, to było katastrofą. Pamięta pierwsze tygodnie po zranieniu, tygodnie poprzedzające ten dzień, kiedy odkrył, że nie może czytać. Początkowo jego pamięć była całkowicie zaburzona i słabo rozumiał to, co do niego mówiono, a co najstraszniejsze — nie mógł sobie przypomnieć ani jednego słowa, wszystko bowiem zapomniał. Powinien podać swoje imię i nazwisko, lecz ich nie pamiętał, w głowie miał całkowitą pustkę. Była mu potrzebna „kaczka", lecz nigdzie jej nie widział. Język był mu posłuszny, z łatwością powtarzał to, co usłyszał, ale znaleźć odpowiednie słowa — to był problem! Skąd się tu wziął? Gdzie mieszka? Z jakiego rejonu pochodzi? Jak ma na imię jego matka, siostra? I znowu pustka, męczące poszukiwania. I znowu brak mu słów, gdzieś tam po drodze zagubiły się. Stracił to, co jest najbardziej ludzkie u człowieka, w jego pamięci nie ma ani jednego słowa! Czy można wyobrazić sobie coś bardziej tragicznego niż ta utrata pamięci i mowy? Wszystko to zaczęło się już od pierwszych dni pobytu w polowym szpitalu.

szę swoje dolegliwości. Z opisu zrozumieją na pewno mnie i moją chorobę, oraz wyleczą mnie. Trzeba pamiętać, że w szpitalu nie bardzo mogłem mówić, a i pamięć zawodziła, wskutek czego lekarze, być może, do tej pory nie wiedzą, co odczuwam i na co cierpię — przecież nie potrafiłem im tego dokładnie wyjaśnić. Inną przyczyną, dla której chciałem opisać historię swojej choroby, było dążenie do rozwijania się, doskonalenia swojej pamięci, prowadzenia walki z afazją, aby zmniejszyć jej skutki. I faktem jest, że to pisanie przeze mnie historii mojej choroby znacznie rozwijało moją pamięć i mowę, rozwijało pamięć słowa i jego znaczenia... To pewne. Ale wiem też, że napisanie przeze mnie tej historii może oddać nieocenioną przysługę pracownikom naukowym zajmującym się mózgiem i pamięcią, psychologią i medycyną, neurologią itp."... Oddał w nasze ręce nie tylko dokument swojej tragedii. Opisując swój los, dostarczył nam wyjątkowo cennej wiedzy. Kto może opisać lepiej wydarzenie niż jego naoczny świadek, jego uczestnik, sam poszkodowany? Byl ofiarą wypadku — teraz zaś zamienił się w badacza. Dał nam wyjątkowo przejrzysty i jasny opis, spróbujmy więc pójść jego śladem, krok za krokiem, przedostając się do tajemniczego świata ludzkiego mózgu. ,,Żyję w świecie bez pamięci!'* Nie traktował swoich kłopotów z „dziwactwami przestrzeni" jako zła najgorszego. Największym nieszczęściem była dla niego „dziwaczność pamięci", jej ubytek i rozpad. To szczególnie mu doku104

. ..

„Po obiedzie, kiedy wszyscy położyli się, nagle zachciało mi się.., potrzebna mi była «kaczka»... ale oto złożony problem, jak tu przypomnieć sobie to słowo, aby móc poprosić salową. W żaden sposób nie mogłem przypomnieć sobie słowa «kaczka», chociaż wymawiałem je nieraz i czasami przypominało mi się {po zranieniu zacząłem rozumieć jego sens), ale teraz, kiedy słowo to było mi potrzebne, nie mogłem go sobie przypomnieć... Jakaś trwała bariera w pamięci nie po105

czeniem. Na nowo więc rozpoczął męczący wysiłek nad tym, aby przypomnieć sobie to, czego zapomniał, aby przypomnieć sobie słowa i umieć znaleźć potrzebne w danej chwili, aby nawiązać kontakt z ludźmi i odzyskać zdolność mówienia.

zwala mi na przypomnienie sobie tego lub innego słowa, a w tym przypadku słów «kaczka» i «basen». Nie mogłem, nie wiem dlaczego, przypomnieć sobie nazw swojego okręgu, swojego osiedla, a nawet dzielnicy, chociaż miałem wrażenie, że już, już przypominam je sobie, ale nic z tego, choćbym czekał godziną czy dwie, a nawet cały dzień... Mój sąsiad zaczął wymieniać przy mnie różnorodne okręgi, rejony, osady, różne imiona i nazwiska. Wymienił szereg okręgów... i nagle pośród nich okręg tulski, rozpoznałem tę nazwę, nazwę naszego okręgu, w którym mieszka moja rodzina i radośnie zawołałem: «Okręg tulski!* Sąsiad ucieszył się bardzo, okazało się, że jesteśmy ziomkami!... Nie zrażając się zaczął wymieniać przy mnie różne imiona żeńskie i niebawem przypomniałem sobie imię swojej starszej siostry —- «Eugenia» — w taki oto sposób. Kolega wziął kopertę i zaadresował: «Okręg tulski, rejon epifański»... Tak więc leżę cały czas na prawym boku albo z rzadka siadam w łóżku... siedzę i próbuję przypomnieć sobie cokolwiek, ale chociaż tego pragnę, nie udaje mi się nic sobie przypomnieć. A- kiedy nie myślę o niczym, przypominają mi się różne słowa, melodie różnych piosenek i cichutko nucę je sobie pod nosem".

Początkowo było to trudne, prawie niemożliwe. Potem zaczęły pojawiać się słowa — jedno, drugie; następnie pojawiły się proste zdania, nie od razu mógł je jednak zapamiętać, zmuszał się do ustawicznego wysiłku, aie oto po miesiącu najgorsze miał już za sobą — mógł porozumiewać się z ludźmi. „W tym czasie gromadziłem w pamięci przede wszystkim spostrzeżenia wzrokowe (obrazy przedmiotów, zjawisk itd.) i słowa. Od nowa odbierałem ota: czający mnie świat starając się powiązać go ze słowami, z mową, wszystko bowiem zapomniałem i ro-zpoI czynałem życie od nowa, chociaż sam tego wówczas nie rozumiałem. Nie wiedziałem, co dzieje się w mojej głowie, ale pomału obraz rzeczywistości zaczął utrwalać się w mojej pamięci i w moim rozumieniu świata... Już w końcu pierwszego miesiąca od chwili zranienia, a może na początku drugiego zacząłem coraz częściej wspominać matkę, brata, młodszą i starszą siostrę. Przypomniałem ich sobie nie wszystkich od razu, ale pojedynczo: to przypomni mi się matka, to brat, to jedna lub druga siostra, a wszystko w różne dni, o różnym czasie. I wspomnienia pojawiały się zupełnie nieoczekiwanie: nie wtedy, kiedy chciałem coś sobie przypomnieć, a po prostu same się pojawiały! W końcu drugiego miesiąca kuracji jeden ze współtowarzyszy szpitalnych zaczął się mną interesować i spisywać adre-

To przerażające uczucie! Okazało się bowiem, że nie tylko żyje w rozbitym świecie, ale utracił pamięć i przypomnienie sobie przeszłości stało się dla niego bardzo trudne. Nie mógł wyrazić swoich pragnień, swoich najprostszych myśli! Otaczające go przedmioty utraciły swoje nazwy, z przeszłości nie wyłaniało się ani jedno słowo; nie był ani niemową, ani sparaliżowanym, a został pozbawiony najprostszych możliwości kontaktowania się z oto106

107

Efc

sy moich bliskich według fragmentów moich wspomnień. Przypominam sobie nagle nazwę rejonu, a on ją zapisuje; na drugi dzień przypomina mi się nagle nazwa osiedla — i on ją również zapisuje; to nagle przypomina mi się imię siostry. W końcu kolega zdecydował się napisać list do mojej rodziny, list z niezbyt dokładnym adresem, ponieważ nie pamiętałem nazwy ulicy, numeru domu i numeru mieszkania. I do tej pory nie mogę sobie przypomnieć nazwiska swojej młodszej siostry i nazwiska matki, ponieważ miały inne nazwiska niż ja (matka wyszła za mąż po raz drugi)... Czasem przypominała mi się nazwa miasta, lecz prawie natychmiast ją zapominałem, to znów przypominała mi się nazwa rejonu, lecz też zapominałem ją szybko, a później długo nie mogłem jej sobie przypomnieć... Słuchałem wszystkiego, o czym mówiono dookoła. Pieśni, opowiadania, rozmowy jakby powoli zapełniały moją głowę... żywość słowa, ponowne zapamiętywanie i przypominanie słowa, które powoli wchodziło w skład moich myśli. Początkowo nie mogłem przypomnieć sobie słów potrzebnych mi do napisania listu. Lecz koniec końców zabrałem się do pisania listu i szybko go napisałem — krótko i zwięźle. Oczywiście nie mogłem przeczytać tego, co napisałem, a pokazać tego kolegom z jakichś powodów nie chciałem. Żeby nie narażać się na wątpliwości, szybko zakleiłem kopertę, napisałem adres domowy i zaniosłem list na pocztę". To* co najgorsze, miał poza sobą. Czyżby tak było? Czy przypuszczał, źe pierwsze sukcesy, które wreszcie osiągnął, pozostaną jedynymi, że — co zauważył u siebie w pierwszych miesiącach po zranieniu — rozpad pamięci, niemożność korzystania 108

z uprzednio zdobytych doświadczeń, przypominania słów pozostaną już na zawsze, że pamięć będzie już taka rozbita i niedostępna, że nad wydobyciem z niej jakiegokolwiek szczegółu będzie musiał pracować, pracować i jeszcze raz pracować! Gdyby wiedział o tym od początku, życie byłoby dla niego męczarnią! Ale miał nadzieję i starał się robić wszystko, aby „rozruszać" swoją pamięć, walczył o każdy jej fragment, starał się zorientować w tym, co się z nim dzieje, zrozumieć, co z nim jest. Pisał z precyzją badacza władającego wszystkimi elementami wiedzy psychologicznej, cierpliwie dobierał określenia, zdania, by opisać swoje trudności, sformułować własne myśli; dał nam1 stronice klasycznej analizy swego defektu. Dokonał jej zupełnie sam, siedząc przy stole w swoim maleńkim pokoiku w miasteczku, które uprzednio nazywało się Kazanowka, a następnie stało się osiedlem robotniczym Kimowsk, nie kontaktując się z nikim i od nikogo nie otrzymując pomocy. „Do momentu zranienia w mojej pamięci zgodnie z moim życzeniem szybko i wyraziście pojawiała się określona myśl. Po zranieniu cała pamięć rozdrobniła się na maleńkie cząsteczki, słowo i jego znaczenie rozstały się z sobą, myśl przestała sprawnie funkcjonować, gubiła się tak jak słowo i jego znaczenie. Główna część pamięci przepadła na zawsze: pojęcia docierają do niej z dużą trudnością, a czasem w ogóle nie docierają, pozostały w niej też tylko same słowa bez jakiegokolwiek znaczenia... W głowie dzieje się coś niejasnego, niezrozumia109

łego, dziwnego. Próbuję coś sobie przypomnieć i nic mi nie przychodzi do głowy. Próbuję coś powiedzieć, ale nie sposób powiedzieć cokolwiek. Wszystkie słowa i myśli gdzieś się rozbiegły. W głowie pojawiają się błyskawicznie jakieś obrazy przedmiotowo-materialne i natychmiast znikają. Kiedy próbowałem i próbuję coś powiedzieć lub sobie przypomnieć w formie słownej, to męczę się bez przerwy, szukam i często nie znajduję określonego słowa dla wyrażenia swej myśli. Te nie kończące się trudności z przypominaniem sobie określonych słów, myśli, doświadczeń albo też niezrozumienie tych czy innych pojęć nie pozwalają mi uczyć się, zapamiętywać i uświadamiać sobie tego wszystkiego, czego kiedyś uczyłem się, co pamiętałem, wiedziałem, odczuwałem... Pisałem już o tym, że po zranieniu utraciłem pamięć — jest ona rozerwana, rozdrobniona na oddzielne «małe pamięci*. Przy czym te «małe pamięci» uratowały się też w niewielkim stopniu, tylko w nieznacznej części. Usiłuję przypomnieć sobie, co tylko mogę, ale... nic z tego nie wychodzi, w krańcowym przypadku przypominam sobie kilkanaście słów, nie więcej -— to wszystko. Niczego więcej nie mogę sobie przypomnieć... Nie mogłem się niczym zajmować, od razu wszystko zapominałem i nic nie mogłem sobie przypomnieć. Do czego nie zabrałbym się, wszystko uciekało z pamięci. Kiedy zostałem sam, to dosłownie jakby jakiś skobel założono na moją pamięć... Jakżeż dziwne zmiany zaszły po zranieniu. W głowie urwały się jakieś związki pamięciowe i do tej pory ten stan pozostaje. Znaleźć by te powiązania, naprawić je, tak jak elektrycy naprawiają przerwane druty w miejskiej sieci!" 110

t

Wszystko to trwa bez przerwy: w domu, w mieście, na spacerach, i wtedy, kiedy jest sam, l i wówczas, gdy próbuje znaleźć kontakt z otoczeniem. „Kiedy chodzę po osiedlu i spostrzegam przedmioty, rzeczy, różne zjawiska, to ci4gle jestem zmuszony coś sobie przypominać, wysilam się, aby przypomnieć sobie, jak nazywa się ta lub inna rzecz, ten czy inny przedmiot, to lub inne zjawisko. Specjalnie tym się nie martwię... I Siedzę na ławeczce przy domu i rozmawiam z sąsiadami; prosta,* stereotypowa rozmowa, a napięcie M mnie rośnie; próbuję wytężać pamięć, aby przypomnieć sobie i zrozumieć, co do mnie mówią i co powinienem odpowiedzieć. A kiedy zaczynam rozmawiać z matką lub którąś z sióstr, natężam pamięć i denerwuję się, pragnąc odebrać i zrozumieć, co do mnie mówią i co powinienem odpowiedzieć lub wykoriać... A tu niemożność przypomnienia sobie potrzebnych mi słów czy zwrotów... Czasem przypomni mi się niewielka część tego, co chciałem powiedzieć, a reszta utkwi gdzieś w głowie i nie można jej wydobyć! Członkowie mojej rodziny wypytują mnie, proszą, bym opowiedział im o sobie, lecz nie doczekawszy się tego odchodzą lub rezygnują z wypytywania. Co robić, nie mogę przypomnieć sobie, o czym chciałem im powiedzieć! Na zebraniu boję się zabrać głos, szybko bowiem zapominam, o czym mówiono, i nie wiem, co mógłbym powiedzieć, zwłaszcza że w głowie mam pustkę albo plątaninę słów — wszystko tak rozsypane w głowie, że nie sposób pozbierać słów i myśli. Z tego względu nie próbuję nigdy odzywać się na zebraniu... /

Mi

Po prostu ciągłe zapominanie! Bywa, że przychodzę do komórki po wiadro węgla, po drzewo, ale zobaczywszy zamek w drzwiach komórki wracam do domu (zapomniałem klucza!), a po przyjściu do mieszkania zapominam, że przyszedłem po klucz i że muszę ponownie pójść do komórki. Przez pierwsze dni i miesiące po powrocie do domu bałem się daleko odchodzić, ponieważ szybko zapominałem, gdzie się znajduję, a już całkiem nie potrafiłem orientować się ani według miejsca, ani w przestrzeni... Z nie znanych mi powodów nadal nie mogę określić ani daty, ani dnia tygodnia (czy to środa, czwartek itd.), a kiedy staram się przypomnieć sobie, co jadłem na śniadanie lub na obiad — też często nie mogę ustalić, co jadłem tego dnia... Ale główny i najistotniejszy mój kłopot to niemożność zapamiętywania oraz zapominanie, a co za tym idzie nieprzypominanie sobie słów i obrazów. Otaczający mnie świat stał się nagle barazo trudny do zapamiętania. I do tej pory na cokolwiek nie spojrzę — na rzeczy, zjawiska, zwierzęta, na człowieka — nie jestem w stanie ani od razu, ani przez cały dzień przypomnieć sobie potrzebnego mi słowa, aby nazwać je lub też tylko o nich pomyśleć. I chociaż porozumiewam się z ludźmi w sposób uproszczony — za pomocą zwykłych, potocznych słów, to jednak nawet we własnym mieszkaniu nie mogę przypomnieć sobie nazw tego lub innego przedmiotu, tej lub innej rzeczy, chociażby takich, jak: konsolka, szafa, story, firanka, rama itp. Jeszcze trudniej jest mi przypomnieć sobie części różnych przedmiotów. A jeżeli przez dłuższy czas nie usiłuję przypomnieć sobie różnych słów, jeżeli nie «trenuję» na głos czy w pamięci, to uciekają z mojej pamięci, tracą sens i zapominam nawet nazw części swojego ciała..." 112

Co się z nim dzieje? Dlaczego nie panuje nad swoją pamięcią? Czy wszystko w jego pamięci jest w jednakowym stopniu uszkodzone? I jak rozpadła się ta pamięć? Trzeba się w tym zorientować... I zaczyna żmudną pracę, pracę archeologa pamięci, próbując oddzielić to, co ocalało, od tego, co bezpowrotnie utracone. „Zacząłem żyć i przypominać sobie «na wspak»"

Gdy rozmyślał nad tym wszystkim, dość wcześnie zorientował się, że jego pamięć jest uszkodzona niecałkowicie. Początkowo nie pamiętał niczego: gdzie jest? Kim jest? Skąd się wziął? Potem stopniowo zaczęły napływać wspomnienia z przeszłości, a na ogół były to wspomnienia z lat dawnych, obrazy z okresu dzieciństwa, wspomnienia szkolne o kolegach i nauczycielach, wreszcie wspomnienia z lat spędzonych na uczelni. Obrazy z niedalekiej przeszłości nie chciały się pojawić. Zaczął więc przypominać sobie „od końca". „W pierwszych tygodniach po zranieniu nie pamiętałem ani swojego imienia i nazwiska, ani imion swoich najbliższych (matki, siostry, brata). I tylko po trochu przypominałem sobie to o tym, to o tamtym, a najwięcej przypominało mi się z dalekiej przeszłości, z wczesnego dzieciństwa, z okresu szkoły podstawowej. Określam to jako życie i przypominanie sobie «na wspak*, ponieważ łatwiej przypominają mi się fakty 8 — Łuria — Świat utracony i odzyskany

113

z dalekiej przeszłości, na przykład przedszkole — budynek, w którym się mieściło, szkoła, jej budynek, zabawy w czasie przerw, twarze dzieci i nauczycielki, a czasy niedawne, choćby pobyt na froncie, całkiem zapomniałem (w wyniku zranienia) albo niełatwo mi się przypominają... Dziwna sprawa. Zamiast lepiej pamiętać i przypominać sobie fakty z ostatniego okresu przed zranieniem — co powinno być w mojej pamięci świeże i żywe — przypomina mi się więcej rzeczy z okresu dzieciństwa i szkoły podstawowej i jakoś łatwiej trzyma się to mojej uszkodzonej pamięci. W rezultacie żyję wspomnieniem tych przedszkolnych, pionierskich czasów! I tak po dziś dzień... O, na przykład siedzę i coś tam robię, a tu nagle — obraz czy przywidzenie — malowidło pojawia się na minutę lub dwie przed moimi oczyma! Zdarza się, że są to obrazy ź dzieciństwa, choćby taki: brzeg Donu, gdzie chodziłem się kąpać, obraz soboru św. Epifana albo moje występy wraz z kolegami w klubie. Obrazy te pozwalają mi poznawać swoją przeszłość (choćby fragmentami) i wydaje mi się nawet, że częste pojawienie się tych wizji z lekka przywraca mi pamięć wzrokową i w ogóle jpamięć. Dlaczego? Otóż dlatego, że kiedy pojawiają się te obrazy, to oglądam je jak fotografie z moich niedawnych lat". Później do tych wspomnień zaczęły dołączać się inne: przypomina sobie szkołę, w której zdobywał przysposobienie wojskowe, pojawiają się obrazy z życia frontowego, przypomina sobie, jak szedł do ataku, zjawiają się też obrazy z jego ostatniego, tragicznego w skutkach dnia. Potem przerwa. 114

A później obraz szpitala, twarze lekarzy, pielęgniarek, które zbliżały się do niego pytając: „No, jak tam, Lowa?" A potem znowu i znowu szpitale. I w końcu szpital specjalny na Uralu, gdzie zaczęto prowadzić z nim systematyczne zajęcia, a w którym pobyt tak wiele zmienił w jego życiu. Jak barwnie opisuje ten szpital, jak wyraziste są obrazy z czasów pobytu u siebie w Kimowsku, później znowu obrazy innych szpitali i sanatoriów! „Miejsce na szpital przepiękne: w koło rozpościera się na przestrzeni kilku kilometrów falisty teren pokryty lasem liściastym, a pośród masywów leśnych błyszczą się jak lustra tafle wielkich jezior! Jest na co popatrzeć, .jest czym się zachwycać, można wspaniale odpocząć! Wszystko tu znajdziesz: wielkie jeziora pełne ryb, możliwość łapania raków i ptaków... spacery łódką po jeziorze, piękne kąpieliska, rzeźby w wodzie i na lądzie, klomby kwiatów i głosy leśnego ptactwa, ciągłe świergotanie, zbieranie grzybów, jagód, różne gry i zabawy na powietrzu, parkiet taneczny, klub, kino! Tylko wypoczywaj, baw się, nabieraj sił i zdrowia!" A oto jeszcze jeden opis dokonany znacznie później. „Sanatorium «Pumpuri» leży tuż przy brzegu morza; Medy wieje silny wiatr, to fala zdaje się sięgać budynku, tak jakby odbijała się od niego i pędziła, gdy wieje wiatr od morza. Rankiem 10 czerwca przybyłem do sanatorium, gdzie zostałem serdecznie powitany, a następnie zarejestrowany, zbadany przez leka115

rzy, po czym przydzielono mi odpowiedniego lekarza i włączyłem się w rytm sanatoryjnego życia! I oto już tu mieszkam. Sanatorium podoba mi się: nieopodal jest widoczny piaszczysty brzeg morza, które nawet przy nieznacznym wietrze burzy się i faluje! Wydaje mi się, że powietrze jest absolutnie przezroczyste — nie ma tu bowiem ani śladu pyłu. Przez obłoki przebija się światło słoneczne, ale nie przygrzewa silnie, jak dzieje się na ogół w głębi lądu. Po przyjeździe do sanatorium nie odczuwałem ani zimna, ani też upałów, co sprawiało mi dużą ulgę". Obrazy przeszłości wyłoniły się z niezwykłą wyrazistością ze wszystkimi szczegółami i tylko dzięki temu mógł pisać swój dziennik. Ale kiedy próbował świadomie, samorzutnie coś sobie przypomnieć, to nic z tego nie wychodziło. Początkowo było mu ciężko: słyszy nazwę przedmiotu, ale nie jest w stanie go sobie wyobrazić. A za obrazem, który wyłaniał się z wielkim trudem, nic się nie kryło, nie był on powiązany z żadną informacją. „Profesor wymawia słowo «kot» albo «pies» i pyta: *No co, Lowa, wyobrazisz sobie psa z oczyma, uszami... Widzisz go?» A ja nic, nie mogę sobie wyobrazić ani psa, ani kota ani innego zwierzęcia. Wiem, co oznacza słowo «pies» — kiedyś widziałem psa, ale po zranieniu nie mogę go sobie wyobrazić... Jeżeli chcę zobaczyć jakiś obraz — czy to mając oczy otwarte, czy zamknięte — to nie udaje mi się, nie mogę wyobrazić sobie ani człowieka, ani zwierzęcia, ani też rośliny. Czasem mam uczucie, jakbym coś 116

widział, coś nieokreślonego na kształt obrazu, który szybko znika. A tak normalnie to widzę przed oczyma jakieś kropki i gwiazdki... Próbuję przypomnieć sobie, wyobrazić sobie twarz mojej matki lub którejś z sióstr, ale jakoś nic z tego nie wychodzi, ich obraz nie wyłania się z mojej pamięci. Kiedy jednak wchodzę do domu i widzę znajome mi twarze matki i siostry, to poznaję je natychmiast. One bardzo ucieszyły się z mojego powrotu, zaczęły mnie ściskać i całować ze łzami w oczach, ja jednak nie mogłem ich pocałować, bo zapomniałem,jak się to robi, a matka płakała tuląc mnie do siebie. Płakała ,tak ze szczęścia, że syn jej powrócił, ale płakała też i z żalu, że powrócił z rozbitą głową, a o drugim synu brak wieści i to od początku 1941 roku, to znaczy od momentu wybuchu wojny. Potem zaczęły się rozmowy, wypytywanie: «Jak dojecnałeś?», «Co słychać?», a ja próbuję coś odpowiedzieć, ale nic mi nie wychodzi. Coś tam mamroczę bez sensu. Zaczynam mówić, wymawiani jedno słowo, a innych potrzebnych mi słów w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć... Nie mogę zrozumieć, skąd wzięło się drzewo, z czego się składa i wszystko, wszystko, czego się dotknę, jest dla mnie tajemnicze i niezrozumiałe, nie mogę nic wymyślić ani zrobić niczego nowego. Stałem się całkiem innym człowiekiem, przeciwieństwem tego, czym byłem do czasu zranienia..." Później było mu lżej. Pamięć jakby zaczęła powracać, wspomnienia z przeszłości stały się pełniejsze, barwniejsze, ale świat tak jak dawniej pozostawał zagadkowy, niewyrażalny, rozbity na części; to, co kryło się za każdym przedmiotem czy wrażeniem, ciągle pozostawało w zapomnieniu. 117

„Do momentu zranienia łatwo wszystko zapamiętywałem, pamiętałem to, czego się uczyłem, wszystko rozumiałem z łatwością, mogłem innym ludziom udzielać rad i to w różnych sprawach. I nagle po zranieniu nie pamiętam, niczego nie wiem, natychmiast wszystko zapominam! Kiedy zastanawiam się nad tym, to nie mogę otrząsnąć się ze zdziwienia! A widząc nauczycielkę (lub nauczyciela) zawsze uśmiecham się głupio myśląc sobie: «Czy to ja, czy nie ja?», «Sen to czy jawa?*... Bezsilnie i bezmyślnie obserwuję płynące obok mnie życie. Tak,, życie płynie jakby poza mną. Często słucham radia, wysłuchuję jakiegoś opowiadania, pieśni czy muzyki i chcę jak dawniej rozumieć sens tego, co słyszę, ale teraz nie jest to tak proste. Nie nadążam w rozumieniu tego, co mówią, albo jeżeli rozumiem, o czym mówią w radio, zapominam to natychmiast w trakcie słuchania — taka jest teraz moja pamięć! Po tym strasznym zranieniu otaczający mnie świat wygląda jakoś inaczej... I co bym nie robił, o czym bym nie myślał — wszystko wychodzi nie tak, jak powinno... Nadal wszystkie rzeczy, zjawiska, żywe istoty wydają mi się niezrozumiałe, niejasne, boję się ich dotykać; jak uprzednio ciąży mi przestrzeń, boję się jej i nie rozumiem. Otaczający mnie świat pozostaje tajemniczy i niezrozumiały".

I chociaż mijały miesiące i lata, wszystko pozostawało jak dawniej — w tej tragedii pamięci nic nie ulegało zmianie! „Po trochu czytam książki dziecięce. Czasem wezmę do ręki jakiś podręcznik gramatyki lub fizyki, lecz natychmiast odkładam go na półkę: nic mi nie wchodzi do głowy, pozostaje jedynie tępy ból... Ponownie pozo118

staje mi przypominanie sobie i wyciąganie z rozbitej pamięci faktów z przeszłości, rozwijanie pamięci słów i znaczeń... Tak, wszędzie napotykam trudności z przypominaniem sobie potrzebnych mi słów, czasem trwa to bardzo długo; jest to niewątpliwie wynik zranienia i uszkodzenia mózgu oraz jego licznych operacji. Z niewiadomych mi przyczyn do dziś odczuwam nienormalność mojej pamięci, mowy, myślenia i świadomości; wszystko jedno, gdzie bym się nie znajdował (w kręgu rodziny, na spacerze czy w pracy), to wciąż występują te znane kłopoty. Do dziś w kontaktach z ludźmi odczuwam tę nienormalną sytuację: nieodłączny przepraszający uśmiech, przytakiwanie w rozmowach z innymi albo, kiedy sam mówię, podśmiewam się, choć nie wiem, z czego... Nic absolutnie nie mogę sobie przypomnieć o swoim uprzednim zajęciu... wszystko gdzieś uleciało z pamięci!... Gdy jestem sam, czuję się tak, jakby ktoś zamknął magazyn mojej pamięci na trzy spusty. Kiedy zwracają się do mnie i słyszę słowa, wtedy pokrywa pamięci unosi się — dzięki tym, którzy mówią do mnie — i «ładu je. się» z wolna słowami i zwrotami. Dziwny zrobił się ze mnie człowiek po zranieniu — chorowity i jakiś inny. Wszystko, czego się uczyłem, co przeżyłem do momentu zranienia —• wszystko to gdzieś zniknęło, uleciało z głowy i pamięci po wypadku. I oto znowu jestem zmuszony uświadomić sobie to wszystko, co widziałem już po zranieniu i co widzę dziś w ciągu codziennego życia. Kiedy wychodzę z budynku szpitalnego na powietrze — bliżej kwiatów, drzew i jezior — to zaczynam odczuwać nie tylko coś niezrozumiałego, nieokreślonego i nowego, ale ogarnia mnie przy tym straszna niemoc, co nie pozwala mi w normalny sposób zrozumieć otaczającego mnie świata". 119

Co to takiego? Dlaczego zapomniał o wszystkim? Gdzie tkwią korzenie tych „dziwactw pamięci", pamięci, w której tak łatwo pojawiają się obrazy dawnej przeszłości, a która w żaden sposób «ie może odtworzyć utraconej na zawsze wiedzy? Dziwactwa pamięci i mowy Swój podstawowy defekt określił jako „rozpad mowy i pamięci". Miało to realne podstawy. Do momentu zranienia każde słowo miało swoje wyraźne znaczenie, które rozumiał natychmiast po jego usłyszeniu. Każde bowiem słowo było częścią otaczającego go świata, z którym łączyło je tysiące nici. Każde ze słów budziło rój żywych, zmieniających się, wyraziście odbieranych wspomnień. Władać takim słowem oznaczało możliwość wywołania dowolnego wrażenia z przeszłości, pozwalało ujmować istotę rzeczy, tworzyć, panować nad życiem. Wszystko to w jego przypadku zniknęło i to bezpowrotnie. „Patrzę własnymi oczyma na cichy i spokojny świat, który mnie otacza, i wydaje mi się, że wszystko dookoła jest mi znane i zrozumiałe. A jak tylko zaczynam myśleć o tym, co mnie otacza, i staram się cos sobie przypomnieć o każdej rzeczy, którą teraz widzę, i zaczynam pytać siebie, jak nazywa się ta lub inna rzecz, to z jakiegoś powodu coraz mniej rozumiem, a głównie z niewiadomych mi 120

iwodów nie jestem w stanie przypomnieć sobie od razu tego czy innego słowa dotyczącego widzianych przed chwilą rzeczy. Ponownie więc pytam: «A co to?.. Jak... no... ją... no, jak go... słońce. A to... to... nie, chmura, a ... obk»k. A obok... jak nazywać ją, jego... to» (a słowa «mech» i tak nie mogłem sobie przypomnieć)... A to... to... drzewa! I bez przerwy zamęczam się, szukam i często nie znajdują potrzebnego mi słowa do wyrażenia swojej myśli. To jedna z wielu tragedii, jakie nastąpiły w moim życiu po zranieniu! Te nie kończące się próby przypominania sobie tego czy innego słowa, tych czy innych-myśli! Trudności z przypomnieniem lub zrozumieniem tych czy innych pojęć nie pozwalają mi uczyć się, zapamiętywać i rozumieć! Po zranieniu nie mogłem od razu uchwycić sensu słów rozmówcy, nie od razu rozumiałem słowa i profesor zmuszony był nieraz powtarzać swoje pytania. Z jakiegoś powodu nie mogłem'sobie przypomnieć nazw różnorodnych przedmiotów, na które bezpośrednio patrzyłem, chociażby to było pióro, ołówek, książka, półka, podłoga i sufit, rama i lufcik... Czasem gdy zaczynam mówić, zacinam się przy jakimś słowie i już nie mogę go sobie przypomnieć, czasem trwa to godzinę, a czasem cały dzień. Na przykład matka prosi mnie, abym coś zrobił, coś przyniósł z komórki czy coś tam zaniósł lub też zrobił coś innego — poszedł do sklepu czy na targ. Nie od razu to do mnie dociera, ponieważ tak długo zastanawiam się nad każdym słowem (nad jednym lub dwoma — trzema), że zapominam o następnych... Same słowa częściowo zatraciły swoje znaczenia, częściowo zaś mają je niejasne, niesprecyzowane. Dotyczy to w większości cech przedmiotów (stół, słońce, wiatr, niebo itp.). Zapomniałem słów i ich znaczeń. 121

nie myślę za ich pomocą i nie mogę sobie uzmysłowić ich sensu... Tak w rezultacie uszkodzenia czaszki i mózgu nastąpiło u mnie rozdzielenie pamięci wzrokowej i słuchowej: widzę litery lub cyfry, ale nie mogę ich od razu nazwać, słyszę wymawianą przez kogoś literę lub cyfrę, ale nie jestem w stanie od razu wyobrazić sobie jej kształtu. Takie same trudności miałem z mówieniem i przypominaniem sobie: widzę jakiś przedmiot, zjawisko ifcp., ale nie mogę od razu ich nazywać, a nieraz trwa to cały dzień, albo odwrotnie — słyszę jakieś słowo, ale nie od razu mogę sobie uzmysłowić jego obraz, znaczenie..." W pierwszych miesiącach po zranieniu ta niemożność przypomnienia sobie słów była szczególnie męcząca. Zapomniał najprostszych słów i ich znaczeń, musiał ich szukać z wielkim wysiłkiem, porządkując je i sprawdzając, tak jak zachowuje się człowiek, który znalazł się po raz pierwszy w ciemnym nie znanym mu pokoju. A słowa nie tylko niczego mu nie przypominały, ale dźwięczały obco i często był zmuszony do dokonywania męczących prób, aby przypomnieć sobie, co one oznaczają! I na tym schodziły mu długie, długie okresy, wypełnione upartym poszukiwaniem. „Niekiedy słyszę słowo, ale nie od razu rozumiem jego znaczenie. W pierwszych latach po zranieniu długo nie mogłem przypomnieć sobie potrzebnego mi słowa, aby określić widziany przedmiot, a także nie mogłem przypomnieć sobie obrazu przedmiotu, kiedy słyszałem jego nazwę... 122

Profesor mówił do mnie: «Lowa, pokaż mi swoje oko». Nie zrozumiałem tego zwrotu, co po zranieniu przydarzało mi się bardzo często, nie mogłem bowiem od razu uchwycić sensu słów do mnie skierowanych i nie od razu zwracałem uwagę na mówiącego. Po usłyszeniu prośby po raz drugi długo szukałem w pamięci, co znaczy słowo «oko»... Oglądałem się dookoła i nagle przypomniało mi się, że słowo «oko» oznacza coś, co znajduje się gdzieś w moim ciele. «Oko!» — mówię — przypomniawszy sobie na koniec znaczenie tego słowa i pokazuję swoje oko. Wtedy profesor mówi do mnie: «Pokaż swój nos!» I znowu zaczynam myśleć: «A cóż to takiego nos? Nos, nos» — mówię... w końcu znaczenie słowa «nos» przypomina mi się po minucie. Potem profesor prosi o przypomnienie sobie, co znaczy słowo «ucho». I znowu minuty oczekiwania... Ale oto i przypomina mi się znaczenie słowa «ucho». Gdy profesor po jakimś czasie ponownie zadał mi pytanie, co to takiego «oko», okazało się, że już zapomniałem, i znowu zacząłem przypominać sobie, co to znaczy... Męcząca praca... Przychodzą mi do głowy różne słowa, nawet je powtarzam po cichu. Są to słowa, z którymi w tym dniu zetknąłem się, wymawiałem je, ale to nie są potrzebne mi słowa. W końcu przypominają mi się te poszukiwane: oko, nos, ucho. Ale oto znowu pada pytanie: «Co to?», «A to co?» — i pokazują na ucho, oko, nos. I znowu myślę, staram się coś sobie przypomnieć, w końcu przypominam sobie: «hura)». Takie zahamowania w pamięci słownej występują bez końca. Ale było jeszcze gorzej, gdy nagle przypomniałem sobie lub usłyszałem słowo «plecy» czy «szyja» i szereg innych słów, których znaczenia w żaden sposób nie mogłem sobie przypomnieć; po prostu zapomniałem je, choć wiedziałem, że to znane słowa dotyczące ciała 123



ludzkiego, lecz jaki jest ich związek z człowiekiem, nie wiedziałem, A w ogóle z każdym słowem dzieje się dziwna historia: występuje jakaś nienormalna trudność z jego zapamiętaniem i dziwne trudności z jego wydobyciem z pamięci. Nie mogę natychmiast przypomnieć sobie brzmienia danego słowa albo też, odwrotnie, jego znaczenia. Oto profesor pokazuje lampkę i mówi: «Co to takiego?* — a ja zaczynani przypominać sobie: «To, no, jak to... no, to jest... jak je...». Zdarza się, że nie mogę przypomnieć sobie nazwy widzianej rzeczy. Patrzę to na lampkę, to na inne przedmioty stojące przede mną w pokoju. Ciągle szukam jakby oparcia w przedmiotach, jakiejś podpory, staram się przypomnieć sobie ich nazw,y, zaczynam porównywać przedmioty znajdujące się w pokoju, co stanowi punkt oparcia dla mojej mowy i pamięci słownej". I tak pozostało przerażająco długo — na wiele miesięcy od momentu, kiedy wypisano go ze szpitala! Oto jest już w domu, w swojej Kazanowce. Mieszka razem z matką i siostrami. Powinien pomóc w domu: wysyłają go do piwnicy, do sklepu po chleb, po kaszę. Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego? A w istocie jakie to niezwykle trudne! Proste słowa, które były dla niego zrozumiałe od dzieciństwa, które chwytał w lot, bez najmniejszego wysiłku, teraz docierały do niego nie od razu, lecz jakby z jakiegoś oddalenia, z dalekiego świata, wskutek czego był zmuszony w napięciu myśleć o nich, zanim zaczęły nabierać określonego znaczenia. A gdy w końcu uchwycił ich znaczenie, 124

słowa pozostawały w pamięci minutę, dwie, a później znikały i znowu był zakłopotany, bezsilny wobec nowych trudności. Dotyczyło to spraw zwyczajnych, typowych, codziennych... „Ot, choćby matka mówi do mnie: «Pójdź do naszej komórki, zejdź do piwnicy i nabierz z beczki do talerza kiszonych ogórków, lecz beczki nie zapomnij przykryć, na wierzchu połóż kamień...»; Nie od razu zrozumiałem, co matka powiedziała, proszę, aby jeszcze raz to, powtórzyła- Matka powtórzyła swoje słowa. Teraz usłyszałem słowa: «komórka», *piwnica», «ogórki», a pozostałe natychmiast zapomniałem. Ale i te trzy słowa: komórka, piwnica, ogórki — starałem się kolejno szybko zrozumieć. W końcu zrozumiałem sens tych słów (a czas płynie!); teraz muszę zapytać matkę, co mam robić. Patrzę, a mamy nie ma już w domu. Nagle znów wraca do mieszkania; zobaczyłem, że zdążyła już pójść do komórki, zejść do piwnicy i przynieść za mnie te ogórki. Matka zwraca się do mnie: «Nakrój, synku, chleba, ogóreczków, szyneczki, a nie zapomnij o soli!». Oczywiście, uważnie wysłuchałem tego, co matka mi powiedziała. Proszę, aby to powtórzyła jeszcze raz. Powtarza swoją prośbę. Zapamiętałem tylko dwa słowa: «chleb» i «szynka». Zastanawiam się nad tymi słowami, w końcu zrozumiałem je, ale zapomniałem, co jeszcze matka mówiła, stoję więc niezdecydowany... Oto matka mówi: «Zanieś kozie obierzyny w wiadrze, a nie zapomnij zabrać wiadra z powrotem!» Trzymam wiadro w ręku i idę do szopy... Tam wysypuję obierzyny- Zapominam jednak o wiadrze i o tym, że mam zamknąć szopę... «A gdzież wiadro? Zamknąłeś szopę?» — pyta mnie matka. Musiałem 125



więc wrócić do szopy, zobaczyłem wiadro — wziąłem je. «Zamknąłeś szopę czy nie, powiedz?* Trzeba było znowu wracać do tej przeklętej szopy! I rzeczywiście szopy nie zamknąłem — drzwi otworzyły się, koza zdążyła uciec... Cóż za pamięć — przeklęta!..." Co to jest? Świat jego mowy rozpadł się, zaczął żyć w świecie obcych, nie znanych słów, które było mu tak trudno przypomnieć sobie i których znaczenia nie mógł odgadnąć. Dotyczyło to nie tylko słów potocznych; w nieporównywalnie większym stopniu odnosiło się do tych pojęć, których się uczył, z którymi przez całe lata stykał się w życiu, w szkole i na politechnice. I tak żyje w świecie obcych słów i zapomnianych pojęć, podejmując męczące próby przypomnienia ich sobie, uparcie walcząc o przywrócenie swej pamięci i mowy. „Czuję po prostu, że każde słowo jest mi znajome {byłem niegdyś studentem czwartego roku politechniki), wiem, że słowa «istnieją» w mojej pamięci, ale utraciły one swoje znaczenie i nie rozumiem ich tak jak przed zranieniem. Oznacza to, że jeśli słyszę słowo «stół», to nie od razu domyślam się, co ono oznacza, jaki jest jego zakres. Pozostaje tylko wrażenie, że -jest mi ono znane, i to wszystko... Posługuję się tymi słowami, które wydają mi się znajome, ogólnie zrozumiałe, za ich więc pomocą porozumiewam się z innymi ludźmi i z sobą również... Od pewnego czasu, oczywiście po zranieniu, zacząłem prowadzić i nadal prowadzę walkę o odzyskanie pamięci i mowy, słów i ich znaczeń. Trenuję bezustannie, aby uzupełnić olbrzymie braki, jakie mam w tym względzie. W mojej pamięci i mowie nastąpiło roz126

dzielenie słowa i jego znaczenia. Brzmienie słowa i jego znaczenie całkiem oddzieliły się od siebie; w trakcie przypominania sobie muszę je dosłownie łączyć. Ale te połączenia pamięciowe nie utrzymują się długo, szybko rozpadają się i ulatują... Często zbliżam się do nich, po sto razy robię ich przegląd, odczytuję, pojmuję, przypominam sobie, a i tak trwa to długo, zanim je wreszcie uchwycę. Niekiedy, gdy przebywam na łące ozy w lesie, •próbuję sobie to i owo przypomnieć, aby sprawdzić, co zostało w mojej pamięci. Będąc w lesie nie mogę sobie zupełnie przypomnieć, jak nazywają się drzewa. Co prawda, pamiętam nazwy «dąb», «sosna», «osika», «lipa», «brzoza» i inne (czasami przypominają mi się), ale kiedy patrzę na drzewo, to nie wiem, czy widzę osikę czy też jakieś inne drzewo, chociaż tak w ogóle to drzewo wydaje mi się znajome. Pokazują mi grzyby, a ja też nie wiem, jak się one nazywają i czy są jadalne, chociaż w ogóle pamiętam nazwy grzybów; «prawdżiwek», «opieniek», «kozak», ale który jest prawdziwkiem a który opieńkiem, nie wiem, chociaż przed zranieniem musiałem to wiedzieć. Zapomniałem nawet o dmuchawcu, o kwiatku, który znałem z dzieciństwa; przypomniałem sobie, ca' prawda, jak wygląda, kiedy jest siwy, ale już całkiem nie mogłem przypomnieć sobie, jak wyglądał wcześniej. Z jednej strony, w wyniku pewnego nawyku, widzę otaczający mnie świat takim, jakim oglądałem go kiedyś własnymi oczyma. A z drugiej strony nie poznaję go i nie rozumiem, gdy stykam się z jego funkcjonowaniem. Nie pojmuję, jak rosną kwiaty, czym się odżywiają, dlaczego mogą rozwijać się z jednego obciętego listka. Nie rozumiem otoczenia, istoty życia roślin, zwierząt, nie wiem, dlaczego nie mogę w odpowiednim 127

momencie przypomnieć sobie potrzebnego mi słowa albo jego znaczenia. Pamiętam, że uczęszczałem do szkoły podstawowej i średniej, a następnie studiowałem na politechnice, zapomniałem jednak i całkiem nie pamiętam, czego się uczyłem, jakich dziedzin wiedzy, co robiłem na uczelni — niczego absolutnie nie pamiętam i nie mogę ponownie zapamiętać. Sam ciągle jeszcze mówię, myślę, piszę, ale gdy coś do mnie mówią, wówczas nie udaje mi się zrozumieć i zapamiętać tych słów. Z jednej strony widzę, słyszę, czuję, mówię, a z drugiej strony bez końca odczuwam ciężar swego uszkodzonego mózgu..." Jednakże zapomniał on nie tylko znaczenia słów (mówiliśmy już o tym, że nie może od razu przypomnieć sobie tego słowa, które jest mu postrzelone, z trudnością szuka go, a często zamiast słowa potrzebnego pojawiają się inne, czasem bliskie, niekiedy dalekie). Jest mu potrzebne jedno słowo, a w pamięci cały ich rój, z którego trzeba wybrać właściwe. Jak to zrobić? Wszystkie słowa wydają się potrzebne, a to właściwe gdzieś tam zagubiło się pośród tego rojowiska. Na czym to polega? Dlaczego jest mu tak trudno znaleźć potrzebne słowo? To, co tak łatwo udaje się uczniowi, jest dla niego niedostępne.

Jak przypominają się słowa — dygresja druga

Dawniej wszytko wydawało się dziecinnie proste: każda rzecz miała swoją nazwę, która była (.przyklejona" do niej jak etykietka. Jak na półce kuchennej u dobrej gospodyni: na każdym pudełku wyraźny napis: „soda", „pieprz", „sól", „kasza". Tylko podejść i wybrać odpowiednie pudełko. Tak sądzono dawniej, a i dziś wielu tak sądzi. Jakie to dalekie od rzeczywistości! Już Swift w swoich Podróżach Guliwera, mówiąc o kraju Laputa, wyśmiewał tych prostaków, którzy orzekli, że słowa są całkiem zbędne: czyż nie prościej wyrzucić etykietki i posługiwać się konkretnymi rzeczami? I nosili z sobą na plecach worki, aby w razie potrzeby wyjąć konkretną rzecz i pokazać. Czy o to chodzi? Dlaczego czasem tak trudno znaleźć odpowiednie słowo? Dlaczego poszukiwanie potrzebnego słowa może być tak trudne jak poszukiwanie utraconych wspomnień? * — Łuria — Świat utracony 1 odzyskany

129



-

.

.



-



:

.

'

.

'



.



' '

;

-



;





.



• • ' •

':'-'•'





'



:

'

;

r



'





.

'

:

'



:

" • • " '

' • • •

Sprawa nie jest prosta. Ma wiele aspektów. Bilard podobny jest do stołu; sukno przypomina zielone pole; nad nim tablica szyfrowa, w każdym rogu i na środku siatki... po nim toczą się kule, a stoi on na środku pokoju... A jak znaleźć potrzebne słowo „bilard"? Nie stół, nie sukno, nie pole, nie siatka, nie kule, a „bilard"... Kule układają się w piramidkę... „Piramidka"? A dlaczego nie „kopczyk"? Nie „gniazdko", nie „trójka"? Jak z wielości cech wydzielić potrzebne, zatrzymać napływające skojarzenia uboczne, z tysięcy związków wyłonić jeden, tylko ten potrzebny? Szukanie słowa — to zawsze sytuacja wyboru wśród wielu możliwości. W jednych przypadkach potrzebny związek ukazuje się z większym prawdopodobieństwem, pojawienie się słów niewłaściwych jest prawie całkiem nieprawdopodobne. „Nadeszła zima i na ulicę spadł.... No, oczywiście śnieg!" Czy u kogoś pojawi się inne słowo?... Istnieją jeszcze dwie lub trzy inne możliwości, ale wybór jest prosty. Lecz w mnych przypadkach sprawa jest znacznie bardziej złożona... „Wyszedłem na ulicę, aby kupić... Co właściwie? Chleb? Gazetę? Kapelusz?"... Możliwości tysiące, i znaleźć właściwe słowo można tylko wówczas, gdy jest znana cała sytuacja... Tu prawdopodobieństwo pojawienia się potrzebnego słowa jest nie do określenia i tylko kontekst podpowie, co należy wybrać z magazynów pamięci... A co zrobić, kiedy brak kontekstu? Jeżeli czło130

wiek musi po prostu znaleźć właściwą nazwę? To wszystko nie jest tak proste, jak by się wydawało. Wchodzicie do laboratorium i widzicie przyrząd. Znane jest jego przeznaczenie, tnie on zalany parafiną preparat na cieniutkie plasterki, tak jak w delikatesach kroją wędlinę, tylko tysiąc razy cieniej. Jak go nazwać? Znaliście go, grzebiecie w swojej pamięci... Coś jakby „mikro",.. „Mikroskop?" „Manipulator?" „Mikrokrój?" Nie, nie to... Ach, jest; „mikro-tom"! Wybieramy się do muJ zeum i chcemy sobie przypomnieć nazwisko gruzińskiego artysty, jednego z głównych przedstawicieli prymitywizmu. „Passanaur?" Nie. „Piro-stou?" Nie. „Prangiszwili?" Nie, też nie. Coś tam przypominało ogień.. „Pirotechnik?" Nie... coś, co ma związek z Turkami ... „Osman?" Zaraz — jest wreszcie: „Pirosman!" Właściwie to „Pirosmaniszwili!" W końcu znalazło się odpowiednie słowo, a wszystkie dodatkowe słowa „towarzyszące" zniknęły. Takie męczące poszukiwania są dla każdego z nas rzadkością, posługujemy się tą metodą tylko wówczas, gdy słowo jest słabo utrwalone lub gdy szukamy potrzebnego nam a niejednoznacznego nazwiska, coś w rodzaju Czechowowskiego „Owsianko", w którym jest coś, z konia, a może przypominać i „Konienkę", i „Furmana" itp... Gdy przypominamy sobie nazwy typowych przedmiotów, nic takiego się nie zdarza, nazwy te 9'

ni



są wyraźnie utrwalone, a podstawowa cecha rzeczy kojarzy się z nazwą dostatecznie wyraźnie. Na przykład w słowie „wysianie", z jego rdzeniem „słać" (odesłać, posłać, przysłać, wysłać, dosłać), ta wiodąca cecha wyróżnia się wśród pozostałych, a w słowie „paro-wóz", „paro-statek" — tak wyraźnie występuje, że nazwa z dużym prawdopodobieństwem pojawia się od razu i nie trzeba się specjalnie wysilać, aby wybrać ją z tysiąca innych, sama rzecz bowiem jest tak wyrazista w odbiorze, że zapewnia łatwość wyboru odpowiedniego słowa dla jej określenia. A jeżeli mózg został uszkodzony?... Jeżeli są uszkodzone te jego części, które warunkują analizę i syntezę bodźców wzrokowych pochodzących od określonych przedmiotów, wyróżniają cechy istotne, hamują pojawienie się ubocznych związków skojarzeniowych... Co dzieje się wówczas? I.P. Pawłcw, wielki znawca praw, według których pracuje kora mózgu ludzkiego, twierdził, że w normalnych warunkach podlega ona „prawu siły": silne i ważne bodźce wywołują silne reakcje, ich ślady dokładniej utrwalają się i łatwiej się pojawiają i tyiko w stanie wyczerpania lub snu działanie tego prawa nie występuje: bodźce silne i słabe wyrównują się, odpowiedzi na nie stają się jednakowe, równie długo się utrzymują, a ich ślady występują z równym prawdopodobieństwem... Wystarczy sobie przypomnieć, jak dziwne skoJ32

jarzenia nieoczekiwanie przychodzą do głowy w momencie zasypiania, jaka plątanina myśli pojawia się w tym czasie i jak niepokojące nas w tym stanie sprawy są w rzeczywistości mało ważne. Ten stan. który Pawłów określił mianem „hamowania" lub „stanu fazowego", jest wywołany u chorego procesem patologicznym. Praca uszkodzonej kory traci swą wyrazistość, rzeczywistość słabo oddziela się od urojeń, cechy, które jasno wyróżniały się spośród innych, które dominowały, „zrównują się" z ubocznymi, nieistotnymi, wybór potrzebnej cechy jak również potrzebnego słowa spośród wielu możliwych, które teraz stały się jednakowo prawdopodobne, staje się bardzo pracochłonny... Odłamek, przedostając się do mózgu, zakłócił normalną pracę tych części kory, od których bezpośrednio była uzależniona analiza i synteza złożonych związków, ich organizacja w określone systemy, wyróżnianie cech dostrzeganych rzeczy, porządkowanie i zachowywanie śladów doświadczeń mowy. Część komórek nerwowych została uszkodzona, część zaś znajduje się w patologicznym „stanie fazowym". Czy możemy dziwić się zatem, że wyróżnienie pożądanej cechy, a w związku z tym .znalezienie potrzebnego słowa staje się dla naszego pacjenta tak trudne, a czasami wręcz niemożliwe? I oto zaczyna on z trudem szukać potrzebnego mu słowa, przebierając w dziesiątkach innych słów „towarzyszących", a czyni to tak, jak my robimy, 133

.



gdy próbujemy sobie przypomnieć zapomniane nazwisko. Próbuje odszukać tę kategorię, do której należy potrzebne słowo, wymieniając słowa ogólnikowe, zastępcze: „No... to... no jak... je... ta rzecz... ta sztuka... to zwierzę..." — próbuje uchwycić jakiś kontekst; może ułatwi mu to odnalezienie potrzebnego słowa: „No, te, te, co tak pięknie pachną. Te czerwone, czerwone, wonne... Tróże!!" Próbuje znaleźć automatycznie to, czego nie udaje mu się uzyskać świadomie, i czasem, tylko czasem, to mu się udaje. Używa różnych metod, aby zorientować się w tym świecie z zaburzonymi związkami przyczynowymi. I jak różni się ten proces poszukiwania słów-nazw od pojawiania się obrazów wzrokowych, gdzie wybór spośród różnych co do stopnia prawdopodobieństwa możliwości nie jest potrzebny... Jak różni się zaburzona pamięć mowy od w pełni zachowanej pamięci wydarzeń! „Próbuję przypomnieć sobie: «To... aloes, to... fikus, to...» i nie mogą przypomnieć sobie kilku nazw kwiatów, które w doniczkach hoduje dla ozdoby okna moja mama. A choćby teraz, nie mogę sobie przypomnieć, jak się nazywa taka pogoda?... Obłoki, chmury... wiatr. Wymieniam różne nazwy związane z pogodą: «Deszcz, wiatr, słońce...», a potrzebnego słowa i tak nie mogę odnaleźć. Skąd biorą się takie zahamowania w moim umyśle — oczywiście nie wiem. Ale te zahamowania i trud134

-



ności w przypominaniu sobie ciągle przeszkadzają mi zapamiętywać, mówić, rozumieć, odczuwać, prowadzić rozmowę w naturalnej sytuacji w domu, wskutek czego ciągle cierpię, nawet w tej chwili, w tej minucie... A przecież przypominają mi się często pojęcia ogólne, a czegoś konkretnego, określonego nie mogę sobie przypomnieć. Jestem zmuszony posługiwać się tymi ogólnymi określeniami wówczas, gdy nie pamiętam słów właściwych, nierzadko to zmienia cały sens mojej wypowiedzi... Kiedy wielokrotnie kupuję jeden i ten sam produkt, to często zaczynam go nazywać, częściej też przypominam sobie jego wygląd i prawie w każdej chwili mogę nazwać go właściwym słowem. A kiedy coś kupuję sporadycznie, to nazwy tej rzeczy za nic nie mogę sobie przypomnieć i muszę pokazywać ją palcem na wystawie: «Proszę mi dać... to... tę rzeez». I tak do dziś... Wszystkie słowa — według mojej obserwacji — można podzielić na trzy rodzaje: 1) pewne słowa, chociaż wolno, jednakże przypominają mi się {śnieg, słońce, las, trawa, kot, ptak, człowiek itp); 2) inne słowa, jak na przykład plecy, szyja, sosna, jodła, zięba, konwalia itp., przypominają mi się nie zupełnie, a tylko w przedziałach określonych gatunków. Weźmy na przykład słowo «plecy»: przypominam je sobie i wiem, że stanowi ono część ogólnego znaczenia słowa «człowiek», to znaczy «plecy» stanowią część człowieka, ale jaką część i gdzie się ona mieści — tego nie wiem; 3) trzeci rodzaj słów, jak na przykład chemia, ekstrakt, kredyt, ekspedycja, trygonometria, algebra itp., to słowa,, które całkowicie utraciły swoje znaczenie 135

i pozostało po nich jedynie odczucie czegoś znajomego, czegoś, co kiedyś {przed zranieniem) było mi dobrze znane. Jak z tego wynika, po zranieniu zapomniałem bardzo wiele, zapomniałem wszystkiego, czego uczyłem się bez przerwy przez okrągłe czternaście lat!"

W kręgu niezrozumiałych słów i nie wypowiedzianych myśli

Stąd też biorą się trudności: oto pojawia się potrzebne słowo, ale myśl przebiega już do następnego, a poprzednie już zniknęło i trzeba go ponownie szukać. To nie tylko ograniczenia i zubożenia — to utrata pamięci, a wraz z upływem lat nic się tu nie zmieni.

Jak wiadomo, na mowę składają się pojedyncze słowa, które łączą się w cale zdania, wypowiedzi, przekazy pojęć i złożonych myśli. A jak wyrazić ogólną myśl, jeżeli na zrozumienie każdego słowa potrzeba czasu, jeżeli jego istota nie od razu dociera do świadomości, jeżeli zrozumiane przed chwilą słowo zostaje zapomniane w momencie, kiedy przechodzi się do następnego, jeżeli myśl również gdzieś się gubi i znika? I nasz autor pamiętnika, gdy słucha tego, co do niego mówią, czy też radia, gdy próbuje zorientować się w treści całego opowiadania, znajduje się jakby w kręgu oddzielnych obrazów, nie powiązanych z sobą, rozbitych na cząstki, wymagających rozszyfrowania, które w końcu pozostają i tak nie rozszyfrowanymi...

„Głowę miałem dosłownie zamkniętą ciężką pokrywą: z trudem otwierasz ją i wyjmujesz jedno słowo, a potem długo, całymi minutami i godzinami, szukasz słowa drugiego. I podczas gdy szukasz nowego słowa, to stare, z takim trudem wydobyte z pamięci, szybko gubi się, a często i cała myśl nagle znika gdzieś z pamięci... I oto do dziś dnia — chociaż minęło już ponad 20 lat — ciągle jeszcze nie mogę od razu przypomnieć sobie określonych słów. A przecież już dawno powinienem byl nauczyć się słów, które tysiące razy powtarzałem... A ciągle nie mogę tego osiągnąć".

„Kiedy słucham choćby krótkiej wypowiedzi mojej matki, to i tak nie udaje mi się uchwycić i zrozumieć tego, co w niej najważniejsze. Łapię pierwsze lub ostatnie słowo i staram się pojąć jego sens, a równocześnie zapominam wszystkich pozostałych... Siedzę w sali, słucham opowiadań i oglądam inscenizację przedstawienia objazdowego teatru. Oto jeden z aktorów opowiada coś, a wszyscy wokoło się śmieją. I ja śmieję się widząc, że wszyscy to robią, ale z czego się śmieję, nie wiem. Niczego nie zrozumiałem z monologu, a naprawdę szczerze roześmiałem się tylko wtedy, kiedy aktor zatoczył się i upadł udając pijanego^ Ale w ogóle nie jestem w stanie uchwycić od

I tak przez wiele lat ciągnie się walka o każde słowo, którego nie może odnaleźć uszkodzony mózg, o ograniczonych możliwościach, a co jest niezbędne do porządkowania i przechowywania całych systemów pojęć pozwalających na odnajdywanie bez wysiłku potrzebnych słów...

136

137

razu sensu tego, co ludzie mówią, i nie mogę przypomnieć sobie, o czym mówili na głos... Kiedy słucham radia albo tego, co mówią, to w znacznym stopniu słyszę rozmowy, słyszę głos z radia, nie wszystko jednak pojmuję, dociera do mnie nie więcej niż połowa treści. Większość słów stanowi dla mnie «białe plamy*. Oznacza to, że z mowy ludzkiej udaje mi się uchwycić tylko niektóre słowa, i trwa długo, zanim pojmę ich znaczenie; a jak tylko uda mi się zrozumieć znaczenie jednego, dwu lub trzech słów, pozostałe giną bez śladu w potokach mowy. Ot, na przykład słyszę słowo «katastrofa»: zaczynam pytać, a następnie myśleć o tym, co oznacza to słowo; rozmyślam nad słowem «katastrofa», myślę... i nagle przypomina mi się jego znaczenie, a konkretnie — obraz spadającego ze skarpy pojazdu. Do momentu przypomnienia sobie przeze mnie znaczenia słowa «katastrofa» upłynął też jakiś czas, Stało się to normalnym zjawiskiem w mojej uszkodzonej pamięci... Kiedy słucham audycji radiowej, wydaje mi się, że rozumiem, o czym jest mowa, tylko że w trakcie słuchania o wszystkim zapominam. Gdy zwrócę uwagę na określone słowo, to okazuje się, że albo od razu nie mogę przypomnieć sobie jego znaczenia, i długo muszę zastanawiać się nad tym, co ono oznacza, albo też zupełnie nie pamiętam znaczenia danego słowa. Mimo wszystko łatwiej jest mi słuchać audycji radiowej niż czytać za pomocą podrażnionych oczu książkę, co robię literując, sylabizując. Z drugiej jednak strony gdy słucham Tadia, nie mogę dowolnie zatrzymać toku audycji, aby pomyśleć o tym czy owym. Nic mi nie daje słuchanie radia, nie pozostaje żaden ś'=td w pamięci. W trakcie czytania gazety czy też książki mogę zatrzymać się, odczytać ponownie te lub inne słowa, terminy, pojęcia. Też je szybko 138

•*P*

zapominam, ale najważniejsze, ogólne informacje lepiej i dłużej utrzymują się w mojej pamięci niż te usłyszane w radio. Samo czytanie ż roku na rok sprawia mi coraz większą trudność". Oto czytają mu wielokrotnie .urywek, w którym specjalnie zostały nagromadzone zwroty wyrażające złożone stosunki między przedmiotami: „Na prawo i na lewo od domu rosły wysokie, rzadko spotykane drzewa z wielkimi owocami, ukrytymi pod liśćmi a przypominającymi szyszki jodły. Naokoło rozwieszono lampki zrobione z kolorowej bibułki, coś w rodząju .śmiesznych twarzy, uśmiechniętych od ucha do ucha, odbijających się w sadzawce, na której pływały cztery białe łabędzie". Co zapamiętał po pierwszym, drugim, trzecim przeczytaniu tekstu? Krąg słów i obrazów, rozpoznane', fragmenty pojęć. Coś tam o drzewach i łabędziach, coś o lustrze. Urywek czytają mu wielokrotnie, a rozsypane kawałeczki nie łączą się w pełny system, nie przekształcają się w bogatą całość, trzeba nad tym tekstem pracować, jakoby to była tabliczka z pismem klinowym. Po przemyśleniu może ustalić znaczenie każdego elementu, ale cały tekst pozostaje niejasny i wymaga żmudnego rozszyfrowywania. „Nie, nie uchwycę niczego... tu mówi się coś o tym... to... zaraz... trudno powiedzieć... coś o lampkach... i o łabędziach w sadzawce... i na lewo, i prawo... coś w rodzaju lasu... łabędzie... i latarnie... Tutaj... na lewo i na prawo... są... te... no... drzewa }39

i owoce... i jeszcze latarenki... i pływające łabędzie... i dom... i przed domem.,, drzewa owocowe... one przypominają szyszki jodły... i jeszcze latarenki i jeszcze staw... i pływające łabędzie... i wkoło nich gęby... no, latarenki... a między latarenkami... kolorowe papierki... nie, nic nie zrozumiem!" Prawdziwa palisada nierozszyfrowanych obrazów! Próbuje uczęszczać na kursy, chce się uczyć. Ale i tu pojawiają się trudności nie do pokonania. „Słucham tego, co mówi__nauezycielka, i wydaje mi się, że rozumiem: słowa wydają mi się znajome. Kiedy, jednak zaczynam wsłuchiwać się w każde słowo — zatrzymuję się nawet na pojedynczych słowach — to nie mogę przypomnieć sobie jego sensu, jego realnego obrazu... A nauczycielka mówi, słowa biegną, biegną i znikają gdzieś po drodze, umykają z pamięci i w żaden sposób nie można ich sobie przypomnieć. Ale oto O. P. podchodzi do mnie i pyta, co robiliśmy na poprzednich zajęciach. Długo milczę. Przez kilka dni czytałem ten rozdział, coś, co wydawało mi się najważniejsze, zanotowałem, a wczoraj przeczytałem swoje notatki. Teraz należałoby przebiec wzrokiem swoje zapiski, a tymczasem przeczytanie swoich własnych słów, swoich notatek, jest dla mnie bardzo trudne (o cudzych lepiej nie mówić!); ponieważ czytam składając literki, bardzo wolno, to o przeczytaniu nie ma mowy, zwłaszcza że wykładowczyni pyta i czeka na odpowiedź. W końcu coś sobie przypomniałem z poprzedniej lekcji i zaczynam mówić ogólnikowo, kilka słów. Ale sensu całości nie mogłem przekazać". Oczywiście, to wszystko to nie tylko trudności ze zrozumieniem treści. Jest mu niezwykle trudno 140

„rozszyfrować" płynące słowa i w potoku terminów uchwycić ich sens logiczny, jest mu nie tylko trudno rozumieć cudzą mowę. ale nie jest również w stanie sformułować swoich myśli w powiązaną logicznie wypowiedź. Wyłaniają się pojedyncze słowa, roją się jak pszczoły, plączą się, przeszkadzają sobie nawzajem, gubią się w locie i myśl nie przekształca się w mowę — to, co chciał przekazać, pozostaje niewypowiedziane. Nie potrafi sformułować podania, aby zanieść je do biura, nie może uczęszczać na kurs, zadawać pytań, nie jest w stanie opowiedzieć choćby w krótkich słowach tego, co tak bardzo chciałby przekazać. „Kiedy • mam zamiar udać się do urzędu z jakąkolwiek sprawą, to przez cały dzień zastanawiam się, co i jak mam powiedzieć. Długo boję się wejść do gabinetu z obawy, że nie przypomnę sobie potrzebnego słowa albo też kilku potrzebnych sŁów, niezbędnych do przekazania swoich myśli, szybko bowiem je zapominam, czekam więc potem pod drzwiami, aż przypomną mi się ponownie. I chociaż jeszcze na korytarzu dobierałem odpowiednie słowa do rozmowy, to w biurze u naczelnika zapominam wszystkiego. Naczelnik spogląda na rrrnie i pyta: «Czego sobie życzycie?*. A ja stoję jak zaczarowany, nie mogę przypomnieć sobie, co chciałem powiedzieć, wszystkie słowa ulotniły się z pamięci. I z głową dzieje się coś niedobrego, nic sobie nie mogę przypomnieć... Przyszedłem do klubu. Słucham prelekcji. Po jej zakończeniu lektor prosi, aby zadawać pytania. Decyduję się więc na zadanie pytania. W tym czasie bo141

wiem czułem się bardziej normalny, szum i ból w głowie były mniejsze niż zazwyczaj. Lektor prosi mnie, abym zadał pytanie. Słyszę go, ale nie mogę nic powiedzieć — ani jedno słowo nie przedostaje się na zewnątrz, ani jedna głoska, dosłownie jakby odjęło mi mowę. Cała sala patrzy na mnie, czekają, co powiem... A ja z niezrozumiałej przyczyny nie tylko nie mogę sformułować pytania, ale nawet nie jestem w stanie wydobyć z gardła jakiegokolwiek dźwięku, chociaż w tym momencie nie czuję się zdenerwowany, jestem zupełnie spokojny. Sądząc, że albo zapomniałem, co chcę powiedzieć, albo że jestem podpity, sąsiedzi z ławek powiedzieli: «Nof w takim razie siadaj*. Usiadłem w ławce. Ale lektor, widząc, że nikt nic nie mówi, ponowił pytanie: «Jakie pytanie chcieliście zadać?»" Podobnie wygląda sytuacja, kiedy jest sam, kiedy chce zapisać to, co pomyślał... Ale wtedy jest mu i łatwiej, i trudniej zarazem: łatwiej dlatego, że to, co napisał, pozostaje na papierze i można do tego w każdej chwili powrócić, trudniej zaś dlatego, że podczas gdy usiłuje pisać, myśl gubi się i musi jej ponownie szukać. „Oto przyszła mi do głowy myśl, pojawił"się obraz, zaczynam więc sobie przypominać odpowiednie słowa, aby ją wyrazić: oto zaczynam je pisać — jedno, drugie... i nagle zgubiłem swoją myśl, która zaledwie pized chwilą tliła się, zapomniałem, co chciałem pisać dalej. Patrzę na napisane przed chwilą dwa słowa, ale nie mogę sobie przypomnieć, jaką myśl za ich pomocą chciałem zanotować. Przepadła raz na zawsze i nie mam siły, aby ją odtworzyć! Oto pojawia się pomysł, dobry pomysł, łapię za ołówek i... myśl ulat142

nia się z mojej pamięci, przepadła i dziś już nie powróci, s być może, pojawi się za kilka dni, ale wówczas już jej nie rozpoznam, utraci dla mnie znaczenie, ponieważ wtedy będę już pisać dalej, będą inne myśli i słowa". Jak tytaniczny trud musiał przedsięwziąć, aby nie bacząc na nic napisać swą opowieść, opisać to, co mu się przydarzyło! Znalazł się bowiem nie tylko w kręgu zaszyfrowanych obrazów, żyje również w świecie niewyrażalnych myśli, w świecie nie wypowiedzianych słów.

W świecie

form gramatycznych — dygresja trzecia

Choremu trudno było zrozumieć mowę kolegów, sens opowiadania, treść wykładu. Jeszcze trudniej było mu uchwycić myśl przewodnią danego tekstu. Przyczyny tego tkwiły w trudnościach, jakie miał z rozpoznaniem słów; znaczenie słowa znikało z pamięci, kiedy przechodził do następnego; zrozumienie ich utrudniał fakt, że w mowie tak szybko następowały one po sobie, iż nie mógł uchwycie ukrytego w nich sensu, brakowało mu na to czasu. Ale czy tylko w tym tkwiła trudność? Nie, oczywiście nie tylko w tym... Mówiliśmy już o tym, że jedna z głównych trudności naszego pacjenta w rozumieniu zdań złożonych polegała na tym, iż nie mógł on od razu uchwycić ich istoty, ująć wszystkiego, co zostało powiedziane, w jedną całość, ułożyć w określony system, nie potrafił wyłonić głównego. sensu. 144

A to właśnie czynimy starając się uchwycić istotę opowiadania! Początkowo jest to trudne i wymaga sporo wysiłku. Przypomnijmy sobie, jak męczy się uczeń, a później student nad opanowaniem złożonego tekstu! Stopniowo ten długotrwały proces ulega skróceniu, wypracowuje się nawyki szybkiego rozumienia i w końcu — tak szybko, że wydaje się to natychmiastowe — zaczynamy chwytać sens wykładu czy główną myśl tekstu. Nie każdy tekst jest jednakowo łatwy do opanowania. Droga od mowy rozwiniętej do ukrytego w niej sensu może być skomplikowana, kręta, pełna niedostrzegalnych początkowo trudności. Jest dobrze, gdy opowiadanie toczy się gładko, składa się z prostych, następujących po sobie zdań, krok po kroku rozwijających treść: „Była piękna pogoda, podszedł do jeziora, wsiadł do łódki, wziął wiosła; jak przyjemnie jest płynąć do dalekiego brzegu!..." Lecz co wtedy, kiedy wykład jest zawiły, zdania złożone, kiedy obok podstawowego, głównego wątku występują wątki uboczne, gdy ciągle trzeba powracać myślą do początku, porównywać tekst z początkową jego partią, cały czas utrzymując tok myśli, mimo iż ta raz po raz pojawia się i ginie? Lingwiści znają mapę tych trudnych miejsc i dysponują dobrym kompasem dla uniknięcia niebezpieczeństw w tym zawiłym rejsie. Wyróżniają oni zdania „dystansowe", gdzie 10 — Łurta — Świat utracony i odiysXany

145

myśl jest przerywana dygresjami, i przeciwstawiają je zdaniom „kontaktowym", płynnym, bez dygresji. „Pagórek, na którym stał stary dom o dachu z czerwonej dachówki, byt wysoki i pokryty szarym mchem..." Co? Pagórek? Dach? I jak się ma szary mech do czerwonej dachówki? Nie, aby w tym zdaniu „dystansowym", gdzie podmiot „pagórek" jest oddzielony od orzeczenia „był wysoki" całym dziesiątkiem słów określających, można było się zorientować, trzeba pomyśleć. Jeszcze trudniejsze są inne konfiguracje, noszące nazwę „inwersji". Czy jest łatwo uchwycić sens takiego zdania: „Nie spóźniwszy się na pociąg, nie . spotkałbym was..." Spóźnił się na pociąg czy nie? Spotkał kogoś, czy nie spotkał? Albo: „Nie przywykłem nie podporządkowywać się przepisom". Kto to powiedział? Krnąbrny buntownik czy posłuszny uczeń? „Nie przywykł!". „Nie podporządkowywać się!" Wydałoby się, że to takie ostre, wyzywające! A wystarczy pomyśleć i wówczas sens tego 2dania okazuje się odwrotny. Wszystko to sprawki inwersji gramatycznej! A te przypadki, kiedy porządek słów nie odpowiada porządkowi myśli? „Przeczytałem gazetą; potem zjadłem śniadanie..." Wydaje się to proste,.. A spróbujmy powiedzieć to inaczej, w jednym zdaniu: „Zjadłem śniadanie potem, jak przeczytałem gazetę..." Prawda, jak utrudnia zrozumienie zdania to prze146

stawienie, w którym następstwo słów odbiega od następstwa wydarzeń i gdzie związek „potem jak" zmusza do przestawienia wszystkiego? Gramatyczne inwersje, przestawienia, znowu zrobiły nam kawał! A skomplikowane końcówki przypadków, tworzące trwały i bardzo wielostronny związek między przedmiotami, podporządkowujące jeden obraz drugiemu, tworzące szkielet systemu logicznego? Przywykliśmy już do nich i łatwo chwytamy ich znaczenie. Ale czy to takie łatwe? „Na gałązce drzewa gniazdo ptaka". To nie proste wyliczenie: oto gałązka, oto drzewo, oto gniazdo, a oto ptak! Wszystko to ma określony szyk i te pięć słów tworzy jeden obraz z wyraziście ukazanymi zależnościami między jego poszczególnymi częściami. A te jeszcze bardziej skomplikowane końcówki przypadków, które wyrażają odwrócenie stosunku między rzeczami? „Kawałek chleba" — to proste. A „brat ojca"? To ni to, ni owo, ani „brat", ani „ojciec"; to coś trzeciego — wujek, który zresztą w tym zwrocie nie jest wymieniony. A „ojciec brata"? To pytanie wprawia każdego w osłupienie: przepmszam, przecież to ten sam ojciec? Ojciec mego brata jest moim ojcem! Aby zrozumieć złożone stosunki, w których słowo występuje w dopełniaczu i wyraża nie przedmiot, lecz jego cechę, właściwość (brat ojca — to ojcowy brat), trzeba wykonać całą skomplikowaną pracę: oderwać się od potocznego 147

i

znaczenia słowa „brat", zmienić w myśli kolejność słów (jak wiadomo, w. języku rosyjskim słowo oznaczające właściwość znajduje się zawsze na początku, nie zaś na końcu) — tylko wówczas zagadka „przydawkowego rodzica" może być rozwiązana, I tylko dzięki wielowiekowym wpływom kultury i znajomości wzorów języka możemy poradzić sobie z rozszyfrowaniem takich konstrukcji, a czynimy to szybko, prawie niezauważalnie. Ale jeszcze w zapisach z XV—XVI wieku ludzie nie pisali: „dzieci bojarów", a posługiwali się znacznie prostszą formą „bojerowe dzieci", i zamiast „ziemi Prokopa" obowiązkowo posługiwali się bardziej rozwiniętą i niezgrabną formą: „tego Prokopa — jego ziemia", dając poprzez te wstawki możność orientacji w trudnej, złożonej strukturze gramatycznej. I zamiast „walczące siły rot achajskich" pisano „walczące siły i roty achajskie". Nie, złożone zwroty mowy, które weszły do naszego życia i którymi posługujemy się nie dostrzegając ich złożoności — to kody powstałe na przestrzeni wielu stuleci, których używamy bez trudu tylko dlatego, że opanowaliśmy w pełni tę najbardziej złożoną „orkiestrę" językową, która stała się podstawowym środkiem naszego porozumiewania się. A cała rodzina innych środków służących wyrażeniu stosunków między przedmiotami — przyimki, spójniki: pod, nad, z prawej, z lewej, razem, w ślad za... Tak się do nich przyzwyczailiśmy, że 148

'

:



używamy ich bez zastanowienia. „Koszyk pod stołem", „Książka z lewej strony". A trzeba wiedzieć, że niecałe dwieście lat temu związki tych części mowy z rzeczownikami występowały jeszcze bardziej wyraziście. A formy porównawcze: „Słoń jest większy od muchy" albo „Mucha jest większa od słonia". Rozumiemy od razu! Oczywiście, drugie zdanie jest nieprawdziwe! „Wiosna przed latem" albo „Lato przed wiosną"? I to jasne. A oto: „Ziemia jest oświetlona słońcem" czy „Słońce oświetla ziemię"? Nad tym trzeba się nieco zastanowić: przecież w języku rosyjskim czynna część zdania zawsze znajduje się na pierwszym miejscu i podmiot logiczny jest w zasadzie zgodny z podmiotem gramatycznym, a tu w pierwszym zdaniu prawidłowość ta została naruszona przez głupi dowcip, logiczną „inwersję", która wymaga użycia strony biernej! Tak, język, którym posługujemy się z taką łatwością, w istocie stanowi niezwykle skomplikowany system kodów, który wytworzył się w ciągu wielu stuleci i który trzeba opanować. A wszystko to jest konieczne, aby dokładnie zrozumieć złożoną wypowiedź. Końcówki przypadków, przyimki i spójniki — wszystkie te złożone kody językowe, stały się precyzyjnym i pewnym instrumentem,, za pomocą którego się myśli; historia pracowała długie stulecia, aby dać je każdemu władającemu mową człowiekowi! A czego wymaga się od człowieka, aby mógł się nimi posługiwać? W za149

sadzie jednego: sztuki przechowywania ich w pamięci i umiejętności szybkiego oraz równoczesnego widzenia tych związków, w które wchodzą oddzielne słowa i wywołane za ich pomocą wyobrażenia! Równocześnie? Ale właśnie ta umiejętność równoczesnego („symultanicznego") wglądu w złożone układy (czy to przestrzennego rozmieszczenia przedmiotów czy myślowego porównania elementów) była niedostępna dla naszego bohatera. Uszkodzone okolice kory mózgowej to właśnie te struktury nerwowe, których udział w procesie myślenia mógł zapewnić zdolność „symultanicznej 1 syntezy oddzielnych części w jedną całość ' — jak mówią neurolodzy. Oto dlaczego uszkodzenie tych okolic kory mózgowej, o którym zresztą mówiliśmy już wcześniej, przyczyniło się nie tylko do zaburzenia orientacji w otoczeniu, ale wywołało trudności nie do pokonania w orientacji w złożonym systemie kodów, którymi posługiwanie się okazało się niemożliwe, bowiem ów chory nie mógł od razu uchwycić określanych za ich pomocą stosunków między rzeczami, objąć wewnętrznym wglądem całości systemu związków i zależności, które właśnie są określane tym systemem kodów. „Brat ojca"... i „ojciec brata"... No tak, jasne — i tu, i tam jest „brat" i tu, i tam jest „ojciec"... No, a co dalej? W jakim stosunku są oni wobec siebie? 150

Co oznacza każda z tych konstrukcji gramatycznych? Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Są jakby jednakowe, a równocześnie różne. I w żaden sposób nie można przedrzeć się od powierzchni słów do głębi znaczeń. Albo coś jeszcze: „Koło pod kwadratem" i „kwadrat pod kołem". I znowu to dziwne uczucie: jakby to było to samo, przecież wszystkie trzy słowa są i tu, i tam, a równocześnie coś je jednak różni od siebie. „Mucha większa od słonia" albo „Słoń większy od muchy". Co jest prawdą, a co fałszem? Nie, najwidoczniej nie można sobie z tym problemem dać rady. Przeprowadziliśmy z naszym chorym tysiące eksperymentów, dzieląc i przekształcając na różne sposoby konstrukcje gramatyczne... Wiele godzin w ciągu wielu lat poświęciliśmy na to, aby ustalić, jakie konkretnie kody językowe przestały być dla niego dostępne, a jakie pozostały bez zmian. Lingwistyka stała się ważnym narzędziem w badaniach psychologicznych, ale i sam pacjent okazał się bardzo ważnym narzędziem do poznania różnic w budowie poszczególnych struktur gramatycznych. Na nowo, i wciąż na nowo dochodziliśmy do wniosku, który stał się w końcu oczywisty. Istnieją dwa typy struktur gramatycznych. Posługiwanie się jednym z nich nie zostało zaburzone. To ten, w którym porządek słów odpowiada porządkowi myśli, gdzie formy gramatyczne nie przekształca151

ją się w skomplikowane kody wnoszące nowe zasady do organizacji myślenia. „Nadeszła zima. Zrobiło się chłodno. Spadł śnieg. Zamarzło jezioro. Dzieci ślizgają się na łyżwach". Nie ma w tym nic trudnego. A nawet, jak się wydaje, bardziej złożone zwroty są dostępne. „Ojciec i matka poszli do teatru, a w domu pozostała staruszka niania oraz dzieci". I to łatwo zrozumieć. Porządek słów i myśli pokrywają się zupełnie, połączenie słów rodzi proste następstwo wyobrażeń. A oto inne zdanie — tyle samo w nim słów i jego długość jest podobna, a zrozumieć je znacznie trudniej: „Do szkoły, gdzie uczy się Dunia, przysłali z fabryki robotnicę, aby wygłosiła prelekcję". Co to? Kto wygłosił prelekcję? Dunia? Robotnica? A gdzie uczy się Dunia? I kto przyszedł z fabryki? I dokąd? Złożona konstrukcja gramatyczna pozwala oczywiście na jednoznaczną odpowiedź na postawione pytania. Ale uszkodzony mózg nie jest w stanie połączyć oddzielnych części wchodzących w skład tego zdania, dokonać ich syntezy, odnieść jednych do drugich, umieścić ich w ramach całości, uczynić konstrukcji przejrzystą. I pozostaje ona dla chorego nie zrozumiała, chociaż czyni on niezwykłe wprost wysiłki, aby to zdanie zrozumieć — wszystko na próżno. A jeszcze to: „Na gałązce drzewa ptasie gniazdo..." To zdanie z elementarza wydaje się bardzo proste na pierwszy rzut oka. A w istocie tak nie jest. Każde 152

słowo wydaje się wydzielone — „gałązka", „drzewo", „ptak", „gniazdo". Mówiliśmy już o tym. A jak je rozmieścić, jak połączyć w jeden harmonijny układ? Labirynt gramatyki

Formy gramatyczne są tak złożone... Jak je przyswoić? Nasz bohater stoi przed nowymi trudnościami. W jego dzienniku pojawiają się nowe notatki. Zaczynają się one od opisu pierwszych miesięcy naszej znajomości, od tych dni, kiedy przybył do szpitala rewalidacyjnego, od tego momentu, w którym zaczęły się z nim zajęcia. Ciągną się one przez okres całych dwudziestu pięciu lat, wciąż od nowa, i od nowa powstają stronice jego opowieści. Zapiskom tym, każdej ich stronie, towarzyszą wyjątkowo silne stany emocjonalne. Odbijają się w nich wszystkie gorączkowe próby zapanowania nad tym, co przez cały czas mu umykało i co mimo wszystko pozostawało nadal niedostępne. Stało się to wkrótce centralnym punktem jego przeżyć, w których odzwierciedla się cała bezsilność wciąż ponawianych prób z uszkodzonym mózgiem. „Podchodzi do mnie profesor i pyta: «Niech mi pan powie, Lowa, co jest na tym obrazie?» Widzę obrazek, na którym jest narysowana kobieta i maleńka dziewczynka. Oczywiście odpowiedziałem profesorowi, chociaż nie od razu, że to kobieta, a to dziewczynka. Wtedy profesor mówi: «To matka, a to jej córka U.

'

153

Dziwna rzecz, ale nie rozumiem znaczenia tych słów, ich prawdziwego sensu. Z roztargnieniem patrzę na obrazek. Profesor pyta więc: «Co oznacza: mamy córeczka?* Czy te słowa dotyczą jednego człowieka, czy dwóch? „Nie rozumiałem tego obrazka. Rozumiałem, co to «mama», co to «córka», ale słów «mamy córeczka».nie mogłem właściwie zrozumieć. Profesor prosił, abym odpowiedział, jak potrafię. Podnoszę dwa palce i staram się pokazać, że w tych dwu słowach jest i mama, i córka. A profesor ponownie pyta: «A co to takiego: córeczki mama?» Znowu długo myślę i nie mogę niczego wymyślić, pokazuję na dwie figurki, co znaczy, że jest tam matka, i córka. I w.słowach «mamy córeczka* i «córeczki mama» słyszę to samo. Często też odpowiadam na pytanie profesora, że to oznacza to samo... To samo zdarzyło się na drugi dzień z obrazkiem i podobnymi pojęciami, kiedy profesor powiedział pokazując obrazek: «To pan, a to pies. Powiedz, co oznacza pan psa?». I ja znowu zastanawiam się długo, a w końcu mówię, że to też jest podobne do *mamy córeczki*, to znaczy, że tu też jest i «pan», i «pies», i znowu pokazuję dwa palce. Następnie profesor mówi: «Pokaż, gdzie tu jest pies pana». Pomyślałem, podumałem i powiedziałem, że to wszystko jedno czy «pan psa», czy «pies pana», że słabo rozumiem te dwa pojęcia, ale czuję, że są z sobą ściśle związane, ale w jaki sposób — zupełnie nie wiem. A jeszcze to: «Słoń jest większy od muchys i «Mucha jest większa od słonia*... Wiedziałem tylko, że «mucha» jest maleńka, a «słoń» wielki, ale połapać się w tych słowach i od^ powiedzieć na pytanie, czy mucha jest większa, czy niniejsza od słonia — jakoś nie mogłem. Największy kłopot sprawia mi to, że nie mogę zrozumieć, do czego 154

odnosi się słowo «mniejszy» (czy «większy») — do muchy czy do słonia... Oczywiście jak dawniej wiem, co to słoń, a co to mucha, wiem, które z nich jest duże, a które małe, ale połączyć je w słowach i zrozumieć, do którego z nich odnosi się słowo «mniejszy» lub «większy» — czy do słonia, czy do muchy? A tu na dodatek kołysanie i w rozbitej głowie, i w polu widzenia. I muszę długo zastanawiać się i odgadywać, jak mam prawidłowo odpowiedzieć: «Słoń jest mniejszy od muchy czy większy? »... Zawsze wydawało mi się, że «mucha jest mniejsza od słonia* oznacza, że słoń jest malutki, a mucha duża. Ale kiedy pytałem chorych, jak powinno być naprawdę, to mówili mi, że «mucha jest mniejsza od słonia* oznacza, że słoń jest duży, a mucha maleńka. I nieraz usiłowałem zapamiętać to pojęcie w określonym kierunku. Kiedy jednak profesor zaczyna ze mną rozmawiać, pyta w różny sposób. Albo tak: «Mucha jest mniejsza od słonia czy większa?*, «Mucha jest większa od słonia czy mniejsza?». Albo też: «S!oń jest mniejszy od muchy czy większy?» Myślę, myślę, plączę się, zastanawiam, a w głowie taki kołowrotek i zaczyna coraz silniej boleć. Mimo woli zaczynam się mylić i nie mogę tego pojąć... Często prosi mnie A. R. albo O. P.: «Narysuj kółko nad krzyżem. Co będzie na dole, a co na górze?» Od razu gubię się, nie jestem w stanie odpowiedzieć natychmiast, długo rozmyślam, zastanawiam się i nie mogę zrozumieć, jak powinno być prawidłowo — tak czy tak... I albo odmawiam odpowiedzi, albo też odpowiadam na chybił trafił. Po zranieniu nie mogę zrozumieć tego, gdzie powinno znajdować się koło: na górze czy na dole? Zwłaszcza, że te trzy słowa można przestawić i tak: «krzyż nad kołem*. Brzmi to tak podobnie, wydaje mi się, że to wszystko jedno, ale O. P. 155

mówi, że «koło nad krzyżem^ i «krzyż nad kolem» to różne rzeczy. O. P. cały czas objaśnia mi, że słowo «nad» oznacza «wyżej», a słowo «pod» — oznacza «niżej». Jednakże w zwrocie «koło nad krzyżem* w żaden sposób nie mogę zrozumieć, do czego odnosi się słowo «nad» — do koła czy do krzyża. O. P. mówi więc do mnie: *Co znaczy koło nad krzyżem?» I nad tym pojęciem muszę się zastanawiać, rozmyślam, ale do niczego nie dochodzę. Jakoś nie mogę zrozumieć tych rzeczy, tylko mogę poplątać je, a to dlatego, że sens ich do mnie w ogóle nie dociera,.. Zacząłem już zapamiętywać i rozumieć znaczenie słów «niżej» i «wyżej». «Lampka jest wyżej niż łóżko» albo «Łóżko jest niżej niż lampka». Ale tak czy Inaczej w głowie mojej panuje taki zamęt, że nawet z tym mam kłopoty — raz odpowiem dobrze, to znów żle. A już zupełnie nie mogłem, a i do dziś nie potrafię zapamiętać i zrozumieć znaczenia słów «nad» 1 «pod», zwłaszcza w połączeniu z rzeczami, np. «koło» i «krzyż». Wielu takich połączeń nie jestem w stanie od razu ZTozumieć i zapamiętać, pamięć i mowa nie mogą ich uchwycić... Początkowo w żaden sposób nie mogłem zrozumieć sensu słowa «pożyczyć», do kogo je odnieść — do Soni czy do Warii, kto komu winien. Łatwiej jest mi zrozumieć takie słowa: «Sonia dała 100 rubli Warna, albo «Waria dała Soni 100 rubli». Co to znaczy: «Iwan pożyczył od Siergieja 30 rubli». Kto otrzymał pieniądze? ... Oto profesor otwierając album z różnorodnymi obrazkami zwraca się do mnie z pytaniem: «Czy będzie dobrze, czy żle, jeżeli powiem: Czarny kotek jest mniejszy od białego, ale większy od kolorowego?*. Trudno mi się w tyra zorientować, słów tak wiele (kotek czarny, kotek biały, kotek kolorowy, a wszyst156

kie te kotki to większe, to mniejsze albo całkiem małe), a ja teraz, po zranieniu, mogę porównać i zrozumieć tylko jedno słowo, jedno pojęcie. A tu tyle pojęć i tak różnych — w głowie się od tego kręci! Widzę na rysunku dużego czarnego kota, następnie widzę kota białego nieco mniejszego, wreszcie kota kolorowego całkiem małego. Patrząc na nie rozumiem ich wielkość. Ale w żaden sposób nie mogę ich porównać z sobą za pomocą pojęć «mniejszy» i «większy», nie mogę zrozumieć, do którego z nich odnosi się słowo «mniejszy», a do którego «większy» — czy do tego z prawej czy też z lewej strony? Ciągle kłopoty sprawia mi trudność w przypominaniu sobie słów, obrazów, pojęć, niemożność zrozumienia związków między pojęciami. A tu jeszcze nie mogę zrozumieć różnych rzeczy w ludzkiej mowie, np. «Mucha jest mniejsza od słonia czy większa?* albo «Słon jest mniejszy od muchy czy większy?*. Jak bym się nie starał, do tej pory brak mi sił, aby zrozumieć i uświadomić sobie od razu związek między tymi słowami, nie mogę przypomnieć sobie i uświadomić, do którego z nich odnoszą się określenia — do - pierwszego czy do drugiego. Po zranieniu, chociaż z olbrzymimi trudnościami, jednakże udało mi się zapamiętać wszystkie litery alfabetu rosyjskiego. Ale zapamiętać słów wiążących («większy — mniejszy») jakoś nie potrafię i długo rozmyślam, jak należałoby prawidłowo odpowiedzieć na pytanie, które choćby sam sobie zadaję. W wyniku przestawienia słów sens łącznika ostro się zmienia. Dlaczego ciągle jestem bezsilny, kiedy .stoję przed tak prostym zadaniem, jak to: «Mucha jest mniejsza od słonia czy większa?»3 chociaż wiem przecież, co to słoń a co mucha? 157

A takich pojęć z poprzestawianymi słowami — tysiące. Moja dzisiejsza pamięć jest w zasadzie bezsilna w działaniu (przypomnieć sobie, porównać i zrozumieć, uświadomić sobie). Oczywiście, jeżeli nie docierają do mnie takie proste pojęcia, jak «Mucha jest mniejsza od słonia czy większa?*, to jeszcze trudniej jest mi zrozumieć takie pojęcia: «koło nad trójkątem czy pod trójkątem?*. A przecież są pojęcia znacznie bardziej skomplikowane od wymienionych i jest ich cała masa. Po zranieniu nie mogę ich uchwycić i zrozumieć, a zwłaszcza szybko i równocześnie. I do tej pory przydarza mi się uświadamiać sobie bardzo wolno tylko jedno jakieś tam pojecie, ustawicznie przy tym zastanawiam się, waham, szukam właściwego toku, właściwego sensu... Przypominam sobie ponownie zdania: «Mucha jest mniejsza od słonia» czy «Mucha jest większa od słonia». Zaczynam zastanawiać się, jak je należy rozumieć prawidłowo, a jak nieprawidłowo. W wyniku przestawienia słów w tych zdaniach zmienia się ich właściwy sens. Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że są jednakowe, i w wyniku przestawienia słów nic się w nich nie zmienia. A po dłuższym rozmyślaniu dochodzę do przekonania, że w wyniku przestawienia zmienia się znaczenie wymienionych czterech słów (słoń, mucha, mniejszy, większy). Ale mój mózg, moja pamięć po zranieniu nie jest w stanie do dziś uchwycić od razu sensu zmiany, nie wiem, do czego odnieść słowo «większy» (lub «mniejszy»): do słonia czy do muchy? Zmian w szyku tych czterech wyrazów jest bardzo dużo. Zawsze też długo zastanawiam się nad tymi pojęciami. Oczywiście dawno już zapamiętałem, że zdanie: «mucha jest mniejsza od słonia* jest prawidłowe a zdanie: «mucha większa od słonia* — 158

nieprawidłowe, wiem już o tym dobrze, jest to oczywiste, ale w innych przypadkach znowu muszę długo się zastanawiać. To nie kwestia liter, które po zranieniu udało mi się ponownie zapamiętać, a które w tych zdaniach nie zmieniają się i pozostają zawsze te same, chociaż nie zawsze od razu mogę je rozpoznać. No, a co ze słowami, których przestawienie zmienia sens zdania w przeciwnym kierunku? Takie dowcipne sformułowania, jak, «mucha jest większa od słonia», bywają też prawdziwe i nad tym trzeba jeszcze głębiej się zastanawiać. A jak wiele jest takich sformułowań w ludzkiej mowie i myśleniu? Czuję w głowie nie kończący się zamęt". Już dość dawno stało się dla nas oczywiste, że niemożliwość rozumienia złożonych kodów językowych, uchwycenia istoty myśli ukrytych za logiczno-gramatyczną strukturą jęayka — to najważniejszy skutek choroby, jeden z głównych przejawów wadliwej pracy tych struktur mózgowych, które zostały uszkodzone u naszego chorego. Sam to zrozumiał, a usłyszawszy od lekarzy sformułowanie, „afazja intelektualna", określił tym terminem swą chorobę, opisując ją z precyzją godną doświadczonego badacza i ułożył wszystkie przeżywane trudności w jedną całość. „Gdy człowiek zostanie ciężko ranny w głowę albo też gdy zachoruje na jakąś chorobę mózgu, wówczas przestaje rozumieć lub rozpoznawać różne słowa, różne pojęcia, a równocześnie nie może sobie przypomnieć tych czy innych słów niezbędnych do wy159

powiadania się czy do myślenia, albo odwrotnie, nie może przypomnieć sobie obrazów rzeczy, zjawisk, kiedy usłyszy lub zna już odpowiadające im słowa. W wyniku zranienia czy choroby człowiek przestaje też orientować się w przestrzeni, nie od razu chwyta dźwięki, nie wie, skąd one pochodzą, przechyla się, kiwa się z boku na bok, nigdy dokładnie nie trafia, na przykład młotkiem w gwóźdź (wielokrotnie nie może trafić, zanim przybije gwóźdź do deski), o wszystkim zapomina i niczego nie może zapamiętać. Takie są następstwa zranienia w głowę. Wszystko to nazywam «afazją intelektualną*... Przez pojęcie «afazja intelektualna* rozumiem to wszystko, co powoduje, że nie mogę od razu przypomnieć sobie albo wypowiedzieć potrzebnego słowa czy przypomnieć sobie obrazu, kiedy usłyszę odpowiednie słowo albo wreszcie zrozumieć słowa w związkach z innymi słowami, których jest tak nieskończenie wiele w języku rosyjskim. I właśnie teraz, gdy wspominam przeszłość, kiedy po zranieniu lekarze przesyłali mnie do różnych szpitali, uświadamiam sobie i rozumiem swoje nieszczęście". Dokładnie zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i doszedł do wniosku, że powinien ponownie opanować to, co utracił, za wszelką cenę odbudować to, co wcześniej udawało mu się tak łatwo, a co teraz było rozbite. Tak rozpoczęła się ta walka o myślenie, walka o jasność sądów, walka o to, aby zrozumieć niezrozumiałe.

cielki — początkowo jedną, a potem drugą i trzecią. Wspólnie rozpracowywali oni dziesiątki sposobów, odnajdowali ważne punkty działania, tworzyli algorytmy zachowania... «Brat ojca», Brat mojego ojca... słowo podstawowe — «brat», ale czyj? Mojego ojca.,. «Kolo nad krzyżem*. To koło... ono jest Kpod»? Pod krzyżem, «etn», oznacza, że krzyż na wierzchu — tnzeba to odwrócić... «Sloń.większy od muchy...» to znaczy, że ten słoń większy, on większy... większy od czego? Muchy... tej małej muchy"... Wydawałoby się, że to taka prosta i szybka operacja „odwrócenie" — a zastępował ją długi łańcuch rozważań, opierających się na dodatkowych środkach pomocniczych i przekształcających się w długotrwałą, rozwiniętą, wykorzystującą wszystkie możliwe „podpórki" pracę. Zaczął sobie przyswajać znaczenie złożonych konstrukcji gramatycznych, ale tylko drogą takich rozwiniętych rozważań, na których się musiał opierać; ich istoty i tak nie mógł uchwycić... Była to tytaniczna walka, której towarzyszyły nadzieje i rozczarowania, nieznaczne sukcesy i częste niepowodzenia... I tak mijały łata, a zdolność do natychmiastowego zrozumienia złożonych struktur gramatycznych nie powracała.

Kierowano nim — otrzymał do pomocy doświadczonych nauezycieli-psychologów, nauczy-

„Mija już pięć lat od czasu, jak zostałem afatykiem i nie rozumiem takich prostych zwrotów jak: «mamy córeczka», i ^córeczki mama», «pan psa» i «pies pana», «mucha mniejsza czy większa od słonia*, «krzyż nad czy pod kołem», i masy innych podobnych zwrotów.

160

11 — Łuria — Świat utracony \ odzyskany

161

•*

Rozumiem, rzecz jasna, co znaczy «mama», «córeczka», «pan», «mueha», «słoń». Ale nie mogę zrozumieć, kiedy ktoś mówi «mamusi córeczka* albo «córeczki mama». Rozumiałem jedno — znaczenie słów «mams», «córka», wiem, że oba te słowa są powiązane z, sobą, podobne jedno do drugiego, ale na czym polega to podobieństwo, jak są z sobą powiązane — nie wiem. Nie mogę pojąć, jak to się dzieje, że do tej pory nie mogę uświadomić sobie takich prostych, moim zdaniem, spraw, o których przed chwilą wspominałem. Ciężko mi z tego powodu, że ciągle do mnie nie docierają wymienione pojęcia, które nawet dziecko rozumie bez zastanowienia!" Minęło dziesięć lat, potem piętnaście, dwadzieścia... Dwadzieścia sześć łat męczącej pracy, a nadal „mamy córeczka", ,,brat ojca" pozostają nierozszyfrowanymi kryptonimami,-a odróżnienie wy rażeń: „Słoń jest większy od muchy" i „mucha jest większa od słonia", takich podobnych, a na pewno całkiem różnych, jest zadaniem, którego rozwiązanie i teraz jest możliwe tylko na drodze długich, męczących kombinacji nie dających uczucia pewności... „Utraciłem całą wiedzę!" Wszystkie te trudności, wszystkie zagadki, jakie napotykał próbując zrozumieć konstrukcje gramatyczne, wyrażające związki i stosunki między rzeczami i zjawiskami, były wyrazistymi przejawami jego defektu; odbijały się w nich jak w soczewce 162

wszystkie braki w pracy uszkodzonych struktur mózgowych. Nie było to jednak wszystko, krył się za tym jeszcze bardziej niebezpieczny defekt: utracił całą swoją wiedzę, wiedzę zdobytą w ciągu wielu lat nauki. To, czego uczymy się w szkole i później, gdy zdobywamy wykształcenie specjalistyczne, gromadzi się w postaci uporządkowanych systemów logicznych. Nie można „zapamiętać" matematyki, jak również nie można „zapamiętać" Kapitału Marksa. Można je sobie przyswoić, rozumieć je, co oznacza umieszczenie ich w pewnych zwięzłych, sprawdzonych systemach, które zachowują się w naszej pamięci, a- następnie są z taką łatwością rozwijane i odtwarzane. Można „zapomnieć" matematykę albo teorię dziedziczności, ale jak łatwo „zapomniane" przypomina się, kiedy zaczynamy odświeżać uprzednio zdobytą wiedzę i odtwarzać, jakby się zdawało, „zapomniany" system. Wiedza przechowuje się w naszej pamięci inaczej niż towar w magazynie czy też książki w bibliotece. Przechowuje się ona w postaci „skondensowanych" kodów i uproszczonych schematów, według których bardzo łatwo jest odtworzyć system ogólny. Właśnie tego brakowało naszemu bohaterowi, u którego zranienie uszkodziło te okolice kory mózgowej, których praca jest niezbędna, aby uczynić obejrzane widzianym i przekształcić kolejno nadchodzące informacje w zwięYie, „symultanicznie" ujmowane w

163

schematy. Dostrzegał to, jak tylko spróbował przypomnieć sobie to, czego uczył się przez wiele lat w szkole i nastudiach. I tu doznał uczucia katastrofy. Nic... Absolutna pustka. Oddzielne urywki, co do których zachowało się zaledwie wrsżenie, że pojęcia te odnoszą się do tej czy innej dziedziny... I nic więcej! Żadnej wiedzy, żadnego systemu. Przeszłość była zburzona! „Do momentu zranienia z łatwością rozumiałem wszystko, dobrze się uczyłem, mogłem uczyć się dowolnej dziedziny wiedzy, nie miałem z tym żadnych kłopotów, po zranieniu natomiast zapomniałem wszystkiego, czego się uczyłem, zniknęła cała moja wiedza, całe moje wykształcenie, wszystko przepadło,.. Nic mi nie pozostaje w pamięci, a gdy czytam, już przy trzecim słowie ulatnia się słowo pierwsze, podobnie jak w czytanym słowie zapominam liter, które przed chwila, czytałem... Pamiętam, że chodziłem do szkoły, że ukończyłem dziesięć iolatkę z wynikiem celującym, że studiowałem w Tulskiej Politechnice, że ukończyłem trzy lata studiów, że uczyłem się w uczelni chemicznej, którą ukończyłem w przewidzianym czasie na początku wojny, że byłem na froncie zachodnim, że w 1943 roku byłem ranny w głowę w czasie przerywania obrony niemieckiej na Smoleńszczyźnie. Ale co robiłem, czego uczyłem, się — nie pamiętam, jakie miałem przedmioty — też nie wiem. Wszystko zapomniałem. I chociaż wiem, że w szkole przez sześć lat uczyłem się języka niemieckiego, teraz nie pamiętam ani jednego słowa, ani jednej litery; pamiętam, że na politechnice miałem język angielski i uczyłem się go przez trzy lata, ale teraz nie znam 164

ani jednej litery, ani jednego słowa. Zapomniałem te języki zupełnie, jakbym nigdy się ich nie uczył i nie posługiwał się nimi. Przypominam też sobie różne słowa: «stereometria», «trygonometria», «chemia», «algebra» i inne, ale nie mogę ich zrozumieć, nie wiem, co znaczą te słowa... Z nauki w szkole średniej nic mi nie pozostało poza pewnymi słowami, nazwami,: jak te; fizyka, chemia, astronomia, trygonometria, język niemiecki, język angielski, rolnictwo, muzyka itd., które utraciły swoje znaczenie, a pozostało tylko coś w rodzaju odczucia ich znajomości... Czasownik, zaimek, przysłówek. Słyszę, te słowa, wydają mi się znajome, a równocześnie całkiem ich nie rozumiem. Oczywiście przedtem znałem je i pamiętałem, a tu... przestałem je rozumieć i pamiętać. Słyszę słowo... «stój». Dotyczy to gramatyki, słowo to jest czasownikiem. I nic więcej nie mogę o nim powiedzieć. A po niecałej minucie zaczynam zapominać słowa «czasownik»... i już zapomniałem. Do tej pory nie jestem w stanie zapamiętać, zrozumieć coś z gramatyki, geometrii — przyczyna: zaburzenie pamięci i oderwanie części substancji mózgowej... Czasem biorę do ręki jakiś podręcznik — geometrii lub fizyki albo też gramatyki — ale po kilku minutach zostawiam go albo też rzucam ze złością dlatego, że ndc nie rozumiem — nie zapamiętuję nic z tych podręczników dla szkoły średniej. A w dodatku od tego potęguje się ból głowy, a nawet kiedy tylko zobaczę podręcznik, czuję się nieswój, rozdrażniony i ogarnia mnie uczucie jakiegoś zniechęcenia do wszystkiego". Próbowano dawać mu lekcje; podejmował męczące próby odzyskania choć części utraconej wiedzy, przesiadywał godzinami nad prostym zada165

niem czy twierdzeniem, których sens uprzednio w lot chwytał... Bezowocnie! Żadnych efektóv/. „M. B. uczy mnie geometrii — to młody człowiek, który niedawno skończył wydział filozoficzny. Początkowo rozmawiał ze mną na temat pojęć geometrycznych z zakresu szkoły średniej — co to punkt, linia, płaszczyzna, powierzchnia, a potem zaczął mówić o twierdzeniach. I dziwna rzecz. Z jednej strony pamiętam, że dobrze znałem te pojęcia — geometryczne twierdzenia — a z drugiej strony nie znam żadnego pojęcia, wszystko zapomniałem. Zapomniałem nawet, co znaczy płaszczyzna, linia, powierzchnia. Chociaż M. B. wielokrotnie wyjaśnia mi te pojęcia, nic to nie pomaga, nie mogę ich zrozumieć i zapamiętać. Nawet było mi głupio, że jestem tak mało pojętny i nierozumny. Próbowałem wi^c ciągle przytakiwać, że niby wiem, o co chodzi, chociaż w rzeczywistości nic nie rozumiałem z tych objaśnień, a przyczyna tego tkwiła w trudności uchwycenia samego słowa i zrozumienia go. Więcej dawała mi ilustracja, rysunek. Bez nich żadne tłumaczenie słowne nie docierało do mnie. Ciągle starałem się porównywać je z rysunkiem ńa karteczce, na przykład: to punkt; to

to jest linia; U. ~] płaszczyzna itd., a wyjaśnić, dać definicji, co to punkt, linia, płaszczyzna, nie mogłem bez względu na to, jak długo nie odczytywałem tych notatek. Dziwi mnie to, w głowie mam jakąś pustkę., ból przenikliwy w oczach i czuję się dosłownie jak pijany. Nie jestem w stanie z jakichś przyczyn zrozumieć słów: powierzchnia, koło i innych, oraz nawet płaskich linii i form. Jeżeli coś mogę zrozumieć, to tylko poprzez rysunek; słowo mówione czy pisane do mnie nie dociera. W żaden sposób nie mogę zrozumieć pojęć «kąt», «stopień kąta», 166

*stopień łuku*. Nie docierają do mnie te pojęcia. Łatwiej jest mi zrozumieć coś, na co patrzę, coś na płaszczyźnie, nie rozumiem natomiast czegoś, co ma objętość, jest ruchome, gdzie trzeba coś tam sobie wyobrazić, przemieścić. Chociaż z trudem -rozumiem jednak płaszczyznę prostokąta, rozumiem też długość w centymetrach, centymetry kwadratowe w kwadracie, ale stopnie kąta i łuku — to do mnie nie dociera, bo nie mogę ich powiązać z czymkolwiek widocznym, odczuwalnym, w rodzaju powierzchni ziemi. Zajmowałem się wraz z M. B. nawet twierdzeniami. Oto na przykład analizowaliśmy takie twierdzenie: kąt zewnętrzny w trójkącie jest większy od każdego kąta wewnętrznego nie sąsiadującego z tym zewnętrznym. , Początkowo nie mogłem w ogóle zrozumieć tych pojęć (sąsiadujący, kąt, wewnętrzny, zewnętrzny), później zacząłem je rozumieć, gdy oglądałem szkice i rysunki. Ale twierdzenia wypływają jedne z drugich — trzeba je sobie przypominać, aby zapamiętywać nowe, a tego jakoś nie mogłem zrobić! Przecież w związku z analizowanym twierdzeniem muszę przypomnieć sobie znaczenie pojęć; umniejszy — większy*, zastosować porównanie. Już rozumiem, co oznaczają słowa «mniejszy» i «większy», gdy chodzi o ilość, ale jeżeli słowa te występują w oderwaniu od siebie, to trudno mi je zrozumieć, ho nie mogę odnieść słowa «więcej» do określonego pojęcia: nie wiem, czy dotyczy ono słów powiedzianych wcześniej czy później. Muszę więc znaleźć jakieś oparcie i zaczynam opierać się. na przyswojonym już pojęciu: «Słoń jest większy od muchy*. Dzięki temu, jak się okazuje, zrozumiałem, do czego odnosi się słowo «większy». Kiedy już, po tytanicznym wysiłku, zrozumiałem twierdzenie, przechodzę do następnego i zaczynam je rozumieć, lecz 167

\

okazuje się, że o pierwszym już zapomniałem i znowu go nie rozumiem. A w samej rzeczy muszą za każdym razem doszukiwać się określeń i sensu pojęć, z którymi przyszło mi się- zetknąć. W końcu na dobre zapamiętałem te twierdzenia i pojęcia w nich zawarte-, a stało się to po miesiącu lub dwu codziennego treningu, ale . nauczyciel idzie dalej, wykłada nowe twierdzenia, wprowadza nowe pojęcia, lecz ja nie jestem w stanie tego wszystkiego spamiętać i zrozumieć, zajęcia nie przynoszą mi żadnego pożytku. Tak to już jest: jeżeli1 muszę coś zapamiętać, chociażby twierdzenie, to potrzebuję na to około dwu miesięcy i to pod warunkiem, że niczym innym nie będę się w tym czasie zajmował. To twierdzenie, tak jak i inne słowa, którymi się teraz posługuję, wejdzie do mojej «afatycznej» pamięci, lecz jeż&li nie będę go sobie przypominał, to całkiem je zapomnę, podobnie jak zapomniałem i nie mogę sobie przypomnieć innych twierdzeń. Wydaje mi się, że już nigdy nie zapamiętam i nie zrozumiem ani geometrii, ani gramatyki, ani fizyki ani innej nauki — taka jest teraz moja pamięć i moja głowa! To okropna rzecz — co spotkało mnie w życiu: dziwna jakaś choroba — bezmózgowie — znikająca pamięć, nierozumienie otoczenia, twierdzeń". Może tak wygląda sytuacja w odniesieniu do skomplikowanych systemów wiedzy — geometrii, fizyki, gramatyki? Co będzie, kiedy uprościmy zadanie i przejdziemy do prostych rachunków z I, II czy' III klasy?... Może to będzie łatwiejsze?... Ale i tu czeka nas rozczarowanie. Okazuje się, że ułożenie prostego systemu liczb jest tak samo trudne jak opanowanie skomplikowanych pojęć naukowych. 168

,,Po zranieniu całkiem zapomniałem liczyć i nie pamiętałem ani jednej cyfry (tak jak nie znałem liter). I znowu siedzę obok nauczycielki, uśmiechając się do mej półgębkiem, z nadzieją, że szybko się obudzę z tego strasznego snu, że to niemożliwe,, abyrń nie umiał mówić, czytać, liczyć. Długo patrzę na cyfrę, jak bym sobie coś przypominał albo na coś czekał. W końcu przypomina mi się początkowa cyfra — jeden (1), i kolejno zaczynam liczyć po cichu: «jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem... siedem!* — mówię głośno patrząc uparcie na cyfrę 7. Zdarza się, że nie potrafię odpowiedzieć, ile to jest sześć razy sześć — trzydzieści sześć, czterdzieści sześć albo trzydzieści? Albo i więcej. Czasem się zdarza {sam to zauważyłem), że nawet nie wiem, ile to jest ... dwa razy dwa? Jakaś fatalna siła bez przerwy zaćmiewa mój uszkodzony umysł. A jaka plątanina z tabliczką mnożenia! W tym przypadku przypominam pięcioletnie dziecko. Nie znam ani jednej cyfry! Ale rozpoczynają się zajęcia z arytmetyki i przebiegają lepiej niż nauka liter. Przecież cyfry są prawie jednakowe^ wystarczy zapamiętać zaledwie dziesięć sztuk, a później już wszystko powtarza się z małymi odchyleniami i dodatkami. Ale nauczycielka domaga się, abym liczył od końca... od dziesięciu do jednego. Dla mnie to po prostu męka — w początkowym okresie nie mogłem tego wykonać! Potem mi się udało. Początkowo liczyłem od jednego do dziesięciu; potem odejmowałem jedną liczbę, ale nie mogłem jeszcze wypowiedzieć słowa «dziesięć», a następnie odejmowałem po jedynce do ośmiu i tak aż do końca. Wielką trudność sprawiało mi takie liczenie od końca! Początkowo było mi bardzo trudno dodawać liczby (bowiem od nowa uczyłem się dodawać!), tym trudniej, że musiałem posługiwać się «alfa169

betem cyfrowym**: 1, 2, 3, 4 itd. — bez tego «alfabetu» nie mogę sobie przypomnieć żadnej liczby. Oto na • przykład O. P. mówi do mnie: «Dodaj liczbę 10 i 15 i powiedz, ile to jest?» Zaczynam dodawać: «Jeden, dwa, trzy... dziesięć* — znaczy to, że mogę zrozumieć, co oznacza liczba dziesięć, gdy wymienię kolejno wszystkie liczby do dziesięciu. Inaczej nie mogę zrozumieć, co oznacza liczba dziesięć. Następnie zaczynam ponownie liczyć: «Jeden, dwa, trzy... czternaście, piętnaście!* Oznacza to, że zrozumiałem liczbę piętnaście {i' słowo, i liczbę zrozumiałem!). A potem zaczynam dodawać dalej: «szesnaście, siedemnaście..•» — i liczą od szesnastu do dwudziestu pięciu na palcach. Dodawać na piśmie jest znacznie łatwiej, a w pamięci bardzo, a bardzo trudno, liczę więc zawsze bardzo długo. Oto O. P. mówi: «Odejmij od 32 liczbę 17, ile to jest? I zrób to w pamięci!». I zaczynam kombinować — dodaję, liczę — bardzo wolno i bardzo długo, pytam dwukrotnie nauczycielkę o te liczby... Od 32 odjąć 2 jest 30. Do 17 dodać 3 jest 20. Od 30 odjąć 20 jest 10. Od 10 odjąć 7 równa się 3. Do 3 dodać 10 jest 13. Tak od 30 pozostaje 2, które trzeba dodać do 13, wówczas będzie 15! Inaczej nie mogłem rachować jak tylko taką okrężną drogą. W liczeniu na papierze szło roi znacznie lepiej. ... Znałem teraz znaczenie najprostszych stów, jak dodać i wyliczyć (pomnożyć i podzielić), ale we właściwym momencie nie mogłem ich sobie przypomnieć, choć je już rozumiałem. Ale takich pojęć, jak: «różnica», «reszta» — nie mogłem zapamiętać... I bez przerwy mylę jedną cyfrę z drugą i długo nie mogę* obliczyć w pamięci, He to będzie, jeżeli dodamy albo odejmiemy jakieś liczby! A liczby zawierające pojęcie pierwiastka kwadra170

towego z trudem początkowo pojmuję, a gdy tylko się od nich oderwę, natychmiast zapominam, jak wyciągnąć pierwiastek kwadratowy z 49, i 0,49, z 4 i 0,4 — przestaję to rozumieć. Wspólnie z nauczycielką uczę się tabliczki mnożenia. Po kilku miesiącach, wydawałoby się, znam prawie całą, ale często mylę cyfry, a czasem po prostu nie potrafię odpowiedzieć, ile to jest choćby pięć razy sześć — trzydzieści sześć czy trzydzieści? Albo jeszcze więcej. Ciągle plączę się w tabliczce mnożenia. Liczyć w pamięci jest mi trudno, na papierze znacznie łatwiej, i jeżeli coś próbuj-ę policzyć teraz, to tylko na papierze, chociaż cyfry ciągle mi-się mylą... W ostatnim czasie, kiedy znałem już cyfry, nauczycielka próbowała zadawać mi proste zadania arytmetyczne oraz podstawowe działania. I kiedy zaczęła mi mówić 0 składniku i odjemniku, różnicy, ilorazie i sumie, to w żaden sposób nie mogłem zrozumieć i zapamiętać tych pojęć. Gdy je słyszę, mam wrażenie, że nie są mi obce, i to wszystko. Co prawda, szybko pojąłem sens tylko słów, to znaczy rozumiałem, co oznaczają, ale )akoś nie mogę ich zastosować w zadaniach, ciągle zapominam, na czym to polega. Zaczynam zastanawiać się nad słowem «iloraz», 1 ciągle myślę i myślę, do czego się ono odnosi — do dodawania, do dzielenia czy też do mnożenia? Nauczycielka podpowiada mi jego znaczenie, ale teraz z kolei zapominam znaczenia słowa «różnica»".

Jak to wszystko przeszkadza w życiu! Nie może pójść do sklepu, policzyć należności, sprawdzić reszty! „Często zapominam, ile wynosi pięć razy pięć: dwadzieścia pięć czy trzydzieści pięć, a może czterdzieści 171

pięć?... Zaczynam powtarzać całą tabliczkę mnożenia, dopóki nie znajdę właściwej liczby. Oczywiście radzę sobie z liczbami, kiedy siedzę ż ołówkiem w ręku przy stole w domu. Ale kiedy znajduję się na spacerze albo próbuję liczyć przy ladzie w sklepie, zawsze mylę się w jedną lub w drugą stronę... Dlatego teraz sam nigdy nie liczę pieniędzy, kiedy kupuję w sklepie; jeżeli chcę coś kupić z żywności (albo coś innego) podchodzę do kasjerki, mówię jej, że chcę tyle a tyle produktów, ona wybija mi paragon, ja płacę, a następnie z paragonem podchodzę do ekspedientki, która wydaje mi towar. Sam zaprzestałem całkowicie liczyć w czasie zakupów w sklepie". Wszystko to dotyczyło nie tylko trudności w liczeniu. Jego bezradność sięgała znacznie dalej. Teraz nie mógł już grać w szachy ani w warcaby lub choćby domino — wszystkie te gry (tak łatwe w przeszłości — trzeba bowiem wiedzieć, że ogrywał w nie kiedyś swoich rówieśników!) stały się niedostępne. „Do czasu zranienia umiałem grać w różne gry i na ogół grałem bardzo dobrze, a po zranieniu oduczyłem się tego, I dopiero później, gdy minęło ileś tam miesięcy i lat, jakoś nauczyłem się grać w warcaby, w szachy, w domino, ale dobrze grać już jakoś nie potrafię. Przed wybuchem wojny i do chwili zranienia dobrze grałem w szachy. Ale później w szpitalu zupełnie zapomniałem, jak się gra w szachy, jak nazywają się figury szachowe, to znaczy zapomniałem wszystkiego, co dotyczyło szachów jak również liter i cyfr... Zabieram się do gry w szachy z początkującymi szachistami i długo rozmyślam, jak się poruszać na szachownicy. 172

A przypomnieć sobie w czasie gry nazw figur do dzisiaj nie potrafię {goniec, hetman, wieża, koń, pionek, król). Czasem przypomina mi się koń (skoczek), król (car), a pozostałe figury nie mają dla mnie nazwy — nie mogłem ich zapamiętać w ciągu 20 lat! A w szpitalu przystosowywałem się: zamiast «hetman» mówiłem «królówka» (jeżeli mi się przypomniało), zamiast «król» mówiłem «car», konia nazywałem «konnicą Bu r dionnego», goniec to «oficer», a wieża «damka» — łatwiej było mi to zapamiętać. Ale w toku gry i te słowa trudno mi było sobie przypomnieć. W czasie gry widziałem na szachownicy dwie do trzech figur, jak litery w czasie czytania — trzy-cztery litery od środka pola widzenia w lewo. Ponieważ nie wid2ę całej szachownicy, ciągle więc zapominam o istnieniu pozostałych figur, «przegapiam» je. A wcześniej przewidzieć choćby jednego ruchu do przodu nie potrafię... Podobnie dzieje się z grą w warcaby: zapomniałem, jak się gra, choć szczerze mówiąc przed zranieniem grałem bardzo dobrze". Nie tylko szachy, warcaby czy domino. Zbyt trudne dla niego okazały się wszelkie formy kontaktów z otoczeniem, stawał się bezradny, kiedy zaczynał rozmowę, kiedy przychodził na koncert, starał się zrozumieć film. I tu docierały do niego tylko najprostsz"e codzienne sceny, wszystko pozostałe było rozbite na kawałeczki, których sens był dlań niezrozumiały. ,,Do kina chodzę regularnie, kiedy tylko jest oka, zja. Sprawia mi przyjemność oglądanie filmu. Zawszeć to rozrywka. Nic jednak nie mogę przeczytać na ekra173

nie, bowiem muszę składać litery, a jak pojawia się napis, to nadążam w przeczytaniu dwu-trzech liter, a obraz już się zmienia. A i ekran widzę częściowo, na lewo od środka pola widzenia! Aby zorientować się w tym, co się dzieje, muszę przebiegać ekran wzrokiem z różnych punktów widzenia, to znaczy po sto razy przenosić wzrok z jednego miejsca ekranu na drugie. Męczę się bardzo szybko, boli mnie głowa i oczy..A ponieważ nie mogę czytać, często nie rozumiem obrazu. Nie mogę też zrozumieć, o czym mówią bohaterowie filmu, bo obrazy zmieniają się zbyt szybko. Oto na ekranie rozmawia dwóch ludzi, widzowie śmieją się, a ja nie rozumiem, co tam jest śmiesznego. Zrozumiałe jest dla mnie, kiedy na ekranie kłócą się, biją, przewracają — rozumiem to i bez słów. Po obejrzeniu filmu nie pozostają w mojej pamięci żadne ślady, tak mi się wydaje, chociaż co nieco zachowuje się w pamięci, co jednak — tego sam nie mogę stwierdzić. To samo można powiedzieć o koncertach. Słyszę i widzę artystów, ale sensu ich słów nie mogę uchwycić i zrozumieć; słowa, które słyszę; brzmią pusto, a po chwili je zapominam". Co prawda, muzykę nadal lubił, ale z piosenką działo się coś dziwnego: łatwo zapamiętywał melodię, a treść wyrażona słowami nie docierała do niego i piosenka rozpadała się na zrozumiałą melodię i obcy, nie docierający do niego sens słów. „Przypominało to coś w rodzaju tego, co zdarzyło się z moją mową i pamięcią: urywek słowny pieśni — to moje zagubione znaczenie słów, a melodia to coś w rodzaju alfabetu, który, nie znając liter, powtarzałem automatycznie". 174

Żywość wyobraźni. Osobowość

Zranienie spowodowało nie do naprawienia defekt w mózgu chorego: przekreśliło jego pamięć, rozdrobniło jego obraz świata na masę cząstek. Leczenie oraz czas przywróciły mu życie, zapoczątkowały pracę nad odzyskaniem utraconego świata, który musiał złożyć z małych oddzielnych części. Choroba uczyniła go bezradnym intelektualnie „afatykiem", egzystującym w nowym „świecie bez pamięci". Podjął więc tytaniczny wysiłek pracy nad sobą, pracy, której źródłem była stopniowo narastająca nadzieja powrotu do życia, stania się pożytecznym dla innych. Ale oto przedziwne następstwo zranienia: oszczędziło ono w całości świat jego przeżyć, jego twórczy entuzjazm, pozostawiło w pełni nienaruszoną osobowość, osobowość człowieka, obywatela,, bojownika! Z jakim samozaparciem toczy walkę o odtworzenie swego rozbitego świata! Jak mocno odczu175

wa swoje ogromne problemy i swoje małe, czasem ledwie dostrzegalne sukcesy! I jak wyrazistą wyobraźnię zachował, jak barwnie wspomina swoje dzieciństwo, jak obrazowo opisuje lasy i jeziora, jak wzruszająco przeżywa swoje spacery, każdą trawkę, każdy kwiatek... Nadal potrafi być wrażliwym wobec innych ludzi, dostrzegać ich motywy, oceniać postępowanie, wspólnie z nimi przeżywać ich smutki i radości. Chory, pozbawiony'mowy i pamięci, w dalszym ciągu żyje życiem swego kraju. I co szczególnie uderzające: on, który utracił wiedzę, który nie jest w stanie zrozumieć konstrukcji gramatycznych i jest bezradny wobec zadania wymagającego liczenia w pamięci, zachował zadziwiającą swą wyrazistością wyobraźnię emocjonalną, subtelną umiejętność widzenia ludzi wraz z ich tak różnorodnymi motywami i przeżyciami. Jak wyraziście ich pokazuje i jak zadziwiająco precyzyjnie analizuje! Przekartkujmy jego zeszyty i znajdźmy strony ukazujące tę twórczą wyobraźnię emocjonalną! Jak różni bywają ludzie... Jak różne motywy kryją się za ich działaniem i określają ich osobowość! Do tego, co pisze, wprowadza wyobrażanych sobie ludzi .i pojawiające się w jego wyobraźni obrazy. Oto widzi siebie jako lekarza, inżyniera, pielęgniarkę... Z jakim wzruszeniem i jakim wyczuciem moralnym opisuje wyobrażane sobie historie! 176

„Jestem lekarzem. Badam chorego szczerze zaniepokojny jego stanem, cierpię z nim całą duszą, przecież to człowiek jak inni, tylko ciężko chory, trzeba więc mu pomóc. Wszak i ja mogę zachorować i mnie ktoś powinien pomóc, a teraz trzeba pomóc temu choremu człowiekowi. Nie można postąpić inaczej! A oto jestem innym lekarzem. Dość mam już tych chorych z ich ciągłymi skargami! Nie wiem, po co wpakowałem się w tę medycyną. Nie mam ochoty nic robić ani nikomu pomagać! Pomagam jedynie tym, którzy i mnie mogą pomóc. I nic się takiego nie stanie, jeżeli umrze jakiś pacjent — zawsze umierali i zawsze będą umierać! A oto jestem głównym chirurgiem; uratowałem wiele ludzkich istnień. Dziękują mi za to, nazywają wybawcą. Cieszę sią z tego, cenne jest mi każde życie ludzkie. A oto jestem innym chirurgiem, niepopularnym. Dość często mylę się, ale, jak mi się wydaje, nie dlatego, że mam złą rękę czy też z winy chorego lub mojego nastroju. Bardziej od swego zawodu lubię teatr, taniec, bale, lekkie, łatwe życie, cenię własne korzyści, chociaż nikomu o tym nie mówię. Teraz coś innego. Jestem sprzątaczką. Mam ciężkie życie. Ale nic na to nie poradzę, głowa słaba, nie mam żadnych zdolności, słabo czytam, jestem już stara. ...Jestem poważnym inżynierem, kieruję fabryką, muszą serio myśleć o wszystkim, lecz ponieważ utrzymuję kontakty z wieloma zakładami i ich kierownictwem, praca wydaje mi się lekka. Jest mi oczywiście łatwiej żyć i być inżynierem aniżeli sprzątaczką czy ładowaczem. ...Jestem słabą kobietą, mam chorą głowę, która coraz bardziej i bardziej puchnie; rano i wieczorem krzyczę na cały szpital i prawie tracę zmysły. Ale U — turla — Świat utracony 1 odzyskany

177

naruszył odłamek. Omijać, aby innymi środkami, inną drogą spróbować odzyskać to, co utracił. Uparcie usiłuje przebudzić się z tego koszmarnego snu, wyjść z tego potwornego zastoju myśli, skończyć z ciągłym błądzeniem w kręgu słów oraz w krainie nie wyrażonych myśli i wreszcie znowu znaleźć się w prostym i jasnym, łatwym i przystępnym świecie. Ale to mu się nie udaje. Czas płynie — a męczarnie wciąż są takie same. „Tak lecą miesiące, lecą lata, minęły już ponad dwa dziesięciolecia, a ja wciąż jak dawniej znajduję się w zaczarowanym kręgu czasu i nie mogę go przerwać, nie mogę wyrwać się z niego, aby znów stać się zdrowym stać się samym sobą — mieć dobrą pamięć i wyobraźnię... Człowiek zdrowy nie zrozumie nigdy głębi mojej choroby, nie pojmie, co przeszedłem, jeśli i jemu nie przydarzy się coś takiego..." I powraca do swojej przeszłości. Nie może zrozumieć, dlaczego świat jest tak dziwnie urządzony, po co są wojny, czym usprawiedliwić to, że ćwierć wieku temu on, taki młody i zdolny, przed którym otwierała się wspaniała przyszłość, utracił pamięć, wiedzę, stał się bezsilnym inwalidą, skazanym na nie kończącą się walkę — wczoraj, dziś, jutro — do końca życia. Tego nie można zrozumieć. Ponownie zaczyna walczyć o to, co odeszło na zawsze, starając się złożyć w całość kawałki swego rozbitego świata. I ponowrie wraca do swej opo180

wieści, opowieści, którą ciągle pisze, a która nie ma końca. Do opowieści o walce, w której nie przywykł do zwycięstw, i o zwycięstwie, które nie przerwało walki. Zamiast epilogu „Tak, wojna, wojna... Ile nieszczęść przyniosła ona ludziom, ile śmierci, ilu ludzi okaleczyła, ilu przykuła do loża albo też pozbawiła możliwości dalszego działania! Któż wie, czy wśród tych zabitych lub okaleczonych nie byłoby wielkich ludzi naszej epoki, takich jak Łomonosow, Puszkin, Mendelejew, Tołstoj, Czajkowski, Pawłów, Górki, jakichś wynalazców czegoś ważnego i wielkiego! A gdyby nie było wojen, ludzkość dawno poszłaby dalej w rozwoju świata, sięgnęłaby po nowe, wielkie odkrycia! Niezrozumiałe są dla mnie ucisk czy niewolnictwo w innych krajach. Przecież ziemia jest w stanie po wielokroć odziać i obuć całą ludzkość, do syta nakarmić i napoić, dostatecznie ogrzać i oświecić wiele, wiele pokoleń globu ziemskiego! Po co zatem są wojny, po co stosować gwałt, przemoc, niewolnictwo, morderstwa, kary, dlaczego istnieje nędza, głód i chłód, bezrobocie w krajach kapitalistycznych. W zapasach gltibu ziemskiego znajdują się dostateczne ilości paliwa i energii — i na ziemi, i pod ziemią, i w wodzie, i pod wodą — ludzkość nie musi się obawiać, że czegoś jej może zabraknąć! A w najbliższej przyszłości zaczną się loty w przestrzeń kosmiczną, loty na księżyc i najbliższe planety, co zwiększy jeszcze możliwości odkryć i wzbogacenia się w rzadko spotykane substancje 181

i pierwiastki, których, być może, mało jest na ziemi, a są na innych planetach..."

Spis treści

Tak kończy tę część dziennika, napisaną w 1957 roku, na dwa lata przed naszymi wielkimi osiągnięciami w kosmosie. Czy trzeba coś dodać? Czyż te pełne optymizmu wiersze nie są najlepszym zakończeniem tej małej książeczki?

Przedmowa do pierwszego wydania polskiego O książce 1 jej autorze » 8 Przeszłość • 13 Wojna • 15 Po zranieniu * 17 „Co dzieje się ze mną?1' • 19 Szpital rewalidacyjny • 22 Nasze spotkanie • 25 Wyciąg z historii choroby nr 3712

38

Kilka informacji o mózgu — dygresja pierwsza

31

Pierwsze kroki w rozbitym świecie • 47 Wzrok * 47 Ciało • 51 Przestrzeń • 55 Czytanie • 72 „Do nauki!" • 77 Dzień decydującego odkrycia

83

Historia okrutnej rany • 90 Co skłoniło go do pisania? * 99 »Zyję w świecie bez pamięci!" • 104 „Zacząłem żyć i przypominać sobie *na wspak»" • 113 Dziwactwa pamięci i mowy • 120

i

183

Jak przypominają się słowa — dygresja druga W kręgu niezrozumiałych stów i nie wypowiedzianych myśli - 137



129

W świecie form gramatycznych — dygresja trzecia • 144 Labirynt gramatyki • 153 „Utraciłem całą wiedzę!" • 162 Żywość wyobraźni. Osobowość • 175 Opowieść, która pozostała bez zakończenia • 179 Zamiast epilogu • 181

Łuria - Świat utracony i odzyskany.pdf

... następ- stwa strasznego zranienia. Swoje wspomnienia budo-. 9. Page 4 of 90. Łuria - Świat utracony i odzyskany.pdf. Łuria - Świat utracony i odzyskany.pdf.

6MB Sizes 8 Downloads 150 Views

Recommend Documents

man-61\wiat-scoring-software.pdf
Download. Connect more apps... Try one of the apps below to open or edit this item. man-61\wiat-scoring-software.pdf. man-61\wiat-scoring-software.pdf. Open.

A Deep and Tractable Density Estimator - Benigno Uria
Table 4. Average test-set log-likelihood for several models trained on 8 by 8 pixel patches of natural images taken from the BSDS300 dataset. Note that because these are log probability densities they are positive, higher is better. Model. Test LogL.

pdf-1488\apollo-13-utracony-ksiezyc-lost-moon-the ...
... the apps below to open or edit this item. pdf-1488\apollo-13-utracony-ksiezyc-lost-moon-the-perilous-voyage-of-apollo-13-by-jim-lovell-jeffrey-kluger.pdf.

i think i think, therefore i think i am - UFRGS
Page 1 ... Merely thinking you think isn't good enough to generate knowledge you exist ... your own thoughts that give you a reason to believe you have them?

llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll|I|I|l|||
A graphics data processing apparatus having graphic image operations on two images. Two graphic images. [21] APPI- Nod 541,879 are formed into a single ...

I mcs-041 I
MCS-041 : OPERATING SYSTEMS. Time : 3 hours ... (a) Discuss the linked and index file allocation schemes. Which allocation scheme is used in UNIX OS? 10.

I mcs-041 I
MCS-041 : OPERATING SYSTEMS. Time : 3 hours ... following types of operating systems : (i). Batch. (ii) ... ordering in a distributed system with an example. 6.

I MGY-001 I
applications. (b) On what basis are maps classified ? Explain your • answer with suitable examples. (c) Applications of Geoinformatics technologies for monitoring and damage assessment of floods. (d) Data considerations for urban and rural environm

N - Arkivoc
A facile, phosgene-free approach with high atom economy has been ..... anilines bearing electron-withdrawing groups were applied (Table 2, Entries 2-4, 13), ...

llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll|I|I|l|||
A graphics data processing apparatus having graphic ... color code. This enables the same graphics data pro. 345/201 .... memory. These bit-map controllers with hard wired functions .... of long term storage device such as a disk drive. The.

,' ,]i,,'
2. f-pcgrln fXoArrcuv f uypori).r.:v 5ag. Fpag riu Yn ru g0 v ur v.!1p r:l6qp [.n 1rru fl ol6ayr..ryrrr,i9 xo r E:,tr or n p ov irn

,' ,]i,,'
v 62,\ll-lv ruu16rqraq oHoyrJVtitv 6E\f ultoxpEouvfst Vd rrpoOrcllf(octv d.V,11 llc(tci$3r f rr trr{rn o r rlrr x6 yrcr r rr1y. uri6 6 er{q 1 olv a rolJIK6v Too 6 fi o tyr,lt::v'.

I I 1.. 1.. -1.
Write true or false : 5x1=5. (a) The study of how to best implement and integrate cryptography in software applications is itself a distinct field. (b) Authentication is the process of verifying the identity of a person. MSEI-022. 1. P.T.O.. Page 2.

I came, I installed… I left -
Miller, who took the time to enlighten pv magazine .... install the system on his house rooftop. After three to ... oped by Miller after he left Shell Solar just before it ...

102\134\\E / / I i : : 7/\i 106
Nov 5, 1999 - loW-press'ure/high-volume pulsed air ?oW. Rotation of one. 8947890. 8/1908 Keys _ p1pe relative to another p1pe about a shared longitudinal ...

at first i thought i was fighting to save rubber trees. then i thought i was ...
Jul 4, 2016 - The state of Acre, in the Brazilian Amazon, retains 87% of its forest cover – and is .... artisan 'Doutor da Borracha' - Master of the Rubber.

at first i thought i was fighting to save rubber trees. then i thought i was ...
Jul 4, 2016 - companies keen to sell shoes, accessories and other products made from ... programmes, equipment and training to support sustainable land use and ... During this first NGP study tour to Acre, we'll be looking at how the NGP ...

Did-I-Mention-I-Need-You-Did-I-Mention-I-Love-You-DIMILY.pdf
Page 1 of 3. Download ]]]]]>>>>>(-PDF-) Did I Mention I Need You? (Did I Mention I Love You (DIMILY)). (eBooks) Did I Mention I Need You? (Did I Mention I ...

I Do, I Don t
Book Synopsis. The Bachelor meets The Runaway Bride in this addictive romance novel about a reality TV producer falling for her would-be star: a Montana.

Zostera marina - Wiley Online Library
P.O. Box 11103, Groningen 9700 CC, The Netherlands, ††GEOMAR Helmholtz-Centre for Ocean Research Kiel, Evolutionary. Ecology of Marine Fishes, D€usternbrooker Weg 20, Kiel 24105, Germany. Abstract. Populations distributed across a broad thermal

I can I Did Record.pdf
Page 1 of 1. 1. ©SCERT, Chennai -6. v‹dhš KoÍ«, eh‹ brŒnj‹. (I can, I did Record). khzt® f‰wš brašghLfŸ gÂntL. ghl«: t. v©. ehŸ ghl¤ jiy¥ò brašghLfŸ F¿¥òiu. 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. Page 1 of 1. I can I Did Record.p

I sommersi e i salvati.pdf
Page 3 of 127. I sommersi e i salvati.pdf. I sommersi e i salvati.pdf. Open. Extract. Open with. Sign In. Main menu. Displaying I sommersi e i salvati.pdf. Page 1 of ...

i 2015 tamil i movie.pdf
online tamil movies. Filmreviews i tamil film2015 aambar 39 s. reviews. Whoops! There was a problem loading this page. i 2015 tamil i movie.pdf. i 2015 tamil i ...

Hymenosoma orbiculare
monophyletic clusters were identified on the basis of genetic data, each confined to ... Morphological data supported the distinctness of each of these clusters.